Recenzja książki pt.: “Kto zdradził Annę Frank”

Ostatnio w kinach pojawiła się animowana opowieść nawiązująca do słynnego „Dziennika” Anne Frank. Akurat niedawno miałam okazję przeczytać “Kto zdradził Anne Frank” autorstwa Rosemary Sullivan i dziś chciałabym przedstawić Wam swoje wrażenia z tej lektury. 

“Emerytowany agent FBI Vincent Pankoke i jego niestrudzeni śledczy z ogromną pieczołowitością przestudiowali dziesiątki tysięcy stron akt, w tym nigdy wcześniej nie odkrytych. Przeprowadzili też rozmowy z wieloma potomkami ludzi, którzy znali Franków. Korzystając z metod opracowanych przez FBI, zespół skrupulatnie odtworzył wielomiesięczny tok wydarzeń poprzedzający niesławne aresztowanie – i doszedł do wstrząsającego wniosku.

Kto zdradził Anne Frank to pasjonująca relacja z tej misji. Rosemary Sullivan przedstawia śledczych, wyjaśnia motywy zarówno ukrywających się, jak i ich prześladowców, oraz kreśli sylwetki podejrzanych. Całość dopełnia plastycznymi obrazami Amsterdamu z czasów wojny – miejsca, w którym bez względu na zamożność, wykształcenie czy podejmowane środki ostrożności nigdy nie było wiadomo, komu można zaufać.” *

*fragment opisu pochodzi od wydawcy

Kto zdradził Annę Frank

Reportaż ten został podzielony na dwie części, w których opisano rys historyczny dotyczący mieszkańców Oficyny i ich najbliższych przyjaciół oraz tok śledztwa przeprowadzonego w obecnych czasach. Oprócz tego, czytelnik znajdzie tam również wymienionych członków zespołu dochodzeniowego wraz ze spisem archiwów i instytucji, słowniczek, bibliografię i indeks osób występujących w książce. 

Myślałam, że historia będzie opisana dokładniej, (np. kto zdradził rodzinę Franków), jednak jak się okazało, wszystko jest oparte na domysłach. Sam reportaż nie jest zły i dobrze się go czyta – chociaż bardziej zapamiętałam informacje zawarte w rysie historycznym, niż przebieg samego śledztwa. Jedynym minusem jest zawarcie przypisów na końcu książki, co jest dość niewygodne. 

Jeżeli są tutaj fani publikacji opartych na faktach, interesujący się jednocześnie historią Anne Frank, to polecam zapoznać się z tą pozycją.

Za egzemplarz dziękuję

 

https://www.harpercollins.pl/
https://booktime.pl/

Recenzja książki pt.: “Królestwo Nikczemnych”

Wydawnictwo You&Ya rozpieszcza czytelników – dzięki niemu dostaliśmy polski przekład “Krwi i popiołu” Jennifer L. Armentrout, a także tłumaczenie książki pt.: “Królestwo Nikczemnych” autorstwa Kerri Maniscalco. 

Emilia i Vittoria to czarownice mieszkające wśród normalnych ludzi. Dziewczyny muszą robić wszystko, aby nie zostać zdemaskowane. Pewnego dnia jedna z bliźniaczek znika, a druga przypadkowo odkrywa jej martwe ciało. Emilia za wszelką cenę chce znaleźć mordercę siostry i zrobi wszystko, aby się na nim zemścić. Jest w stanie przywołać nawet jednego z Nikczemnych, aby w tym jej pomógł…

Czekałam na tę książkę, zaczęłam ją pochłaniać…i coś nie zaiskrzyło. Dla sprostowania – nie była to zła historia. Są wiedźmy, demony symbolizujące siedem grzechów głównych (kilku z nich możemy poznać już w części pierwszej np. Pana Gniewu), jest wątek morderstwa i chęć odkrycia tożsamości sprawcy, a całość dobrze się czyta. Co ciekawe, samego romansu w powieści było jak dla mnie bardzo mało. 

Miałam jednak wrażenie, że “Królestwo Nikczemnych” jest wstępem do historii, która ma w dalszych tomach wgnieść czytelnika w fotel (tak mi się przynajmniej wydaje). Czy żałuję czasu spędzonego z tą powieścią? Absolutnie nie. Czy sięgnę po drugi tom? Tak, ponieważ chcę zobaczyć, jak rozwinie się relacja między bohaterami, a także jestem ciekawa, co ma w planach Emilia.

