Tajemnicze listy – recenzja książki “Barwy pożądania”

Czasem lubię się odciąć od fantastyki czy obyczajówek i przeczytać na przykład coś z literatury erotycznej. Niektóre książki podobają mi się bardziej, inne mniej.  Niedawno otrzymałam pakiet trzech lektur autorstwa Megan Hart: “Barwy pożądania”, “Trzy oblicza pożądania” oraz “Otchłań pożądania”. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością wyżej wspomnianej autorki. Czy udane?

Na pierwszy ogień poszły “Barwy pożądania”. 

“…Weźmiesz najpiękniejszy papier i najlepszy atrament. Opiszesz ze szczegółami swoje najbardziej erotyczne doświadczenie. Może być prawdziwe, może być wymyślone, ale masz je napisać bez błędów, najstaranniejszym charakterem pisma, bez żadnych kleksów ani literówek.

Opis dostarczysz do czwartku.

Pod spodem widniał ten sam numer skrytki pocztowej co poprzednio. Zamrugałam, czytając list ponownie, i poczułam, że rumieniec wypełza mi na policzki. Trzymałam kartkę ze świadomością, że nie powinnam jej przeczytać, nie była przeznaczona dla mnie. (…)

Starannie złożyłam list, tak delikatnie, jakbym poprawiała kołdrę na kochanku. Pytanie, kto wysyła te listy, przyćmiła bardziej intrygująca zagadka – dlaczego to robi.

Wstałam od stołu, żeby nalać sobie wody z kranu. Choć przełknęłam ją w kilku szybkich łykach, tak jak wytrawni pijący whisky, nic nie pomogła na gorący rumieniec, który pokrył szyję i policzki. Odwróciłam się tyłem do lady i oparłam się o nią. List wciąż leżał na moim stole. Nie oskarżał, zapraszał.

Zaczęłam się zastanawiać, które ze swoich licznych doznań seksualnych uważam za najbardziej erotyczne. Na pewno nie pierwszy raz, kiedy…”*

*Powyższy cytat pochodzi od wydawcy.  

Główna bohaterka miała na imię Paige i pracowała jako asystentka w korporacji. Niestety przez większość historii dość mocno mnie irytowała i nie potrafiłam zrozumieć jej toku myślenia, przez co ciężko było mi się z nią utożsamić. Był nawet moment, kiedy współczułam jej tego, jakimi ludźmi się otaczała. Jednakże to uczucie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. 

Tak samo denerwował mnie Austin. Samo jego pojawienie się sprawiało, że chciałam  odłożyć książkę na bok i więcej do niej nie wracać. 

Co do fabuły, to przez około połowę historii nie wiedziałam o czym ona opowiadała. Miałam wrażenie, że dostałam kilka różnych wątków, które nie łączyły się w żadną całość. W końcu skupiłam się tylko na tajemniczych listach z zadaniami (były tam zarówno zwykłe zadania jak i te bardziej niegrzeczne), przychodzącymi do głównej bohaterki. I tak naprawdę był to jedyny warty uwagi motyw w tej książce, który nawet w pewnym momencie mnie rozbawił. Końcówka opowieści jednak okazała się rozczarowująca. 

Szkoda, że “Barwy pożądania” niezbyt przypadły mi do gustu, jednak mimo wszystko nie skreśliłam autorki i miałam nadzieję, że kolejne powieści okażą się lepsze. Nie przeszkadzały mi tutaj bynajmniej opisy fantazji erotycznych czy choćby samych czynności seksualnych, które opisano w lekturze, a głównie kreacja i zachowanie niektórych bohaterów. 

Niestety nie mogę jej z czystym sumieniem polecić. 

Niemożliwe! – recenzja książki “Smocze dziecię. Niemożliwe”

Prawie dwa lata temu przedstawiłam Wam książkę pt.: “Smocze dziecię. Cisza przed burzą” autorstwa Aleksandry Ostapczuk. Dziś chciałabym trochę opowiedzieć o kontynuacji, jaką jest “Smocze dziecię. Niemożliwe.” 

Tym razem Dracko wraz ze swoim bratem wyruszyli w podróż, podczas której poznali kolejnych sojuszników, a także nieznanych, często silniejszych przeciwników. Dodatkowo chłopak dowiedział się o sobie wielu nowych rzeczy, o których nigdy by nie pomyślał. Jak poradzi sobie z taką wiedzą? Gdzie ostatecznie zakończy się ich wędrówka? 

