W świątecznym klimacie – recenzja książki “Obudź się i żyj”

Lubię czytać książki obyczajowe napisane przez mężczyzn. W swojej biblioteczce mam powieści chociażby Richarda Paula Evansa, które uwielbiam (ostatnio miałam możliwość zrecenzowania “Ulicy Noel” jego autorstwa), więc gdy rok temu zobaczyłam książkę Kazimierza Kiljana pt.: “Obudź się i żyj” to wiedziałam, że nie przejdę obok niej obojętnie.

Historia w niej spisana opowiada o Natalii – młodej pielęgniarce, która stara się nieść pomoc każdemu, kto jej akurat potrzebuje. Kobieta jest bardzo empatyczna, a oprócz tego posiada pewnego rodzaju “dar”. Jednym słowem – jest niezwykła. Jednak dobrym osobom również zdarzają się złe rzeczy – kłótnia z rodzicami, strata kogoś bliskiego czy dość poważna choroba. Czy mimo to Natalia wciąż pozostanie sobą?

Miałam problem z polubieniem głównej bohaterki. Wydawała mi się zbyt doskonała. Jak najbardziej rozumiem zamysł, jednak taka ciągła dobroć i skromność skutecznie mnie od niej odpychała. W ostatecznym rozrachunku mimo wszystko nie żywię do bohaterki żadnych negatywnych uczuć. Dodatkowo warto wspomnieć, że autor czasami operował słowami, z którymi spotkałam się pierwszy raz w życiu, co było miłym urozmaiceniem i nie przeszkadzało mi podczas czytania.

Książkę można “pochłonąć” bardzo szybko, więc jeżeli ktoś lubi lekkie powieści obyczajowe, to polecam zapoznać się z “Obudź się i żyj”.

Za egzemplarz dziękuję

 

Wpis powstał w ramach akcji Blogrudzień

 

Wzrusz… – recenzja książki “Zawsze będę Cię kochać”

Ostatnio mam wrażenie, że coraz częściej czytam książki, które wywołują u mnie łzy. Można by tutaj wymienić na przykład “Sto lat Lenni i Margot” czy “Życie zaczyna się jutro”. Teraz do tej “kolekcji” dołączyła kolejna pozycja, jaką jest “Zawsze będę Cię kochać”, autorstwa Teresy Moniki Rudzkiej. 

Historia zawarta w powieści, to wspomnienia o zmarłej Anastazji Bojanowej – Montgomery, czyli Żywii – która była córką autorki. Dziewczyna miała niewiele ponad 30 lat, szczęśliwie wyszła za mąż. Niestety zdiagnozowano u niej glejaka wielopostaciowego – nieoperacyjnego guza mózgu. Żywia odeszła w lutym 2013 roku. 

W książce znajdują się autentyczne e-maile, które pani Teresa pisała do córki po jej śmierci, a także wspomnienia osób, które były bliskie dziewczynie. Zawiera również zapis jej uroczystości pogrzebowej. Warto wspomnieć, że jest to wydanie drugie, zawierające informacje o dalszych losach postaci występujących w lekturze. Pierwsza wersja pojawiła się jakieś 7 lat temu. 

Zdecydowanie to jedna z cięższych powieści, które czytałam. Na pewno wycisnęła ze mnie łzy i zostawiła po sobie ślad emocjonalny. Napisana jest bardzo dobrze ale jednak ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, czy ją polecam, czy nie. Porusza ona mimo wszystko trudny temat, jakim jest strata bliskiej osoby. Zachęcam aby samemu przeczytać “Zawsze będę Cię kochać” i zdecydować, co się o niej myśli.

 

Za egzemplarz dziękuję

 

Stworzenie z legend w mieście? – recenzja książki “Grzeszna”

W październiku 2021 roku odbyły się 24. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie. Mimo że wystawców było mniej niż zazwyczaj, to i tak udało mi się zdobyć bardzo ciekawe pozycje. Przechadzając się po stoiskach wraz z przyjaciółką, w pewnym momencie trafiłyśmy na wydawnictwo Feniks. Oczywiście nie wyszłam stamtąd z pustymi rękami, dlatego też w dzisiejszym poście chciałabym przedstawić Wam moje wrażenia po przeczytaniu powieści pt.: “Grzeszna”, autorstwa Anny Fiałkowskiej – Niewiadomskiej. 

