101 lekcji, które zmienią twój sposób myślenia – czy aby na pewno?

Pierwsza książka Brianny Wiest niespecjalnie przypadła mi do gustu, jednak dałam autorce jeszcze jedną szansę i zapoznałam się z jej kolejnym tytułem, czyli „101 lekcji, które zmienią twój sposób myślenia”.

Poradnik ten zawiera 101 rozdziałów, które mają pomóc czytelnikowi zacząć myśleć inaczej. Pisarka ukazuje szkodliwe wzorce, pokazuje jak je zmienić, a także stara się pomóc we wprowadzeniu nowych nawyków. 

Okładka książki pt.: "101 lekcji, które zmienią twój sposób myślenia".

Czy ten tytuł w jakiś sposób zmienił moje myślenie? Absolutnie nie. Niestety jakoś w połowie tej lektury poczułam się bardzo zdemotywowana do wszystkiego i w ogóle nie miałam ochoty nic zmieniać w swoim życiu. Styl narracji również mnie do niczego nie zachęcił. 

Jeżeli chodzi o poradniki, to wychodzę z założenia, że powinno się je czytać, kiedy się czuje, że się ich potrzebuje. Może w przyszłości raz jeszcze zapoznam się z książką pt.: „101 lekcji, które zmienią twój sposób myślenia” i wtedy coś z niej wyniosę.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Filia

Arystokrata – pierwsze spotkanie z Penelope Ward

Już od dłuższego czasu nie chwyciłam się za żadnego SMUT-a. A szkoda, bo nieraz lubię przeczytać coś z tego gatunku. Na szczęście niedawno miałam możliwość bliższego zapoznania się z lekturą Penelope Ward pt.: „Arystokrata”. 

Felicity przez przypadek podglądnęła nowego sąsiada podczas gdy ten brał prysznic. Jako że mieszkali w małym miasteczku, prędzej czy później musieli na siebie wpaść. Ich wzajemna fascynacja rosła wraz z każdym spotkaniem. Niestety Leo za niedługo musiał wracać do Anglii, aby przejąć firmę od swojego ojca. Bohaterowie podjęli jednak próbę bycia razem. Przynajmniej do wyjazdu chłopaka… 

Okładka książki pt.: „Arystokrata”.

Myślę, że Felicity mogłaby sobie podać rękę z Piper znanej z powieści „Zdarzyło się pewnego lata”. Obie miały dość „przypałowe” wydarzenia w swoim życiu, więc myślę, że spokojnie mogłyby się zaprzyjaźnić. 

Cała historia jest dość prosta i lekka, jest w niej trochę scen łóżkowych. Czasem przeszkadzał mi kuzyn Leo, ale koniec końców go polubiłam. Bardzo podobał mi się wątek listu, który główny bohater napisał do Felicity. „Arystokrata” idealnie nadaje się na letnie, leniwe popołudnie z książką albo też na deszczowy dzień.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Editio Red

Klitajmestra – mitologiczny retelling

Być może pamiętacie, że jakoś w kwietniu opowiadałam o „This Wicked Fate. Przeklęte przeznaczenie”, gdzie zawarto nawiązanie do greckiej mitologii. Dziś natomiast chciałabym opowiedzieć trochę o pewnej mykeńskiej królowej. Przed Wami „Klitajmestra” Costanzy Casati. 

Tytułowa bohaterka była Spartańską królewną, która została wydana za mąż za kogoś, kto chciał ją sobie podporządkować. Przez wiele lat znosiła to małżeństwo, jednak gdy jej małżonek złożył ich córkę w ofierze, coś w niej pękło. Zaczęła więc planować zemstę. Nieoczekiwanie zaczął pomagać jej ktoś, kogo niewątpliwie powinna uznawać za wroga…

Okładka książki pt.: „Klitajmestra”.

Nie znam oryginalnej historii Klitajmestry, ale muszę przyznać, że to naprawdę ciekawy retelling. Pamiętam, że na początku zastanawiałam się, jak Klitajmestra mogła poślubić Agamemnona, skoro zachowywał się jak tyran. Potem się dowiedziałam, dlaczego skończyła razem z nim. Akcja była naprawdę wartka, nie nudziłam się ani przez chwilę. Nie mogłam się też od tej książki „odkleić” i skończyłam ją czytać w przeciągu jednego dnia. 