W tej części bardzo polubiłam Sawi – młodą dziewczynę, jedną z osób rezydujących w Klasztorze Strażniczek Ognia. Miała dobre serce i udowodniła, że dla swoich bliskich jest w stanie znieść wiele rzeczy, a także Andreasa – pewnego maga, który udowodnił swoją lojalność oraz odwagę, stawiając czoła jednemu z największych zagrożeń, jakie mógł spotkać. 

Pojawił się tutaj również wątek romantyczny. Na początku nie byłam do niego przekonana, wręcz bałam się, że jego wprowadzenie bardzo wpłynie na resztę fabuły. Na szczęście się pomyliłam. Został on delikatnie wpleciony w historię, co było na plus. Kilka scen wywołało też na mojej twarzy uśmiech.  

Jedyny minus to fakt, że czasem miałam wrażenie, że niektóre postaci wypowiadały się nieadekwatnie do swojego wieku, co nierzadko brzmiało dziwnie.

Mimo wszystko książka mi się podobała i nie mogę się doczekać, kiedy pojawi się trzeci tom. Polecam ją każdemu, kto jest ciekaw przygód braci. 

Za egzemplarz dziękuję

Prawie rozwiązana zagadka – recenzja książki “Lilah”

Po prawie trzymiesięcznej przerwie, ponownie wróciłam do historii czterech sióstr Calhoun. Do tej pory udało mi się przeczytać o Catherine oraz Amandzie. Teraz przyszła pora na opowieść o trzeciej z kobiet – Lilah. 

Główna bohaterka poznaje Maksa Quartemaina w całkiem niebezpiecznych okolicznościach – wyławia go z oceanu podczas sztormu. Kiedy mężczyzna odzyskuje przytomność okazuje się, że pracował dla człowieka, który za wszelką cenę próbuje ukraść rodzinny skarb Calhonów, jakim są zaginione szmaragdy Bianki. Między Lilah a Maxem rodzi się uczucie. Jednak czy los będzie przychylny ich miłości? 

Polubiłam Lilah od samego początku. Była bardzo optymistycznie nastawiona do życia, wierzyła w przeznaczenie i jako jedyna najbardziej przypominała ich zmarłą krewną, której naszyjnika szukały. Jednak wątek romantyczny pomiędzy nią a Maxem niezbyt mnie zaskoczył – był on powieleniem schematu z poprzednich części. Co do samego mężczyzny – miał bardzo ciekawy charakter, a także w dużej mierze jego zasługą, było to że śledztwo w sprawie rodzinnego skarbu ruszyło do przodu. 

Podczas lektury najbardziej zaciekawiły mnie momenty, kiedy opowiadano o Biance, a także to, gdzie został ukryty jej naszyjnik. Przyznaję, że niecierpliwie czekam na rozwiązanie tego wątku w powieści. 

Jest to książka na jeden wieczór, lekka i przyjemna, bez gwałtownych zwrotów akcji. Polecam ją osobom, które lubią  niezbyt wymagające historie.  

Za egzemplarz dziękuję

(Nie) Zapomniana miłość – recenzja książki “Złudne nadzieje. Tom 1”

W poprzedniej recenzji przedstawiłam Wam książkę, w której poruszony został temat ochrony środowiska. Dziś chciałabym opowiedzieć wam o pozycji, gdzie występuje wątek przemocy partnerskiej – zarówno tej fizycznej jak i psychicznej. 

Główną bohaterką powieści pt. “Złudne nadzieje. Tom 1” autorstwa Adriany Rak, jest Natalia. Kobieta ta znajdowała się w bardzo toksycznym związku, w którym dochodziło do przemocy ze strony jej partnera – Adama. Dziewczyna była już na skraju wytrzymałości, jednak pewnego dnia jej życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Bohaterka postanowiła uciec od swojego oprawcy, a niespodziewaną pomoc otrzymała od…swojego byłego chłopaka. 

Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że bardzo, ale to bardzo współczułam Natalii jednocześnie kibicując, aby udało się jej wydostać z tego piekła, które zgotował dla niej Adam. 

Muszę tutaj przyznać, że nie polubiłam jego postaci. Budził on we mnie niepokój.