Recenzja książki pt.: “F**k it. Tylko spokój może cię uratować”

Tak jak obiecałam, to już ostatnia książka z przekleństwem w tytule. Nie przedłużając, zapraszam Was na recenzję kolejnego poradnika dotyczącego rozwoju osobistego pt.:“F**k it. Tylko spokój może cię uratować” pióra Johna C. Parkina. 

Sprawy nader rzadko mają się tak, jak powinny. Najczęściej inaczej, niż chcesz. Czasami różnica jest niewielka, niekiedy zaś urasta do rozmiarów przepaści. A to boli. Czujesz złość, frustrację, niezadowolenie. Próbujesz różnych metod, aby interesujące Cię sprawy potoczyły się tak, jak sobie życzysz. Bywa, że się udaje. Trochę. Często jednak mimo wysiłku nic nie idzie po Twojej myśli. Niepokój i niezadowolenie stają się coraz trudniejsze do wytrzymania. Odczuwasz stres i zastanawiasz się, co dalej. A co, jeśli te wszystkie sprawy nie są aż tak istotne, za jakie je uważasz?

Dzięki tej szczególnej książce odkryjesz całkiem wygodną i krótką drogę prowadzącą wprost do spokoju ducha. Przekonasz się, że rozdźwięk między „jak jest” a „jak być powinno” można zlikwidować nie przez samodoskonalenie, zmienianie świata czy naukę medytacji, ale przez proste „pieprzę to!” i pogodzenie się z życiem takim, jakie jest. Nie chodzi jednak o pozostawanie w bierności, a o akceptowanie życia z całą paletą jego barw i odcieni. W tym mądrym, dowcipnie napisanym poradniku znajdziesz szereg wskazówek gotowych do zastosowania w różnych momentach życia. Dzięki tym podpowiedziom odkryjesz cudowny smak wolności – wystarczy tylko odrobina cierpliwości, samoświadomości i… ta książka. *

*Opis pochodzi od wydawcy

 

Polubiłam humorystyczny styl autora, a przy niektórych podanych przez niego przykładach nawet się uśmiechnęłam. Moim zdaniem podczas czytania warto zwrócić uwagę na tzw. test mięśniowy (pojęcie to znałam akurat z “Emocje zadbane i masz wyje**ne”), który jest całkiem ciekawym doświadczeniem. Ostatecznie niby zrozumiałam, jak ten spokój ducha osiągnąć…z tym, że czy do zaakceptowania życia takim, jakim jest, naprawdę potrzeba poradnika?

Mam trochę mieszane uczucia co do tego tytułu. Czy go polecam? Jeżeli ktoś zna wcześniejsze publikacje pisarza i je lubi to jak najbardziej zachęcam do zapoznania się z pozycją “F**k it. Tylko spokój może cię uratować”.



 

Recenzja książki pt.: “Wilczy Lord”

Uwielbiam romanse historyczne. Na swoim koncie mam już m.in “Skandalistę” Nicoli Cornick, “Przebiegłą i niewinną” Shirlee Busbee oraz dwie części cyklu Niepokorni autorstwa Melisy Bel. W tegoroczne Walentynki premierę miał trzeci tom tej serii pt.: “Wilczy Lord”. Dziś zapraszam Was właśnie na jego recenzję. 

Chciałabym zaznaczyć, że książki można czytać niezależnie od siebie, jednak polecam zapoznać się z nimi w kolejności wydania, jako że niektóre postacie przewijają się w tle. 

Wilczy Lord - okładka

Tym razem główną bohaterką jest Charlotte Summer – kobieta sprawująca opiekę nad zadłużonym sierocińcem. Niestety niestabilna sytuacja przybytku zmusza ją do szukania wsparcia finansowego w postaci patrona. Pierwszą osobą, o której pomyślała był Król Rozpusty, właściciel klubu dla dżentelmenów – James Hamilton. Dziewczyna postanowiła postawić wszystko na jedną kartę i poprosiła go o pomoc. On jednak miał dla niej nieco inną propozycję… 

W książkach Melisy uwielbiam to, że pomimo też iż bohaterowie początkowo mogą sobie skakać  do oczu, to i tak od razu wyczuwalna jest między nimi chemia. Tak też było w przypadku Jamesa i Lottie. Jego kręciło to, że dziewczyna do niego nie wzdychała jak większość kobiet, a ją na początku znajomości denerwowało w nim praktycznie wszystko. W końcu kto się czubi ten się lubi.

