Dziś mam powieść dla fanów „Rodziny Addamsów” oraz „Serii Niefortunnych Zdarzeń”. Być może rzuciło Wam się w oczy, że na rynku wydawniczym niedawno pojawił się debiut Beth Lincoln pt.: „Swiftowie”. Powiem Wam, że od razu zachwyciłam się zarówno okładką tej historii, jak i jej opisem.
Rodzina Swiftów uczestniczy w pogrzebie arcyciotki Schadenfreude. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że całą scenę obserwuje…sama ciotka. Brzmi dziwnie? Być może. Jednak dla nich jest to kolejny, zwykły dzień.
Akurat za niedługo ma odbyć się wielki zjazd ich krewnych, więc Breweria wraz z siostrami przygotowują się na tę okazję. Jednak podczas przyjęcia zdarza się pewna nieprzyjemna sytuacja. Mianowicie ktoś próbował zamordować Schadenfreude, zrzucając ją ze schodów. Główna bohaterka rozpoczyna dochodzenie w tej sprawie. Kim był niedoszły morderca i jak dużo wie o tajemniczym skarbie, ukrytym gdzieś w posiadłości rodziny Swiftów?
Bardzo, ale to bardzo podobała mi się cała książka. Faktycznie podczas czytania czułam klimat zarówno „Rodziny Addamsów” jak i „Serii Niefortunnych Zdarzeń”. Było to zdecydowanie na plus, jako że uwielbiam obie te produkcje. W „Swiftach” bohaterowie są wyraziści i dynamiczni, znajdą się tam również intrygi, śledztwa, a nawet kilka trupów w szafie (a dokładniej mówiąc – w chłodni), gra w scrabble (i to nie byle jaka) oraz cała masa tajemnic. Dodatkowo treść powieści urozmaicają ilustracje wykonane przez Claire Powell. Nie próbowałam rozwiązać tajemnicy tożsamości mordercy. Dałam się po prostu ponieść całej historii.
Mam nadzieję, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z tą rodziną. Jestem wręcz zakochana w tej książce i polecam ją z całego serca. W teorii jest ona przeznaczona dla osób w wieku 9-12 lat, jednak mam wrażenie, że starszym również może przypaść do gustu.