Na premierę debiutu Laury Savaes pt.: “Za kurtyną: Apogeum” czekałam tak samo niecierpliwie, jak na “Krew i popiół” Jennifer L. Armentrout. Niestety kilka razy natrafiłam na nieoznaczone spoilery, które spowodowały, że czytając znałam już większość wydarzeń zawartych w książce.
Historia Leny zaczyna się w momencie, kiedy razem z bratem i kilkoma innymi osobami udaje się na wycieczkę wspinaczkową. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że podczas czołgania się przez jeden z jaskiniowych tuneli, nagle znalazła się w królestwie Ardiven, które znajduje się na skraju wojny domowej. Starając się odnaleźć w nowej rzeczywistości poznała tam Eavana oraz Cedrica.
Przez dłuższy czas nie mogłam się przekonać do Leny. W pewnym jednak bardzo mi zaimponowała tym, że potrafiła „pokazać pazurki”. Co do męskich postaci, to na początku nawet lubiłam Eavana, ale później miałam wrażenie, że niekiedy zarówno on jak i Cedric zachowywali się jak małe dzieci. Moim zdaniem było to dość irytujące. Plusem opowiedzianej historii z pewnością była chemia, którą dało się wyczuć między bohaterami.
Niestety książka mi się dłużyła, ale w ostatecznym rozrachunku nie jest ona zła. Jeżeli więc lubicie poznawać debiutujących pisarzy, a także jesteście fanami fantastyki, to polecam spotkanie z tą powieścią i wyrobienie sobie o niej zdania samemu. Z pewnością sięgnę po kolejny tom, aby sprawdzić, jak potoczy się dalsza historia Leny oraz by przekonać się jak rozwinie się pióro autorki.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu You&Ya.