Okładka książki Grzeszna

Główną bohaterką opowieści jest Klara – funkcjonariuszka policji, która niestety nie jest akceptowana w miejscu pracy. Jakby tego było mało, boryka się ona z problemami rodzinnymi. Pewnego dnia zostaje ona przydzielona do prowadzenia sprawy tajemniczych morderstw dokonanych na młodych kobietach. Czy uda się jej rozwiązać zagadkę i odkryć tożsamość zabójcy?

W pierwszej chwili po ujrzeniu okładki i przeczytaniu opisu byłam pewna, że będzie to kryminał. Jednak po zapoznaniu się z lekturą powiedziałabym, że jest to obyczajówka z pewnymi elementami kryminału. Warto też wspomnieć, że książka ta należy do cyklu “Siostrzane dusze”. Póki co na rynku ukazały się dwie powieści należące do wyżej wymienionej serii: “Niewierna” a także “Grzeszna”. 

Autorka wykreowała Klarę na bohaterkę z niedoskonałościami, dzięki czemu od razu poczułam do niej sympatię. W końcu w rzeczywistości nie ma ludzi idealnych. Na plus była też postać księdza Mateusza, który występował w powieści (chociaż mam pewne zastrzeżenia, co do podejmowanych przez niego decyzji). 

Co do samej historii, to czytałam ją z zaciekawieniem, jednak brakowało mi w niej więcej informacji dotyczących przeszłości głównej bohaterki. Trochę też przeszkadzał mi brak podziału książki na rozdziały. Na plus zdecydowanie było zakończenie całej powieści. 

Z pewnością w przyszłości sięgnę po pozostałe tomy tej serii. Jeżeli lubicie połączenie obyczajówki z kryminałem, to zachęcam Was do sprawdzenia, czy “Grzeszna” by się Wam spodobała. 

Za egzemplarz dziękuję autorce.

Nadzieja na lepsze juro – recenzja książki “Ulica Noel”

Moja przygoda z książkami Richarda Paula Evansa, zaczęła się od “Dzienników pisanych w drodze”, które poleciła mi mama. I muszę przyznać, że do tej pory jest to nasza ulubiona seria. Natomiast teraz chciałabym podzielić się z Wami wrażeniami z jego najnowszej powieści, jaką jest “Ulica Noel”. 

Autor ten jest chyba jedynym, którego świąteczne książki “połykam w całości”. W przypadku tej pozycji było podobnie – jak oddałam się lekturze, tak pochłonęłam ją w jeden wieczór i nie mogłam się od niej oderwać. 

Historia opowiada o dwójce bohaterów będących po tzw. “przejściach”: Elle – kobiecie mieszkającej w małej mieścinie, pracującej na dwie zmiany i samotnie wychowującej syna oraz Williamie – nowym “nabytku” miasta, wzbudzającym zainteresowanie swoim niecodziennym zachowaniem. Dwie całkiem różne osoby, które łączy jedno – brak wiary w lepsze jutro. Czy razem uda im się znaleźć szczęście? 

 

Okładka książki "Ulica Noel"

W książkach pióra Richarda Paula Evansa najbardziej lubię to, że postaci przez niego wykreowane są nadzwyczaj ludzkie i mierzą się z takimi samymi problemami z jakimi większość z nas boryka się na co dzień. Tak samo jest w jego najnowszej powieści – mamy tu chociażby motyw samotnego wychowywania dziecka. 

Warto wspomnieć, że “Ulica Noel” należy do “Serii z Noel”, w której skład wchodzą jeszcze dwie inne książki: “Dziennik Noel” oraz “Świąteczny nieznajomy”. Jeżeli ktoś jest fanem twórczości pisarza i jednocześnie szuka lektury, która przynosi nadzieję na lepsze jutro, to bardzo serdecznie polecam zapoznać się z tą pozycją. 