Z Danielem zaś miałam pewien problem. Na samym początku zaskoczył mnie tym, że dużo przeklinał (nie spodziewałam się tego zupełnie), a także gdzie pracował i co robił. Na szczęście po niedługim czasie bardzo go polubiłam. Mimo wszystko okazał się być człowiekiem opiekuńczym, który też nie miał w życiu łatwo. Pokazywał, że pomimo upływu lat, wciąż zależało mu na dziewczynie. 

Była to jedyna książka, przy której od pierwszych stron miałam ciągłe kołatania serca. Teraz nie pozostało mi nic innego, jak czekać na dalszy ciąg historii. Co do przekleństw występujących w powieści, to kompletnie mi one nie przeszkadzały, chociaż na początku byłam zaskoczona, że w ogóle w książce występują (bardzo rzadko trafiam na takie, gdzie są wulgaryzmy). 

Dodatkowo na samym końcu autorka podała kilka telefonów, z których można skorzystać w razie potrzeby. Mowa tu o niebieskiej linii dla osób dotkniętych przemocą w rodzinie czy też pogrążonych w żałobie. 

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Adriany i muszę przyznać, że bardzo udane. Polecam tę książkę osobom, które lubią niebanalne historie. 

Jak ważna jest ochrona środowiska – recenzja książki “Luonto”

Temat ekologii bardzo często poruszany jest w różnego rodzaju mediach. Świadomość ludzi na temat ochrony środowiska powoli się podnosi. Często widzę, że niektórzy chodzą z własnymi torbami na zakupy. Idea zero waste obecna jest na grupach na Facebooku, gdzie można oddawać rzeczy, których już nie chcemy, a które to komuś mogą się przydać. 

Melissa Darwood w swojej powieści pt.: “Luonto” nawiązała do tematu ekologii, w bardzo katastroficzny sposób ukazując, co może stać się z ludźmi, jeżeli styl naszego życia nie ulegnie zmianie. 

Młoda dziewczyna imieniem Chloris zostaje wysłana do ciotki, która mieszka w leśniczówce. Niestety nie potrafi ona przywyknąć do takiego życia pozbawionego nowinek technologicznych. Podczas spaceru w lesie, nagle zaskakuje ją trzęsienie ziemi. Z pomocą przychodzi jej nieznajomy. Jak się jednak okazuje, nie jest to zwykły chłopak. To człowiek, który potrafi zmieniać się w orła. Chloris zostaje zabrana przez niego do Luonto – magicznej wioski, gdzie wszyscy mieszkańcy żyją zgodnie z naturą. Jednak czy taki raj może naprawdę istnieć? Raj bez alergii, zanieczyszczeń? Raj, który można by było opisać miejscem idealnym?

Polubiłam każdego bohatera, który występuje w powieści. Chloris na początku mnie denerwowała, ale kiedy przestała się zachowywać jak dziecko, mogłam się z nią utożsamić . Bardzo też imponował mi jej wybawiciela – Gratusa. Personalnie traktowałam go jednak jak starszego brata. 

Na początku ciężko było mi wczuć się w historię, jednak im dalej, tym bardziej zakochiwałam się w piórze autorki. Powieść wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Tak duże, że emocjonalnie musiałam się po niej zbierać przez kilka dni. Szczególnie końcówka dała mi dużo do myślenia, bo w to, co opisała tam autorka, jestem w stanie uwierzyć. Mimo że jest to całkowita fikcja literacka.

Jest to książka, którą każdy powinien przeczytać.

Książka na prezent – recenzja książki “Kosmoliski”

Święta są tuż tuż, więc to ostatnie dni, kiedy można kupić prezenty dla bliskich. Jeżeli znacie jakiegoś malucha, który interesuje się w jakimś stopniu astronomią, do tego lubi czytać lub chociaż słuchać kiedy czytają mu inni to być może “Kosmoliski” autorstwa Marka Marcinowskiego będą idealnym podarkiem pod choinkę.

Głównymi bohaterami historii jest rodzeństwo Sara i Krzyś. Pewnego razu wraz z rodzicami obserwowali oni nocne niebo. Gdy dzieci leżały już w łóżkach i szykowały się do snu, w ich pokoju pojawiła się dwójka tajemniczych przybyszów. Jak się okazało, były to liski. Ale nie takie zwykłe liski. To Kosmoliski, które zabrały je w podróż po Układzie Słonecznym. 