„Klitajmestra” ląduje w Ulubieńcach Czerwca. Nie mogę się doczekać kolejnych powieści autorki. Coś czuję, że będę po nie sięgała w ciemno.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Muza

Tomo w tarapatach – krótka książka o robocie

Od czasu do czasu lubię przeczytać jakąś książkę dla najmłodszych. Ostatnio zapoznałam się, chociażby z „Kupą faktów o kupie, czyli czego lepiej nie wąchać”. Dziś natomiast chciałabym pokazać Wam krótką lekturę autorstwa Barbary Wicher pt.: „Tomo w tarapatach”. 

Tomo to mały robot, mieszkający wraz z Amelką, Antkiem oraz ich rodzicami. Tym razem jego ludzcy przyjaciele mieli pójść do dentysty, a on wraz z Dropsem (jamnikiem) oraz dziadkiem miał zostać w domu. Niestety podczas zabawy na zewnątrz zorientował się, że dwójka nieznanych mężczyzn planuje okraść pobliskie domy… I niestety wpadł w tytułowe tarapaty. 

Okładka książki pt.: „Tomo w tarapatach”.

Książka jest naprawdę cieniutka, ale bardzo interesująca. Autorka oprócz ciekawej historii, wyjaśniła również to, kim jest humanoid, czym jest Centrum Nauki Kopernik oraz odpowiedziała na pytanie, czy w przyszłości roboty będą towarzyszyć nam w codziennym życiu. Dodatkowo w lekturze zawarto ilustracje, które są ciekawym urozmaiceniem. 

„Tomo w tarapatach” przeznaczony jest dla dzieci w wieku 6-8 lat i naprawdę zachęcam najmłodszych oraz ich rodziców do sięgnięcia po tę historię.

Współpraca barterowa z autorką 

Cień w żarze – premiera nowej książki z uniwersum Krwi i Popiołu

Jeżeli tęskniliście za światem znanym z serii „Krew i popiół”, to mam dla Was dobrą wiadomość. Od dziś w księgarniach dostępny jest „Cień w żarze” – zarówno prequel jak i spin-off wcześniej wspomnianego cyklu. O kolejności czytania poszczególnych tomów napiszę później. Przy okazji wspomnę, że lektura ta przeznaczona jest dla osób 18+.

Tym razem główna bohaterka to Seraphena, która całe swoje życie była przygotowywana do jednej roli. Miała zostać Królową Małżonką Pierwotnego Śmierci. Jednak w dniu, kiedy po raz pierwszy się spotkali, wszystko poszło nie tak, w konsekwencji czego Sera nie mogła wykonać planu, który miał uratować jej poddanych przed nadciągającą katastrofą. Od tej pamiętnej nocy życie dziewczyny całkowicie się zmieniło. Stała się pustą skorupą bez uczuć. Dopóki nie spotkała pewnego boga…

Okładka książki pt.: „Cień w żarze”.

Rzadko kiedy piszczę podczas czytania książek, ale akurat przy jednej scenie w tej powieści tak się właśnie stało. W dodatku cały czas się uśmiechałam pod nosem. Sera pod względem charakteru oraz miłości do sztyletów przypominała mi Poppy. W pewnym momencie złapałam się nawet na tym, że zastanawiałam się, czy one nie są przypadkiem ze sobą spokrewnione. Bardzo, ale to bardzo spodobały mi się postacie drakenów.

W tym tytule sporo się działo, nie znalazł się ani jeden moment, w którym poczułabym znużenie lekturą. Romans między postaciami był dynamiczny i trochę skomplikowany. Ogólnie kocham świat wykreowany przez autorkę. Czekanie na „Wojnę dwóch królowych” będzie torturą. 

A teraz trochę o kolejności czytania. Najpierw powinniście się zapoznać ze wszystkimi częściami serii „Krew i popiół”, a dopiero potem zabrać się za „Cień w żarze”. Jeżeli więc lubicie to uniwersum, to śmiało sięgajcie po ten tytuł.

Współpraca barterowa z wydawnictwem You&Ya. 