Było parę scen, przez które się uśmiechnęłam, natomiast przy kilku serce zabiło mi mocniej. Wątek osiemnaście plus również się pojawia, ale napisany jest ze smakiem i nie gorszy czytelnika. Jeżeli znacie pióro autorki i lubicie niezobowiązujące romanse historyczne, to polecam zapoznać się z powieścią pt.: “Wilczy Lord”.

Recenzja książki pt.: “Just F*cking Do It”

Po przeczytaniu “Emocje zadbane i masz wyje**ne” Katarzyny Czyż, przyszła pora na kolejny poradnik dotyczący rozwoju osobistego (a w planach mam jeszcze dwie albo nawet i trzy książki tego typu). Tak więc dziś zapraszam Was na recenzję “Just F*cking Do It” Noor Hibbert (obiecuję, że będzie jeszcze tylko jedna pozycja z wulgaryzmem w tytule). 

“Książka zabiera nas w podróż prowadzącą do zmiany życia na lepsze. Autorka wierzy, że jeśli czegoś naprawdę pragniemy, uda nam się to zdobyć dzięki zmianie negatywnych myśli na pozytywne, odsłonięciu ukrytych autodestrukcyjnych przekonań, unikaniu emocjonalnych wampirów, otaczaniu się pozytywnymi inspirującymi ludźmi, planowaniu w szczegółach, odpoczynkowi, pozwalaniu sobie na chwile ciszy i spokoju, które są kluczowe dla zachowania życiowej równowagi. 

Fundamentalne jest docieranie do swojego wnętrza, bycie z sobą uczciwym i okazywanie wdzięczności za to wszystko, co mamy. 

Dzięki praktycznym ćwiczeniom, które wymagają chwili namysłu, refleksji i zastanowienia się nad naszym tu i teraz oraz nad naszymi marzeniami, możemy poprawić swoje życie. Podczas lektury nie ma się wrażenie słuchania motywacyjnego wykładu, a raczej rozmowy z żywą osobą, z krwi i kości.”*

*opis pochodzi od wydawcy

“Just f*cking do it” złożone jest z 13 rozdziałów, a każdy z nich porusza inny temat np. jeden wyjaśnia, czym jest prawo przyciągania i jak działa, a inny pomaga “przestawić” się na pozytywne wibracje. 

Czy poradnik mi pomógł? Na pewno uświadomił parę rzeczy, ale ciężko mówić o tym, że po przeczytaniu go moje życie jakoś nagle magicznie się odmieniło. Prawdopodobnie przy stosowaniu porad z książki dłużej niż kilka dni, zauważyłabym jakąś zmianę. Jak zresztą napisała sama autorka, trzeba przede wszystkim zacząć działać. Jeżeli więc ktoś lubi czytać tego typu tytuły, to polecam zapoznać się z tą pozycją.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Muza

 

Recenzja książki pt.: “Emocje zadbane i masz wyje**ne”

Przyznaję, że “Emocje zadbane i masz wyje**ne” autorstwa Katarzyny Czyż chciałam przeczytać głównie ze względu na tytuł (podobnie zresztą jak “Just F*cking Do It” Noor Hibbert oraz “F**k it. Tylko spokój może cię uratować” Johna C. Parkina). Ostatnio “przejadły” mi się wszelkiego rodzaju romanse oraz fantastyka, tak więc z chęcią sięgnęłam po lekturę należącą do innego gatunku. 

We wspomnianym poradniku został poruszony temat emocji i tego, jak wpływają one na nasze życie. Oprócz scharakteryzowania smutku, złości, strachu, zazdrości i radości, autorka przytoczyła m.in różne koncepcje szczęścia znane z innych kultur (muszę przyznać, że najbardziej zainteresowała mnie Hygge z Danii). Co ciekawe, w tym tytule pojawił się również mój ulubiony model SMART (wspominałam o nim przy okazji innej recenzji), towarzyszący mi praktycznie od początku studiów (teraz będę go pewnie umiała wyrecytować z pamięci w nocy o północy). 