Lektura jest bajką edukacyjną. Została napisana prostym językiem przez co zagadnienia związane z kosmosem są przedstawione w sposób zrozumiały dla młodszego czytelnika. Dodatkowo książka zawiera w sobie bardzo ładne, kolorowe ilustracje planet oraz innych obiektów, które znajdują się w przestrzeni kosmicznej. 

Przyznam, że bardzo przyjemnie spędziłam przy niej czas. Przypomniałam sobie również niektóre nazwy i fakty związane z naszą galaktyką. 

Jest to idealna opowiastka do poduszki – nie czyta się jej długo. Polecam książeczkę wszystkim dzieciom, a w szczególności tym interesującym się kosmosem. 

Wpis powstał w ramach akcji “Blogrudzień”, gdzie przez cały miesiąc pojawiają się wpisy w temtyce świątecznej. Zapraszam do pozostałych uczestników:

1 grudnia Dagmara dziubdziak.pl

2 grudnia Paulina dramabeautyy.blogspot.com

3 grudnia Roksana kopanina.pl

4 grudnia Carla mamacarla.pl

5 grudnia Wiktoria miye.eu

6 grudnia Iga znaciskiemnaszczescie.pl

7 grudnia Asia humoryzmory.wordpress.com

8 grudnia Ania doherbaty.pl

9 grudnia Marta dzieciorka.pl

10 grudnia Magdalena magdam.com.pl

11 grudnia Michał atrakcyjne-wakacje-z-dzieckiem.pl

12 grudnia Marlena mamatosiaczka.blogspot.com

13 grudnia Karolina zkubkiemkawy13.blogspot.com

14 grudnia Natalia zcukremalbowcale.com

15 grudnia Karolina wysmakowana.pl

16 grudnia Ewelina mamaijulka.blogspot.com

17 grudnia Beata punktsiedzenia.pl

18 grudnia Amn ksiazki-oczami-amn.pl

19 grudnia Kasia sklerotyczka.pl

20 grudnia Adrianna nawysokimobcasie.pl

21 grudnia Kamila znaciskiemnaszczescie.pl

22 grudnia Iga www.przedslubem.com

23 grudnia Aleksandra jasiovo.blogspot.com

28 grudnia Małgosia www.jaskoweklimaty.pl

29 grudnia Adrianna nawysokimobcasie.pl

30 grudnia Magda www.mumslife.pl

Idą święta – recenzja książki “Dorzuć mnie do prezentu”

Skoro nadszedł grudzień, to przyszedł czas na wyciągnięcie z biblioteczek książek związanych z Bożym Narodzeniem. Mam na półce kilkanaście tytułów, większość już niestety przeczytanych, dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy przyszła do mnie powieść autorstwa Agnieszki Błażyńskiej pt.: “Dorzuć mnie do prezentu”. 

Święta w okresie pandemii nie nastrajają zbyt optymistycznie, a już w szczególności, gdy przymusowo siedzi się w domu na kwarantannie. Maja zdecydowanie wie coś na ten temat. A może ktoś potrzebuje zrobić świąteczne zakupy? Z pewnością dobrze zorganizowana Paula będzie idealną towarzyszką do tego zadania. Co mają ze sobą wspólnego te postaci/postacie? Jak się okazuje – bardzo dużo. 

“Dorzuć mnie do prezentu” jest zbiorem historii siedmiu różnych osób, których losy splatają się ze sobą. Część rozdziałów została napisana  z perspektywy pierwszoosobowej, inne natomiast z perspektywy narratora trzecioosobowego. 

Najbardziej do gustu przypadło mi opowiadanie pt.: “Frank” i muszę przyznać, że przede wszystkim utożsamiałam się właśnie z główną bohaterką tej historii. Bardzo też polubiłam Maję, kobietę z pierwszego opowiadania, noszącego nazwę “Szary zeszyt”. Współczułam jej, kiedy wirus spowodował, że na kilka dni została całkowicie “wyjęta” z życia. 

Muszę przyznać, że bardzo podobała mi się różnorodność w narracji. Był to dość ciekawy zabieg, dzięki któremu czułam, że ci ludzie mogliby żyć w prawdziwym świecie.

