Kolęda na cztery ręce

Lubicie książki o tematyce świątecznej? Ja czytam je naprawdę rzadko i tylko w okresie Bożego Narodzenia. Zazwyczaj są to powieści od Richarda Paula Evansa, jednak w tym roku zaszalałam i zabrałam się za lekturę pt.: „Kolęda na cztery ręce” autorstwa Nataszy Sochy. 

Paulina, główna bohaterka tej powieści, została skazana przez sąd na odbycie prac społecznych. Na jej szczęście, karę mogła odrobić w fundacji, w której pracowała. Jej zadanie polegało na „adopcji” jednej z podopiecznych i spędzenie z nią całego grudnia. Z początku dziewczyna nie była tym zachwycona, ale Pani Maria się nie poddała i spróbowała pokazać swojej towarzyszce te radośniejsze strony życia.

Okładka książki pt.: „Kolęda na cztery ręce”

Historia przyjemna i szybko się ją czyta. Bardzo polubiłam Panią Marię i naprawdę chciałabym zachowywać się w jej wieku tak jak ona. Przy okazji spotkań z główną bohaterką, kobieta przekazała jej kilka ważnych nauk życiowych. Miałam wrażenie, że zakończenie jednego wątku jest otwarte i samemu można dopowiedzieć sobie resztę.

Jeżeli więc szukacie przyjemnej, rozgrzewającej serce świątecznej historii, to polecam zapoznać się z „Kolendą na cztery ręce”.

This Poison Heart. Zatrute serce

Lubię, kiedy bohaterowie książek posiadają jakieś magiczne umiejętności, tak jak to było na przykład w „The Atlas Six” czy też w „Królestwie przeklętych”. Dlatego, gdy zaczęłam czytać „This Poison Heart. Zatrute serce” ucieszyłam się z faktu, że Briseis ma dar panowania nad roślinami. 

Powiem Wam, że trochę mi przez to przypominała Isabelę z „Naszego magicznego Encanto”, chociaż na tym podobieństwa między dziewczynami się kończyły. Swoją drogą, polecam tę animację, jest wręcz boska. 

Okładka książki pt.: „This Poison Heart. Zatrute serce”

To taki mały off top, ale już wracamy do tytułu. Historia jest naprawdę interesująca. Ogólnie rzecz biorąc, Bri wraz ze swoimi mamami przeprowadza się do tajemniczej posiadłości, którą dostaje w spadku. Jak się okazuje, oprócz niezwykłego ogrodu z bardzo osobliwymi roślinami, dziewczyna znajduje informacje na temat swojej biologicznej rodziny, a także ołtarz, poświęcony starożytnej bogini. Poznaje też niektórych mieszkańców miasta. Czy może im jednak zaufać? 

W książce jest trochę intryg, rodzinnych tajemnic i zauroczeń. Podobało mi się to, że autorka czerpała inspirację z mitologii greckiej. Końcówka powieści jest natomiast naprawdę emocjonująca i już nie mogę się doczekać jej kontynuacji. Zastanawiam się, jak potoczą się losy jednej z postaci, którą z początku lubiłam, ale później przestałam czuć do niej sympatię. No i oczywiście zżera mnie ciekawość, czy głównej bohaterce uda się doprowadzić swoją misję do końca.

Współpraca recenzencka z wydawnictwem Moondrive

Emi i Tajny Klub Superdziewczyn w świątecznej odsłonie

Czy grudzień też się Wam kojarzy z kalendarzami adwentowymi? Osobiście każdego roku staram się jakiś mieć. Do tej pory głównie kupowałam te z czekoladkami, raz udało mi się zaopatrzyć w kalendarz z książkami, a w tym roku sprawiłam sobie taki z żelkami. Natomiast moja mama ma śliczny, drewniany kalendarz adwentowy w kształcie choinki, z wysuwanymi szufladkami. Za to Emi, tytułowa bohaterka cyklu powieści o Tajnym klubie Superdziewczyn, miała ręcznie robiony kalendarz z misjami, które towarzyszyły nastolatce oraz jej przyjaciołom przez cały miesiąc. 

Okładka książki pt.: „Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Magia świąt”

Pomysł poddała jej mama. Dziewczyna z chęcią się w niego zaangażowała i mimo że na początku jej znajomi nie za bardzo chcieli wziąć udział w tym przedsięwzięciu, to ostatecznie każdy do niego dołączył. Niektóre zadania były proste, na przykład mieli zrobić coś miłego dla pierwszej napotkanej osoby, przy innych wyzwaniach natomiast, przyjaciele musieli wykazać się kreatywnością. Nie obeszło się też bez przykrych zdarzeń, ale o tym, co się stało, musicie przeczytać już sami. 