Tatuaże… – recenzja książki “Teraz mogę wszystko”

Gdybyście mieli pewność, że nikt Was nie będzie oceniać, to co byście zrobili? Ja przyznam, że na razie najbardziej “wariacką” decyzją jaką podjęłam, było zrobienie tatuażu. I jak mama nie miała nic przeciwko, tak od dziadków usłyszałam: “że w sumie to ładny, ale żebym sobie więcej ich nie robiła”. Z resztą rodzicielka głównej bohaterki powieści pt.: “Teraz mogę wszystko”, na pomysł posiadania przez swoją córkę trwałych rysunków na skórze, zareagowała o wiele mniej pozytywnie…

 

Mady się rozwodzi i po tym wydarzeniu postanawia zmienić swoje życie. Jako, że bardzo chciałaby stać się “pisanką” (jak część ludzi nazywa osoby z różnego rodzaju dziarami), to właśnie to marzenie postanawia spełnić jako pierwsze. Dzięki swojej przyjaciółce trafia do ekscentrycznego tatuatora – z resztą najlepszego w całym mieście. Natomiast jakiś czas później poznaje władczego biznesmena…Który z nich zawładnie jej sercem? 

Polubiłam Mady, jednak nie popierałam jej wszystkich decyzji związanych ze sprawami sercowymi. Dodatkowo zazdrościłam jej pracy w księgarni i szybkich terminów w studio tatuażu. Co do dwóch głównych bohaterów, to zdecydowanie do gustu przypadł mi Ozy. W szczególności za swój charakter oraz za to, że potrafił tatuować. Bastian był dla mnie zbyt wyniosły i trochę nudny. 

Zdecydowanie na plus jest to, że scen seksu jest tutaj mało oraz, że w powieści występują wątki poruszające trudne tematy rodzinne. Warto też wspomnieć, że niektórym czytelnikom mogą nie spodobać się pewne określenia występujące w lekturze. 

Jest to dość ciekawa powieść, idealna na jesienne wieczory. Jeżeli macie ochotę na książkę nie będącą takim typowym erotykiem, polecam zapoznać się z powieścią “Teraz mogę wszystko”. 

Za egzemplarz dziękuję

Bez rozmów… – recenzja książki “Bezczłowiecze”

Wyobrażacie sobie rzeczywistość, w której kontakty międzyludzkie całkowicie się rozpadły? Maciej Lasota w swojej powieści “Bezczłowiecze” ukazuje, jak taki świat mógłby właśnie wyglądać. 

Maciek – na co dzień pracujący jako dziennikarz, kompletnie nie jest przyzwyczajony do “nowoczesnego” podejścia, jakie reprezentuje społeczeństwo. Marta natomiast żyje w świecie wirtualnym i wszystko, co się z tym wiąże, nie jest jej obce. Pewne zdarzenie jednak powoduje, że ścieżki tych dwóch osób się ze sobą krzyżują…

Cała historia jest opisana z perspektywy trzecioosobowej. Widzimy w niej zdarzenia, które doprowadziły do spotkania Marty i Maćka. “Bezczłowiecze” tak naprawdę ukazuje próbę odnalezienia kontaktu i nawiązania dialogu z drugą żywą istotą, a nie z profilem na którymś z mediów społecznościowych. 

Właściwie długo się zastanawiałam, co napisać o tej pozycji. Dziś technologia jest obecna niemal w każdej dziedzinie życia człowieka. Z jednej strony bardzo często okazuje się ona być niezwykle pomocna, a z drugiej strony potrafi stać się wielkim pożeraczem czasu nierzadko stanowiąc ucieczkę do lepszego życia. 

Mimo że lektura jest stosunkowo krótka, bo ma zaledwie 123 strony, to porusza bardzo ważny temat społeczny. Straszna jest ta wizja przyszłości, w której wszelkie rozmowy zanikają, a emocje zastępowane są emotkami. Autor ma rację – “uciekając” do świata cyfrowego ludzie na własne życzenie doprowadzą do takiego właśnie świata. Pamiętajmy więc, że przecież to prawdziwe, życie jest tu i teraz i mamy je tylko jedno. Nie zmarnujmy go siedząc wpatrzeni w ekrany komputerów i komórek. 