Okładka książki "Emocje zadbane i masz wyje**ne"

Oczywiście to tylko przykładowe zagadnienia zawarte w lekturze. Po prostu właśnie one najbardziej utknęły mi w pamięci. Moim zdaniem warto zwrócić swą uwagę na podrozdział dotyczący m.in różnic między strachem a lękiem. 

W książce podobało mi się min. to, że oprócz wiedzy z zakresu psychologii, zamieszczono tam także osobiste historie autorki, dzięki czemu czułam się tak, jakbym siedziała i rozmawiała z Panią Kasią twarzą w twarz. Jeżeli ktoś z Was lubi czytać poradniki i chciałby się czegoś dowiedzieć na temat emocji, to polecam zapoznać się z “Emocje zadbane i masz wyje**ne”.

Recenzja książki pt.: “Za kurtyną: Apogeum”

Na premierę debiutu Laury Savaes pt.: “Za kurtyną: Apogeum” czekałam tak samo niecierpliwie, jak na “Krew i popiół” Jennifer L. Armentrout. Niestety kilka razy natrafiłam na nieoznaczone spoilery, które spowodowały, że czytając znałam już większość wydarzeń zawartych w książce. 

Historia Leny zaczyna się w momencie, kiedy razem z bratem i kilkoma innymi osobami udaje się na wycieczkę wspinaczkową. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że podczas czołgania się przez jeden z jaskiniowych tuneli, nagle znalazła się w królestwie Ardiven, które znajduje się na skraju wojny domowej. Starając się odnaleźć w nowej rzeczywistości poznała tam Eavana oraz Cedrica. 

Okładka książki pt.: "Za kurtyną: Apogeum"

Przez dłuższy czas nie mogłam się przekonać do Leny. W pewnym jednak bardzo mi zaimponowała tym, że potrafiła „pokazać pazurki”. Co do męskich postaci, to na początku nawet lubiłam Eavana, ale później miałam wrażenie, że niekiedy zarówno on jak i Cedric zachowywali się jak małe dzieci. Moim zdaniem było to dość irytujące. Plusem opowiedzianej historii z pewnością była chemia, którą dało się wyczuć między bohaterami. 

Niestety książka mi się dłużyła, ale w ostatecznym rozrachunku nie jest ona zła. Jeżeli więc lubicie poznawać debiutujących pisarzy, a także jesteście fanami fantastyki, to polecam spotkanie z tą powieścią i wyrobienie sobie o niej zdania samemu. Z pewnością sięgnę po kolejny tom, aby sprawdzić, jak potoczy się dalsza historia Leny oraz by przekonać się jak rozwinie się pióro autorki.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu You&Ya.

Recenzja książki pt.: “Siedem i pół nocy. Kochanek z Marrakeszu”

Niedawno wspominałam Wam o dwóch najnowszych książkach pochodzących spod pióra Bibi Von Braut. Wrażenia z “Trzynastu godzin. Kochanka z jej snów” przedstawiłam już w poprzednim poście. Teraz przyszła kolej na drugą, czyli “Siedem i pół nocy. Kochanek z Marrakeszu”. 

Chciałabym od razu zaznaczyć, że opowiedziane historie nie łączą się ze sobą i nie jest to seria, tak więc można je czytać w dowolnej kolejności. 

Okładka książki "Siedem i pół nocy"

Tym razem główną bohaterką jest Klara, która z dnia na dzień traci pracę. Jako kobieta kochająca luksus oraz będąca matką małej dziewczynki, nie może sobie ona pozwolić na brak zatrudnienia. Po paru nieudanych (czasem zawierających też niemoralne propozycje) rozmowach o pracę, bohaterka poznaje Maxa, który oferuje jej zagraniczną podróż w charakterze osoby towarzyszącej. Sprawy na wyjeździe się komplikują. Jak skończy się ta egzotyczna przygoda? 

Muszę przyznać, że bardzo polubiłam postać Maxa, chociażby dlatego, że gdy zaproponował wyjazd, to dał wszystkie namiary na siebie i hotel oraz powiedział, że informacje te może ona przekazać swoim najbliższym by nie martwili się o nią. W mojej opinii było to bardzo fair z jego strony. Ciekawa była scena porwania głównej bohaterki i motyw samego uprowadzenia. 

