Na wieki wieków korpo – urban fantasy z korpo w tle

Gdybym miała określić swoje odczucia po przeczytaniu książki pt.: „Na wieki wieków korpo”, to powiedziałabym, że ją kocham albo nawet uwielbiam. Z naciskiem na to drugie. 

Wyobraźcie sobie korpo. Takie, które na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle pozostałych. Pracuje w nim stażysta Mateusz. Nic nadzwyczajnego, prawda? On też tak myśli. Do czasu, aż zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Zagubiona, pogryziona przelotka. Tajemnicze zaginięcia osób z różnych działów. Słowiańscy bogowie i anioły w jednej rzeczywistości i nieuchronny koniec świata, do którego to wszystko zmierza. A i prawie bym zapomniała o tym, że przypadkowo w całe to zamieszanie wplątuje się zespół marketingu. 

Okładka książki pt.: „Na wieki wieków korpo”.

Kocham ten tytuł za bohaterów, fabułę i humor. Cała historia naprawdę mi się podobała i jednocześnie chciałam ją skończyć czytać i nie chciałam. Cały czas coś się tam dzieje, nie jest nudno, a niektóre plot twisty są GE–NIA–LNE. Nawet jestem w stanie wybaczyć Karo to, że zginęła tam prawie każda moja ulubiona postać. Chciałam nawet dziękować za wątek romantyczny między Mateuszem a Adą, bo akurat potrzebowałam takiego, ale… no właśnie, ale. Nie chcę Wam tutaj za bardzo spoilerować, co się takiego stało, jednakże akurat tego się nie spodziewałam. 

Nie jest to książka dla każdego, chociażby przez humor w niej zawarty, ale też przez nawiązania do religii. Jeżeli lubicie urban fantasy, słowiańskich bożków i atmosferę korpo, to naprawdę, ale to naprawdę zachęcam Was do sięgnięcia po „Na wieki wieków korpo”. Ja z niecierpliwością będę czekać kontynuację.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Spisek Pisarzy

6 komentarzy

Dodaj komentarz