“Dorzuć mnie do prezentu” to książka na jedno popołudnie. Mimo siedmiu różnych historii, bohaterowie nie mieszają się i łatwo zapamiętać, które opowiadanie dotyczyło której postaci. Jeżeli szuka ktoś niezobowiązującej, świątecznej i lekkiej lektury, to ta pozycja nada się do tego idealnie. 

Dama kier czy dama pik? – recenzja książki “Życie jest damą kier”

Stalking to natarczywe nękanie, naruszające prywatność ofiary, powodujące poczucie zagrożenia, poniżenia lub udręczenia. Pod tym terminem kryje się również kradzież tożsamości, mająca na celu wyrządzenie szkody majątkowej lub osobistej. Karą za te czyny jest pozbawienie wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat. Gdy jednak ofiara targnie się na swoje życie, wyrok pozbawienia wolności wynosi od roku do dziesięciu lat. Jest to art. 190a kodeksu karnego, który obowiązuje od 6 czerwca 2011 roku.

Zuza, główna bohaterka powieści Aleksandry Bekus pt.: „Życie jest damą kier”, padła ofiarą stalkera. Zaczęło się od prezentów, potem doszły do tego głuche telefony, SMS-y, śledzenie, podglądanie i groźby. Kobieta zaczęła coraz bardziej niepokoić się o życie swoje i swoich najbliższych. Na szczęście trafiła na policjanta, który nie zbył jej „machnięciem ręki”, a zaangażował się w całą sprawę, sprawdzając każdy, nawet najmniejszy trop. Kim był tajemniczy prześladowca? Dlaczego na swoją ofiarę wybrał właśnie ją? Do czego jest w stanie jeszcze się posunąć, aby zdobyć swoją “królową”?

Wyjątkowo nie starałam się utożsamić z żadną z postaci. Wychodząc z domu, nie chciałabym czuć ciągłego niepokoju, rozglądając się dookoła, czy przypadkiem ktoś za mną nie idzie, zamartwiać się o członków rodziny i przyjaciół, bo może akurat teraz prześladowca kręci się w ich pobliżu. Współczułam bohaterom, szczególnie dlatego, że nie wiedzieli, kto niszczy im życie.

Autorka w bardzo ciekawy sposób przedstawiła osobę samego sprawcy. Z jednej strony to człowiek niepoczytalny, a z drugiej dość inteligentny, skoro wszystko miał zaplanowane w najmniejszych szczegółach. Był pewny swojej anonimowości oraz tego, że będzie nieuchwytny dla policji. Na szczęście zgubiła go jedna, mała rzecz, która naprowadziła funkcjonariuszy na jego trop.

Naprawdę chciałabym móc napisać, że jest to przykład fikcji literackiej (mimo że w pewnym sensie historia Zuzy nią jest). Niestety samo zjawisko stalkingu rzeczywiście istnieje. Jak się okazuje z policyjnego raportu, który znalazłam w Internecie, w 2017 roku na podstawie artykułu 190a wszczęto 8078 postępowań, stwierdzonych zostało 4204 przestępstw, a 2853 wykryto (w roku 2012 było ich 2020 i liczba ta z roku na rok miała tendencję wzrostową).

Książka pomimo ciężkiej tematyki mi się podobała. Nie jest to pozycja dla każdego, dlatego polecam ją osobom, zainteresowanych tą tematyką.

Za egzemplarz dziękuję

Chodźmy za ćmą – recenzja książki “Gwiezdny zegar. Cienista ćma”

Rynek książek dla dzieci jest bardzo różnorodny. Można na nim znaleźć wiele ciekawych pozycji – poczynając od tych, które czyta się wspólnie z rodzicami,  na tytułach, które dziecko może przeczytać samodzielnie kończąc. Prawie miesiąc temu, na półki sklepowe trafiła powieść autorstwa Francesci Gibbons pt.: “Gwiezdny zegar. Cienista Ćma”, do której rysunki stworzył Chris Riddell (ilustrował również “Na szczęście mleko…” Neila Gaimana). 

Pewnego dnia po wyjściu z kawiarenki, Imogen zauważyła wyjątkową ćmę, o srebrnych skrzydełkach. Była przekonana, że to ten sam owad, którego uratowała w swoim domu parę godzin wcześniej. Kiedy nocny motyl odleciał, postanowiła pójść za nim. Zwierzątko doprowadziło ją do tajemniczych drzwi ukrytych w drzewie. Niestety okazało się, że jej młodsza siostra – Marie, cały czas za nią podążała. Niespodziewanie obie zostały uwięzione w innym świecie i teraz muszą zrobić wszystko, aby znaleźć drogę powrotną do domu…

Miałam problem z utożsamieniem się z którymś z młodszych bohaterów, głównie dlatego, że sama już jestem dorosła i inaczej odbieram takie historie. Mimo wszystko charaktery trzech głównych postaci zostały bardzo dobrze wykreowane.