Na jesienny wieczór – recenzja książki “Zawsze jest jakiś happy end”

Ostatni raz kiedy czytałam zbiór opowiadań miał miejsce jakoś we wrześniu. Następnie  miałam chwilę przerwy i zagłębiałam się wówczas głównie w powieści obyczajowe. Niedawno jednak dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego Białe Pióro moja biblioteczka powiększyła się o “Zawsze jest jakiś happy end” autorstwa Anny Romejko. Było to moje pierwsze spotkanie z autorką, w dodatku bardzo udane.

 

“Gdy prywatny świat wali się w gruzy, nieszczęśliwe zbiegi okoliczności odbierają radość życia i zdaje się, że nie ma już nadziei na poprawę losu, trudno uwierzyć, że przed nami jeszcze jakiś happy end.” *

*opis pochodzi ze strony wydawcy.

“Zawsze jest jakiś happy end” jest zbiorem dziesięciu opowiadań, spośród których najbardziej zapadło mi w pamięć pierwsze z nich pt.: “Miłość jest silniejsza niż czas”. Początkowo końcówka tej opowieści bardzo mnie zaskoczyła i nie potrafiłam dostrzec w niej tytułowego “happy endu”. Udało mi się to dopiero po ponownym zapoznaniu się z tą historią. 

Całą książkę można przeczytać w jeden wieczór, tak więc jej lektura wydaje się być idealnym pomysłem na ciekawe spędzenie wolnego czasu mając na względzie obecną porę roku. Niniejszą pozycję polecam w szczególności osobom, które lubią zbiory opowiadań i tym lubiącym lektury podnoszące na duchu. 

Warto też na koniec wspomnieć, że autorka prowadzi na Facebooku profil o nazwie “Babka jakich wiele”

Za egzemplarz dziękuję

|PRZEDPREMIEROWO| Kto jest winny? – recenzja książki “Fałszywy świadek”

Są pewne gatunki książek, za którymi nie przepadam – do tej grupy należą chociażby thrillery i kryminały. Oczywiście czytałam też i takie pozycje – na przykład “Chłopcy, których kochano za mocno” czy “Kręgi” naszych polskich autorów. Gdy zobaczyłam “Fałszywego świadka” autorstwa Karin Slaughter, miałam trochę mieszane uczucia. Pomimo tego postanowiłam jednak zaryzykować. Jak więc przebiegło moje pierwsze spotkanie z tą zagraniczną autorką? 

Okładka książki "Fałszywy świadek"

Główna bohaterka opowieści to Leigh – ceniona pani adwokat, która pewnego dnia dostaje do prowadzenia dość ciężką sprawę mężczyzny posądzonego o gwałt. Dodatkowo okazuje się, że oskarżony doskonale ją zna oraz wie, jakie demony męczą kobietę od dwudziestu lat. Gdy Leigh orientuje się z kim ma do czynienia, sprawa zaczyna się komplikować…podobnie jak jej życie. 

Zazwyczaj gdy do wyboru miałam książkę należącą do gatunku za którym raczej nie przepadam, a serial, to wybierałam to drugie. Tym razem jednak było inaczej. “Fałszywy świadek” pochłonął mnie bez reszty, przez co odsunęłam program Netflixa na bok.

Kreacja bohaterów była ciekawa – w szczególności postać głównego oskarżonego. Leigh miała “kilka osobowości”, między którymi przeskakiwała w zależności od roli, w jaką musiała wejść. Było to zdecydowanie na plus. 

Jestem bardzo miło zaskoczona “Fałszywym świadkiem” i na pewno w przyszłości – jeżeli będę miała taką okazję – sięgnę po pozostałe tytuły autorki. Książkę polecam w szczególności osobom, które lubią thrillery lub kryminały. 

Za egzemplarz dziękuję

https://harpercollins.pl/
https://booktime.pl/

Czy to koniec świata? – recenzja książki “Rozwód to jeszcze nie koniec świata”

Rynek książek dla dzieci jest pełen różnych interesujących pozycji. Niedawno miałam przyjemność recenzować “Duże troski małych zwierzątek” autorstwa Katarzyny Wierzbickiej. Było tam takie jedno opowiadanie o Bobrze, którego rodzice się pokłócili. Jednak co się dzieje, gdy przez ciągłe krzyki mama i tata postanawiają się rozejść? Właśnie ten trudny temat porusza książka “Rozwód to jeszcze nie koniec świata” autorstwa Agnieszki Kazały. 