“Siedem i pół nocy. Kochanek z Marrakeszu” to kolejna niezobowiązująca lektura na wieczór. Polecam ją osobom, którym nie przeszkadzają wątki osiemnaście plus i chcą spędzić czas z lekką powieścią.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Lekkiemu

 

  

Recenzja książki pt.: “Trzynaście godzin. Kochanek z jej snów”

Znacie jakieś książki, które zostały napisane przez autorów ukrywających się pod pseudonimem literackim? Przyznam, że u mnie znalazłoby się kilka takich pozycji, a dzięki uprzejmości Wydawnictwa Lekkiego, mogłam do tego grona dodać dwie powieści pisarki, znanej jako Bibi Von Braut. Póki co mam “Trzynaście godzin. Kochanek z jej snów” oraz “Siedem i pół nocy. Kochanek z Marrakeszu” i dziś chciałabym Wam opowiedzieć o tej pierwszej pozycji. 

Z tego co zauważyłam, to Bibi kreuje na bohaterki kobiety, lubujące się w rzeczach drogich i luksusowych (np. Prada czy Dior). Przyznam, że nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czytała powieść, gdzie występowałyby tak ekskluzywne marki.

 

Okładka książki "Trzynaście godzin"

Historia opowiada o Agnes, która pewnego ulewnego dnia trafia do najprawdziwszego zamku. Jak się okazuje, posiadłość nie jest opuszczona, a jego właścicielem jest pewien przystojny i niebieskooki baron o imieniu Noah, zachowujący się tak, jakby oczekiwał jej przybycia. Jednak mężczyzna posiada parę sekretów…czy kobieta jest gotowa, aby je poznać? 

W pierwszej chwili pomyślałam, że Noah był duchem, na szczęście pomyliłam się co do tej kwestii bo przyznam, że czułabym się trochę dziwnie czytając o romansie ducha i człowieka. Podobała mi się stworzona przez autorkę relacja między głównymi bohaterami, a postać babci tajemniczego barona wprost uwielbiałam. Ogólnie lubię, gdy w książkach występują starsze Panie, które nie zachowują się jak typowe babcie i jeszcze potrafią korzystać z życia. 

Czytelnik natknie się tu na sceny łóżkowe, jednak nie są one bardzo gorszące (chociaż niektóre mogą być osobliwe), a całą historię można przeczytać w niecałe kilka godzin. Polecam ją osobom lubiących romanse oraz tym, które szukają niezobowiązującej lektury na wieczór.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Lekkiemu

Recenzja książki pt.: “Nikt nie widzi słoni”

Jakiś czas temu na blogu opublikowałam recenzje dwóch książek autorstwa Katarzyny Wierzbickiej. Były to “Duże troski małych zwierzątek” oraz “Tajne przez magiczne”. W dzisiejszym poście chciałabym Wam przedstawić najnowszy tytuł skierowany do rodziców i ich dzieci, jakim jest “Nikt nie widzi słoni”. 

Okładka książki "Nikt nie widzi słoni"

Książka jest stosunkowo krótka i porusza problem odrzucenia przez rówieśników z powodu choroby lub niepełnosprawności. Ma ona pomóc najmłodszym w samoakceptacji i skupieniu się na swoich mocnych stronach. Ukazuje również to, jak czują się osoby, które zostały wykluczone ze społeczeństwa. 

Historia opowiada o żyjącym wśród ludzi Słoniu, którego nikt nie zauważa – właśnie dlatego, że jest inny i nie pasuje do reszty. Mimo to pewnego dnia spotyka miłość swojego życia, jaką jest mieszkająca w zoo Słonica. Po jakimś czasie rodzi się im córeczka, która niestety jest  nieakceptowana przez pozostałe dzieci. Do czasu, aż spotyka pewną Dziewczynkę, która uświadamia jej coś ważnego… 

Bardzo lubię książki dla dzieci, napisane przez Kasię. Każda z nich zawiera w sobie życiowe przesłanie. Dodatkowo warto wspomnieć, że w “Nikt nie widzi słoni” są zawarte bardzo ładne ilustracje stworzone przez Agę Gaj. Pozycję tę polecam z całego serca rodzicom, szukającym wartościowych lektur dla swoich pociech.

Za egzemplarz dziękuję autorce