Miro jest księciem, który stał się wybawcą dziewczynek przed grasującymi w tej krainie potworami. Z początku nie wiedział jak traktować nowoprzybyłe. Dopiero po pewnym czasie zrozumiał, że stały się dla niego przyjaciółkami. 

Imogen zdarzało się w przypływie emocji najpierw coś zrobić lub powiedzieć, a dopiero potem pomyśleć. Czasami irytowała mnie swoim dziecinnym zachowaniem, przez co nie raz wydawało mi się, że Marie jest o wiele dojrzalsza od siostry. 

Z postaci dorosłych bardzo polubiłam Andela – osobę, która stworzyła tytułowy Gwiezdny zegar. Nie odegrał on dużej roli w całej historii, ale mimo to jestem ciekawa jego dalszych losów. 

Utwór został napisany z perspektywy narratora trzecioosobowego. 

Wydaje mi się, że książka przeznaczona jest raczej dla młodszego czytelnika, a jednak występują tu pewne wydarzenia nie do końca wpisujące się w kanon literatury dla dzieci. Dlatego mam pewien problem z jednoznacznym określeniem wieku odbiorcy, do którego naprawdę skierowana jest ta pozycja. Biorąc pod uwagę całokształt, poleciłabym ją osobom, mającym ponad dziesięć lat. 

Spędziłam przy tej książce kilka jesiennych wieczorów, podczas których niechętnie przerywałam lekturę. 

Za egzemplarz dziękuję

Miłość w dawnych czasach – recenzja książki “W paszczy lwa”

Niedawno miałam możliwość przeczytać dwa romanse historyczne, które wyszły spod pióra naszej polskiej autorki – Melisy Bel. “Diabelskiego hrabiego” pochłonęłam w ciągu jednego dnia i byłam bardzo ciekawa, jak wypadnie jego kontynuacja zatytułowana “W paszczy lwa”, której to poświęcę dzisiejszy wpis.

Mimo że historie opowiedziane w książkach dotyczą różnych bohaterów to polecam czytać je w kolejności ich wydania – niektóre postaci występuje w obu tomach. 

“W paszczy lwa” jest drugą częścią cyklu “Niepokorni”. Opowiada o młodej dziewczynie, imieniem Catherine, dorastającej w cieniu idealnej siostry. Ich matka bardzo często porównuje je do siebie, co główna bohaterka znosi z pokorą. Mimo ciągłych reprymend na swój temat wierzy, że spotka prawdziwą miłość. 

I tak też się staje. Pewnego dnia Kitty poznaje tego jednego, jedynego. Jest nim starszy od niej lord Nicolas Devon – najbardziej rozchwytywany mężczyzna w mieście. Dziewczyna podejmuje więc walkę o serce ukochanego i jest zdolna zrobić wiele, aby go zdobyć…

Szczególnie spodobało mi się wykreowanie postaci Catherine. W trakcie czytania książki widać było przemianę dziewczyny – zarówno wizualną jak i psychiczną. Można by powiedzieć, że z brzydkiego kaczątka stała się łabędziem. Łabędziem, który ciągle przyciągał do siebie kłopoty. Jej relacja z Nicolasem również została przedstawiona  w bardzo ciekawy sposób – niby sobie dokuczają wzajemnie, ale w taki przeuroczy i przyjacielski sposób. Do czasu…

Co do głównego bohatera męskiego, to Nick pomimo tego, iż był najbardziej rozchwytywanym mężczyzną, potrafił się zatroszczyć o kobietę, na której mu zależało (co udowodnił w obu tomach). Kitty starał się traktować jak przyjaciółkę i niestety dziewczyna nie ułatwiała mu tego. 

Sceny łóżkowe nie są gorszące, styl pisania autorki jest lekki, a książkę można spokojnie przeczytać w jeden jesienny wieczór. 

Polecam ją osobom, które odnajdują się w takich klimatach.

Za egzemplarz dziękuję Autorce.