To była naprawdę ładna historia, która niosła za sobą taki świąteczny klimat. Polecam powieść pt.: „Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Magia świąt” z całego serca wszystkim, kochającym przygody tej nastolatki.

Współpraca recenzencka z autorką oraz Grupą Wydawniczą Foksal. 

 

Elżbieta i Małgorzata. Królowa i jej siostra.

Wspominałam już, że grudzień będzie intensywnym miesiącem, jeżeli chodzi o spotkania. Natomiast tak wracając do głównego tematu, to ostatnim czasie udało mi się przeczytać trzy książki biograficzne. Była to historia o twórcy Kostki Rubika, o chłopcu, który podczas II Wojny Światowej ukrywał się w lesie, a dziś do kompletu opowiem Wam o tytule „Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor”. 

Autor w swojej lekturze m.in. przybliżył sylwetki obu kobiet, opisał to, jak zmieniało się ich życie na przestrzeni lat, kiedy między siostrami relacje były napięte, a także to jak Elżbieta czy opinia publiczna, reagowali na niektóre zachowania Małgorzaty.

Okładka książki pt.: „Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor"

Szczerze to trudno mi powiedzieć, jak na taką książkę zareagowałaby osoba interesująca  rodziną królewską na co dzień. Dla mnie, jako dla kogoś, kto coś tam słyszał, ale nie jest fanem tej dynastii, była to lektura bardzo ciekawa, chociażby ze względu na to, że mogłam bliżej poznać, postać Małgorzaty młodszej siostry królowej Elżbiety. Chociaż przyznam, że niektóre z zachowań obu kobiet dość mocno mnie zaskoczyły. 

A jak u Was? Czytaliście może jakieś tytuły biograficzne? 

Współpraca recenzencka z wydawnictwem Marginesy.

Kiecka i tiurniura. Czyli podróże przez magiczną toaletkę

Niekiedy mam tak, że biorę jakąś książkę, czytam parę kartek i odkładam ją na jakiś czas. Kiedy wracam do niej po pewnym okresie, nagle odkrywam, że bardzo, ale to bardzo mi się ona podoba. Tak właśnie miałam z „Kiecką i tiurniurą” autorstwa Aleksandry Katarzyny Maludy. 

Właściwie fabuła była dosyć prosta, ponieważ Agata musiała zanieść lekarstwo choremu na gruźlicę Gustawowi Lutomierskiemu. W zasadzie nic trudnego prawda? Jednak był pewien problem – główna bohaterka żyła w XXI wieku, natomiast mężczyzna pochodził z XIX. Podróż w czasie mogła odbyć tylko za pomocą magicznej toaletki. 

Okładka książki pt.: „Kiecka i tiurniura”

Chyba najbardziej w tej opowieści urzekło mnie to, że autorka wprowadziła do niej gwarę góralską, którą posługuje się jedna z postaci. Fajnie to urozmaiciło książkę. Było trochę perypetii związanych z przeniesieniem się Agaty w dawne czasy, pojawiło się również kilka nawiązań do legend, chociażby tej o śpiących rycerzach. A w końcówkę wprost nie mogłam uwierzyć. Niemniej naprawdę książka mi się podobała. 

Tylko wspomnę, że „Kiecka i tiurniura” jest kontynuacją „Kiecki i krynoliny”. Pierwszego tomu jeszcze nie czytałam, ale mam nadzieję, że wkrótce go nadrobię. Natomiast gorąco polecam Wam “Kieckę i tiurniurę”. Uważam, że jest ona warta zapoznania się z nią.

Współpraca recenzencka z wydawnictwem Szara Godzina. 

„Chłopiec w lesie”. Ostatnia książka nawiązująca do II Wojny Światowej w tym roku

Tak patrzę na swoje notatki i wyszło na to, że w tym roku przeczytałam aż pięć książek, nawiązujących do II Wojny Światowej. Zaczęłam od „Kto zdradził Annę Frank” Rosemary Sullivan, a skończyłam na „Chłopiec w lesie” – autobiografii Maxwella Smarta, któremu udało się przeżyć wojnę, dzięki pomocy pewnej polskiej rodziny oraz ogromnemu szczęściu. 

Okładka książki pt.: "Chłopiec w lesie

Autor opowiada o tym, gdzie żył przed wybuchem konfliktu zbrojnego, jak udało mu się przetrwać w lesie, kogo tam spotkał, co się później stało z jego towarzyszem, a także jak próbował naprostować swoje życie po 1945 roku. Na ostatnich stronach można znaleźć zdjęcia pisarza, a także słowniczek, wyjaśniający takie pojęcia jak np. bar micwa czy banderowcy. 