 

Okładka książki "Rozwód to jeszcze nie koniec świata"

Głównym bohaterem powieści jest Lwiątko, którego rodzina pewnego dnia się rozpada. Lew i lwica przestali się między sobą dogadywać, przez co postanowili się w końcu rozwieść. Temat ten spowodował bardzo duże poruszenie w “klasie” lewka i pociągnął za sobą kilka bardzo niemiłych słów skierowanych w jego stronę. Na szczęście Pani Zebra – ich nauczycielka uciszyła zwierzątka oraz dała im bardzo ważną lekcję.

Książeczka jest dosyć krótka lecz mimo to dzieci mogą się z niej dowiedzieć np. czym są alimenty oraz co oznacza adopcja, a także wyjaśnia, dlaczego na niektóre rodziny mówi się “rodzina patchworkowa”. Przekazuje ona też ważną prawdę mówiącą o tym, że mimo tego, iż mama i tata przestają się kochać, to wciąż kochają swojego syna czy córeczkę. 

Bardzo podobała mi się ta lektura, a kilka rzeczy nawet mnie zaskoczyło (chociażby co się stało z mamą małej antylopki). Żałuję, że nie przeczytałam jej kilkanaście lat wcześniej – może choć trochę pomogła by mi się oswoić z podobna sytuacją, której sama doświadczyłam. 

Warto też dodać, że w “Rozwód to jeszcze nie koniec świata”, został zaprezentowany bardzo optymistyczny scenariusz. Niestety zdarzają się też takie przypadki, gdzie jeden z rodziców nie interesuje się dzieckiem, lub też nie umie nawiązać z nim kontaktu przez dość długi okres czasu. Później takie relacje bardzo jest już ciężko naprawić. 

Książeczkę polecam przede wszystkim osobom, które chciałyby wytłumaczyć dziecku, dlaczego niektórzy z kolegów mają inną sytuację w rodzinie niż oni. 

Za egzemplarz dziękuję

https://ksiegarnia.wydawnictwobialepioro.pl/

Kolejne perypetie… – recenzja książki “Moja przyjaciółka Perypetia 2”

1 października 2021 roku, miały swoje premiery najnowsze dzieła Miry Białkowskiej. Wrażenia z “Mojej przyjaciółki Perypetii 1” możecie przeczytać we wpisie, który już jakiś czas temu pojawił się na blogu. Teraz nadeszła pora, aby przybliżyć Wam jej kontynuację, zatytułowaną “Moja przyjaciółka Perypetia 2”. Warto od razu wspomnieć, że książki te należy czytać według kolejności wydania, ponieważ obie części są ze sobą ściśle połączone.

Historia opisana w lekturze dzieje się już jakiś czas po wydarzeniach z poprzedniego tomu. Magda, czyli główna bohaterka przechodzi właśnie kryzys spowodowany ostatnimi wydarzeniami. Na szczęście wciąż ma przy sobie osoby, na które zawsze może liczyć. Aby pomóc kobiecie wyrwać się z letargu, Pela – jedna z jej przyjaciółek, postanawia “porwać” ją oraz pozostałe koleżanki na krótki urlop poza granice kraju. Natomiast po ich powrocie, Ula znajduje dla Magdy pewnego kawalera…

W książce pojawiają się postaci znane z “Mojej przyjaciółki Perypetii 1”. Dodatkowo poznajemy jeszcze jednego bohatera, z perspektywy którego możemy spojrzeć na kilka wydarzeń. Żadna z osób występujących w powieści mnie nie irytowała, jednakże cieszę się, że do części z nich wróciła przysłowiowa “karma”. 

Z pewnością mogę stwierdzić, iż moje serce podbiła scena z Julianem i Bogdanem, którzy wpadli na pewien genialny pomysł, a który jednak nie do końca im wypalił. Dzięki temu wydarzeniu uśmiechnęłam się podczas czytania.  

“Moja przyjaciółka Perypetia 2” jest lekturą, którą bardzo szybko się czyta. Podobnie jak jej poprzedniczka jest idealna na odstresowanie się w jesienny wieczór. Polecam ją wszystkim lubiącym lekkie powieści obyczajowe. 

Za egzemplarz dziękuję