Opowieści prawdziwe – recenzja książki “(Na)Dzieje. 1939-2019”

Książki historyczne mają w sobie coś, co sprawia, że lubię je czytać. Jeżeli dodatkowo zawierają w sobie informacje o ludziach, którzy żyli naprawdę oraz przybliżają ich życiorysy, zazwyczaj znajdują się one w moim must read. Tak było na przykład w przypadku serii dla dzieci „Damy dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy” i „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Podróże w spódnicy”, a także z książkami opisującymi klan Kossaków i klan Matejków. Teraz przyszedł czas, aby opowiedzieć o kolejnym dziele literackim opartym na faktach, czyli o „(Na)Dziejach. 1939-2019” autorstwa Wandy Romer.

Zarówno narratorką jak i bohaterką biografii jest sama autorka, która zabiera nas w czasy swojej młodości, kiedy to całe jej życie wywróciło się do góry nogami. Najpierw przez śmierć ukochanego taty (Karola hr. Romera), a potem przez wybuch II Wojny Światowej, który zmusił ją do porzucenia świata, który znała i ucieczki z ukochanego przez nią kraju. Razem z Wandą i jej mamą wybieramy się w podróż po świecie, w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca, gdzie można „zapuścić korzenie”.

Mimo usilnych prób, autorka nigdzie nie mogła poczuć się do końca jak u siebie i bardzo tęskniła za Polską. W końcu po wielu, wielu latach, bez obaw o swoje życie mogła powrócić w rodzinne strony.

W lekturze oprócz samego tekstu, zamieszczone zostały zdjęcia z rodzinnego archiwum autorki, przedstawiające m.in. ją samą, jej rodziców czy też dom, w którym się wychowywała. Dodatkowo każdy z bohaterów występujących w powieści posiada przypis, przybliżający w kilku słowach jego sylwetkę.  

Książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie. Cały czas miałam wrażenie, że Pani Wanda siedzi naprzeciwko mnie i opowiada swoją historię. Autorka w bardzo ciekawy sposób przedstawiła kilkadziesiąt lat ze swojego życia, opisując zarówno te radosne, jak i te smutne chwile, a także wspomniała o zmianach, które wtedy zachodziły na świecie.

Jestem pod ogromnym wrażeniem jej osiągnięć – oprócz posady tłumacza (znała aż pięć języków), w późniejszych latach działała w polonijnym stowarzyszeniu „Ognisko Polskie”, którego prezesem była przez sześć lat. Imponująca jest także ilości osób, które poznała.

Z czystym sercem polecam tę pozycję wszystkim tym, które interesują się historią.

I znów grasuje morderca… – recenzja książki “Kobiety, które nienawidzą”

Jeszcze kilka miesięcy temu starałam się unikać kryminałów. Nie jest to mój ulubiony gatunek, więc raczej starałam się wybierać książki, które są w granicach moich zainteresowań. Jednak w okolicach marca otrzymałam możliwość zrecenzowania powieści
pt.: „Chłopcy, których kochano za mocno”, autorstwa Kazimierza Kyrcza Jr., w której poznałam Bednarskiego oraz jego ekipę policjantów, tropiących seryjnego mordercę znanego pod pseudonimem Kuba Szpikulec. Wtedy nie przypuszczałam, że pojawi się kontynuacja, czyli „Kobiety, które nienawidzą”.

Tym razem ekipa policjantów została odsunięta od sprawy mordercy prostytutek – wspomnianego wyżej Kuby Szpikulca, który nagle rozpłynął się w powietrzu. Ich zadanie przejęły osoby pracujące w Archiwum X. Jednak policjanci nie spoczęli na laurach – w mieście zaczął grasować kolejny morderca, którego ofiarami były osoby związane z policją. Przestępcę ochrzczono pseudonimem Bob Zabójca. Sytuacja skomplikowała się, gdy porwano jedną z policjantek. Czy bohaterowie zdążą ją ocalić?

Trzecio osobowa narracja jest tutaj prowadzona z perspektywy kilku osób, chociaż podczas czytania odniosłam wrażenie, że nazwisko Bednarskiego powtarzało się najczęściej. Podobnie jak w przypadku poprzedniego tomu, myliły mi się poszczególne osoby, które występowały w opowiedzianej historii, przez co trochę ciężko się czytało i musiałam „skakać” między stronami, żeby załapać, kto jest kim.

Przyznaję, że dzięki tej książce, patrzę na kryminały nieco przychylniejszym okiem. Jakoś w połowie lektury pomyślałam, że nawet zaczynam lubić ten gatunek. Podczas czytania nie typowałam, kto był mordercą, dałam się ponieść nurtowi historii, którą autor bardzo dobrze wykreował. W trakcie lektury dwa razy udało mi się nawet zaśmiać, a także otworzyć oczy ze zdumienia, kiedy zbliżałam się do finału.

Mam taką małą nadzieję, że jeszcze będę mogła przeczytać o kolejnych sprawach, rozwiązywanych przez Bednarskiego oraz jego ekipę i że w jak najkrótszym czasie uda mi się nadrobić pierwszy tom.

Za egzemplarz dziękuję