Uwięzieni w grze – czyli jak nie grać w gry komputerowe

Lubicie grać w gry komputerowe? Ja bardzo, dlatego też wróciłam do nich po krótkiej przerwie. Jednak jeden z głównych bohaterów książki pt.: „Uwięzieni w grze” nie przepada za wirtualną rzeczywistością. 

Jasse, bo to właśnie o nim mowa jest sceptycznie nastawiony do tego typu rozrywek. Kiedy dostaje tajemniczego SMS-a od swojego przyjaciela Erica, dotyczącego nowej gry wideo o nazwie „Pełna moc”, postanawia sprawdzić, co też jego kumpel chciałby mu pokazać. Niespodziewanie zostaje wciągnięty w rozgrywkę. Dosłownie. Jasse ląduje w środku gry komputerowej. Teraz wraz z Erickiem muszą znaleźć drogę powrotną do domu. Jednak…czy uda im się wrócić do świata rzeczywistego? 

Okładka książki pt.: „Uwięzieni w grze”.

„Uwięzieni w grze” to lektura dla czytelnika, mającego mniej więcej 9-12 lat. Oprócz ciekawej fabuły umiejscowionej w świecie wirtualnym jest też wspomniana strata kolegi z klasy, a także interesujący plot twist, który w dużej mierze ma wpływ na akcję całej opowieści. Końcówka książki zostaje urwana w bardzo interesującym momencie i szczerze mówiąc, nie mogę się już doczekać kontynuacji. 

Co ciekawe, podczas czytania pomyślałam o tym, że Davy’emu z serii „Dziennik Youtubera” powinna się spodobać cała przygoda. Wyobrażacie sobie vloga, nagranego z samego środka gry? To byłby dopiero materiał.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Muza

Kupa faktów o kupie – ciekawostki dla młodszych czytelników

Kiedy dostałam książkę pt.: „Kupa faktów o kupie, czyli czego lepiej nie wąchać”, zainteresowała się nią cała moja rodzina. Przechodziła z rąk do rąk i każdy zaglądał do środka, żeby sprawdzić, co zostało tam napisane. 

Okładka książki pt.: „Kupa faktów o kupie, czyli czego lepiej nie wąchać”

A o kupie napisano wiele. Chociażby to, w jaki sposób ona powstaje, co może nam powiedzieć o stanie zdrowia, jak wyglądały odchody dinozaurów i czego możemy się dzięki nim dowiedzieć. Opisano też nawet to, jak swoje potrzeby załatwiają astronauci w kosmosie. Oczywiście takich tematów poruszono o wiele więcej. 

„Kupa faktów o kupie, czyli czego lepiej nie wąchać” jest krótka, ale na swój sposób interesująca. Przeczytałam ją w ciągu jednego dnia i nie powiem, dowiedziałam się z niej kilku rzeczy. Dobrym pomysłem było umiejscowienie słowniczka pojęć na końcu tego tytułu. Całość zawiera ilustracje, które urozmaicają lekturę. Myślę, że znajdzie ona swoje grono odbiorców, ponieważ jednocześnie bawi i uczy.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Muza

Zdarzyło się pewnego lata – lekki romans na wakacje

Powoli zbliżają się wakacje, tak więc pora poszukać idealnych lektur na nadchodzące upalne dni. Od siebie mogę polecić „Zdarzyło się pewnego lata”, o którym co nieco Wam teraz opowiem. 

Piper mogłaby napisać poradnik o tym, czego NIE ROBIĆ po rozstaniu z chłopakiem. Przykładowo nie powinno się włamywać na prywatny basen, a w konsekwencji – lądować w areszcie. Ten wybryk kosztuje ją utratę luksusu, w jakim do tej pory żyła i funduje wyjazd do małej wioski rybackiej, w której mieszkała jako dziecko. Już pierwszego dnia poznaje tam Brendana – kapitana jednego z kutrów rybackich. Ta dwójka jest jak ogień i woda. Ale w końcu…przeciwieństwa się przyciągają, prawda?

Okładka książki pt.: „Zdarzyło się pewnego lata”

Patrząc na okładkę, liczyłam na lekki, wakacyjny romans. Owszem, romans z spicy scenami dostałam. ale oprócz tego była jeszcze bohaterka, która próbowała dowieść swojej wartości zarówno ojczymowi, jak i kapitanowi, oraz pokazać, że potrafi coś więcej, niż tylko idealnie pomalować paznokcie. Do tego autorka zaprezentowała świetną, siostrzaną relację (gdzie jedna za drugą wskoczyłaby w ogień) oraz dodała kilka śmiesznych sytuacji (jak np. scena z gotowaniem). 

