Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam “Zaginioną aptekę”, od razu zainteresowała mnie jej okładka. Póki co uważam, że jest to jedna z wizualnie najładniejszych książek jakie mam w swojej kolekcji. Opis z tyłu powieści był kolejnym elementem, który zachęcił mnie do sięgnięcia po lekturę Sarah Penner. Czy żałuję swojego pierwszego spotkania z autorką? Absolutnie nie.

Wyobraźcie sobie Paryż z XVIII wieku, gdzie jedna z uliczek prowadzi do niezwykłego miejsca, o którym wiedzą tylko nieliczne kobiety. Jest nim tajemnicza apteka, gdzie można nabyć różnego rodzaju specyfiki o niezwykłych właściwościach – zarówno tych leczniczych, jak i uśmiercających.
Mamy tutaj współczesny Paryż, gdzie swoją dziesiątą rocznicę ślubu samotnie spędza Caroline. Przypadkowo natrafia ona na ślad aptekarki sprzed prawie dwustu lat. Pytań jest więcej niż odpowiedzi, a na poznanie prawdy nie ma wiele czasu. Czy uda się jej rozwiązać zagadkę sprzed wieków?
Cała historia została opisana z perspektywy trzech osób – Caroline, Nelli oraz Elizy. Każda z bohaterek była na swój sposób niezwykła, a podczas czytania miałam wrażenie, że stoją one przede mną i opowiadają swoje historie. Podziwiałam je przykładowo za odwagę, za odkrytą wiarę we własne siły, za odnalezienie swojego prawdziwego “ja”, jednocześnie im współczując tego, co przeszły w życiu.

Przez całą fabułę przeszłość przeplatała się z teraźniejszością, a zakończenie opowieści bardzo mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
Ta książka była niesamowita. Czytałam ją z zapartym tchem, nie mogąc się doczekać, tego co odkryją przede mną kolejne strony. Dodatkowo warto wspomnieć, że na kartach omawianej lektury zawarto trzy przepisy (nie zawierające trucizn) – na napój, balsam na ukąszenia i ciasteczka.
Z pewnością w przyszłości sięgnę po kolejne powieści autorki, a “Zaginioną aptekę” polecam wszystkim, którzy lubią opowieści z ciekawą akcją oraz odrobiną magii.
Za egzemplarz dziękuję