W paru miejscach książka mnie zaskoczyła. Może źle to ujęłam. Może nie tyle sama powieść, ile splot wydarzeń w życiu autora, które doprowadziły go, chociażby do kobiety, którą uratował, kiedy ta była zaledwie niemowlęciem. Jest to lektura zdecydowanie dla osób lubiących ciekawe biografie i autobiografie, chociaż tak naprawdę polecam ją każdemu. Ja nie żałuję czasu z nią spędzonego i mam nadzieję, że Wy również się nie rozczarujecie.

Współpraca barterowa z wydawnictwem 

Język korzyści w praktyce

Żeby nie stać w miejscu i cały czas się rozwijać zaopatrzyłam się na razie w dwie książki specjalistyczne. O pierwszej z nich, czyli o „Strategii komunikacji w social mediach” wspominałam już jakiś czas temu. Teraz przyszła pora na przewodnik po copywritingu sprzedażowym pt.: „Język korzyści w praktyce” autorstwa Justyny Bakalarskiej – Stankiewicz. 

Akurat informacje zawarte w tej książce też już znałam ze studiów, więc było to dla mnie takie małe powtórzenie wiadomości. Autorka w swoim tytule poruszyła takie zagadnienie, jak np. tworzenie persony, a także trochę opowiedziała o działaniu algorytmów, o tytułach, CTA (call to action) i wielu innych tematach, mających pomóc w tworzeniu angażujących i ciekawych treści. 

Dodatkowo pod koniec tego przewodnika, umieściła ona mini zestaw ćwiczeń, dzięki którym można sprawdzić nabytą wiedzę, co jest dla mnie ogromnym plusem. Jestem ciekawa, czy lubicie korzystać z takich poradników? Jeżeli tak, to co najbardziej Wam się w nich podoba? Jeżeli nie, to też dajcie znać. Jestem ciekawa, co Was od nich „odstrasza”.

Czy „Icebreaker” zdobył moje serce?

Jakiś czas temu wspominałam Wam, że takimi moimi comfort book były te, należące do serii o Simonie Snow. Niedawno do grona tych książek dołączyła jeszcze jedna pozycja – mianowicie „Icebreaker”. 

Może teraz krótko o niej. Główny bohater to Mickey James, który od małego gra w hokeja na lodzie. Obecnie ma dość duże szanse, aby zostać zawodnikiem NHL. Niestety, gdy idzie do koledżu, okazuje się, że gra w jednej drużynie ze swoim największym rywalem – Jaysenem Caulfieldem. Na treningach między chłopakami są liczne spięcia, a jak wiadomo, od nienawiści do miłości jest jeden krok… 

Okładka książki pt.: „Icebreaker”

Była to dla mnie bardzo ładna i urocza historia. Cieszę się, że uczucie między bohaterami rodziło się powoli i mogliśmy być świadkami zarówno tych szczęśliwych, jak i burzliwych chwil. Dodatkowo w dziele poruszono dość trudny temat, jakim jest depresja, a także ukazano to, jak postacie sobie z nią radziły. Podobało mi się również to, jak ewoluowała relacja między głównym bohaterem a jego ojcem. 

Z pewnością w przyszłości jeszcze nie raz powrócę do tej powieści. Jeżeli więc czytacie książki, gdzie występuje motyw LGBT+, a także lubicie wątki sportowe, to naprawdę zachęcam do sięgnięcia po “Icebreakera”.

Współpraca barterowa z wydawnictwem You&Ya

„Wzrastam”, czyli poradnik o tym, jak uporać się z przeszłością

Dzisiaj będzie jeszcze poradnikowo, ale z tego, co widzę w harmonogramie spotkań, to do omówienia zostały nam tylko dwa tytuły z tego gatunku. Grudzień będzie też bardzo intensywny, jeżeli chodzi o spotkania, więc jeżeli będziecie mieć czas, to serdecznie na nie zapraszam. 

Może zacznę od tego, że podczas lektury „Wzrastam” autorstwa Nicole Lepery, miałam odczucia podobne do tych, które wystąpiły, kiedy czytałam „Mózg szczęśliwych ludzi. Jak pokonać lęki i czerpać radość z życia”. Informacje zawarte w obu książkach traktowałam bardziej jako ciekawostki, chociaż nie wykluczam tego, że mogą one komuś pomóc. 

Okładka książki pt.: „Wzrastam”

„Wzrastam” skupia się przede wszystkim na pomocy w uporaniu się ze swoją przeszłością, a także z destrukcyjnymi schematami zachowań, które gdzieś tam są głęboko zakorzenione. Przyznam, że dwa rozdziały zainteresowały mnie najbardziej. Pierwszy dotyczył nowej teorii traumy, drugi natomiast opisywał wewnętrzne dziecko, znajdujące się w każdym z nas.

Dajcie znać, czy czytaliście ten tytuł. Jeżeli nie, a czujecie, że mógłby Was zainteresować, to zachęcam do sięgnięcia po niego.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Muza