„Zdarzyło się pewnego lata” jest lekkie, przyjemne, przypominające o tym, że nie należy oceniać książki po okładce. Teraz tylko pozostaje mi czekać na kolejny tom, opowiadający o siostrze Piper.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Muza

Pod szepczącymi drzwiami, czyli herbaciarnia dla duchów

Zacznijmy od tego, że „Pod szepczącymi drzwiami” TJ Klune’a, nie było pierwszą książką autora, z którą miałam okazję się zapoznać. Jakieś dziesięć miesięcy temu przeczytałam „Dom nad błękitnym morzem”. Z tego co pamiętam, dzięki tej powieści zrobiło mi się ciepło na serduszku. Przy „Pod szepczącymi drzwiami” było podobnie, z tym dodatkiem, że pod koniec się wzruszyłam. 

Okładka książki pt.: „Pod szepczącymi drzwiami”

Wallace umiera, a na jego pogrzebie jest dosłownie pięć osób. W tym jedną z nich jest Żniwiarz, który ma przetransportować go w zaświaty. Mężczyzna nie jest z tego powodu zachwycony. A jeszcze mniej jest zadowolony z „przystanku”, w jakim przyjdzie mu spędzić czas, zanim przejdzie na drugą stronę. Okazuje się nim być herbaciarnia pośrodku lasu, gdzie Hugo – właściciel – serwuje herbatę takim osobom jak on. 

Kiedy zaczęłam zapoznawać się z treścią tej lektury, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że książka ta daje mi mocny vibe „Opowieści Wigilijnej”. Uściślając – przemiana Wallace’a była dla mnie podobna do przemiany Scrooge’a. Końcówka powieści spowodowała, że po policzkach spływały mi łzy, chociaż już byłam przekonana, że się na tym tytule nie wzruszę. Jeżeli więc podobała Wam się poprzednia pozycja autora, to zachęcam do sięgnięcia także po „Pod szepczącymi drzwiami”.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Akurat, Wydawnictwem Muza

Na wieki wieków korpo – urban fantasy z korpo w tle

Gdybym miała określić swoje odczucia po przeczytaniu książki pt.: „Na wieki wieków korpo”, to powiedziałabym, że ją kocham albo nawet uwielbiam. Z naciskiem na to drugie. 

Wyobraźcie sobie korpo. Takie, które na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle pozostałych. Pracuje w nim stażysta Mateusz. Nic nadzwyczajnego, prawda? On też tak myśli. Do czasu, aż zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Zagubiona, pogryziona przelotka. Tajemnicze zaginięcia osób z różnych działów. Słowiańscy bogowie i anioły w jednej rzeczywistości i nieuchronny koniec świata, do którego to wszystko zmierza. A i prawie bym zapomniała o tym, że przypadkowo w całe to zamieszanie wplątuje się zespół marketingu. 

Okładka książki pt.: „Na wieki wieków korpo”.

Kocham ten tytuł za bohaterów, fabułę i humor. Cała historia naprawdę mi się podobała i jednocześnie chciałam ją skończyć czytać i nie chciałam. Cały czas coś się tam dzieje, nie jest nudno, a niektóre plot twisty są GE–NIA–LNE. Nawet jestem w stanie wybaczyć Karo to, że zginęła tam prawie każda moja ulubiona postać. Chciałam nawet dziękować za wątek romantyczny między Mateuszem a Adą, bo akurat potrzebowałam takiego, ale… no właśnie, ale. Nie chcę Wam tutaj za bardzo spoilerować, co się takiego stało, jednakże akurat tego się nie spodziewałam. 

Nie jest to książka dla każdego, chociażby przez humor w niej zawarty, ale też przez nawiązania do religii. Jeżeli lubicie urban fantasy, słowiańskich bożków i atmosferę korpo, to naprawdę, ale to naprawdę zachęcam Was do sięgnięcia po „Na wieki wieków korpo”. Ja z niecierpliwością będę czekać kontynuację.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Spisek Pisarzy