Trzech gości w łódce plus wampir.

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Siedzicie sobie w domu, popijając ciepłą herbatkę. Nagle ktoś puka do drzwi. Idziecie otworzyć, widzicie mężczyznę który wchodzi do Waszego mieszkania, siada na fotelu i zaczyna opowiadać Wam swoją historię. Na początku chcecie go wyrzucić, jednak im dłużej go słuchacie, tym bardziej zaczynacie wczuwać się w tę przygodę. 

Okładka książki pt.: "Trzech gości w łódce plus wampir"

Właśnie tak miałam z najnowszą książką Krzysztofa Kotowskiego pt.: “Trzech gości w łódce plus wampir”. Na początku odrzucił mnie styl pisania autora, ale po chwili zaczął mi się podobać on i całkowicie przepadłam. Aleksander Kowalski pracuje jako prywatny detektyw. Dostaje dość podejrzaną sprawę i ją przyjmuje. Ale wiecie, co najbardziej mi się podobało? To, że autor zrobił szybki przegląd najważniejszych wydarzeń z historii Polski, a także to, jak wykreował głównego bohatera, który nie jest zwykłym człowiekiem tylko wampirem, ale takim trochę innym niż te, opisywane w książkach. 

Mimo że jest to cegiełka, czytało się ją naprawdę szybko i przyjemnie. Czasem się przy niej uśmiechnęłam, czasem było mi żal detektywa. Znalazł się tu zarówno wątek miłosny jak i chęć zemsty, a wszystko to zostało spięte w ciekawą opowieść. Zawsze się coś działo. Końcówka pozostawiła mi pewien niedosyt, ale mam nadzieję, że ta lektura będzie miała swoją kontynuację. Powiem tylko tyle – jeżeli lubicie pióro Kotowskiego lub też jesteście fanami tytułów sensacyjnych – koniecznie sięgnijcie po “Trzech gości w łódce plus wampir”. A i jeszcze jedno. Podczas zaznajamiania się z lekturą naprawdę miałam wrażenie, że główny bohater siedzi razem ze mną w pokoju.

Ze egzemplarz do recenzji dziękuję 5why.pl

Szkolnik Superdziewczyny.

Kiedy poszłam do szkoły średniej zaopatrzyłam się w kalendarz, w którym zapisywałam wszelkiego rodzaju projekty i terminy kartkówek. Na studiach od przyjaciółki dostałam planer, który w przeciwieństwie do zwykłych terminarzy nie jest dedykowany na konkretny rok, co jest dla mnie świetną opcją. Mam go już dwa lata i wciąż znajduje się w nim mnóstwo wolnego miejsca na notatki (prowadzę go tak, jak jest mi wygodnie)

 

Okładka książki pt.: "Szkolnik Superdziewczyny"

Takie planery to naprawdę świetna opcja, bo wszystkie ważne daty są w jednym miejscu. Dlatego też bardzo się cieszę, że wydawnictwo Wilga wraz z Agnieszką Mielech stworzyło “Szkolnik Superdziewczyny”, dzięki czemu osoby, które pokochały serię “Emi i Tajny Klub Superdziewczyn” mogą organizować swój czas wraz z główną bohaterką tych powieści. 

W środku oprócz tabelek na poszczególne dni tygodnia, można znaleźć instrukcję jak korzystać z takiego szkolnika. Warto też zwrócić uwagę na strony z tzw. odrabiankami, gdzie można zapisać zadania domowe z danego przedmiotu oraz datę oddania ich nauczycielowi. A to jeszcze nie wszystko! Znalazły się tam również krótkie biografie inspirujących kobiet tj. Virginia Wolf czy Iga Świątek. Tak naprawdę żeby poznać wszystkie sekrety planera, trzeba mieć go w rękach. Polecam go szczególnie dziewczynkom, które kochają Emi.

Współpraca recenzencka z Grupą Wydawniczą Foksal. 

Maciuś i Leon. Przygody dwóch smoczków.

W dzieciństwie miałam taką małą, tekturową, kwadratową książeczkę pt.: “Sama jem”. Był to jeden z moich ulubionych tytułów, który mama czytała mi przed snem, dlatego też kiedy dostałam propozycję zapoznania się i zrecenzowania najnowszych opowiastek Katarzyny Wierzbickiej, nie wahałam się ani chwili. Po pierwsze dlatego, że uwielbiam pióro autorki, a po drugie format tych lektur przypomniał mi czasy, kiedy sama byłam dzieckiem. 

Okładka książki pt Maciuś i Leon wspólnie czytają książkę

Jak widać po okładkach (które swoją drogą są naprawdę urocze i przyciągające wzrok), głównymi bohaterami tych trzech bajek są Maciuś i Leon – smocze rodzeństwo. Oboje przeżywają różne, sytuacje życiowe jak chociażby kłótnię o zabawkę, chęć pójścia na plac zabaw zamiast do sklepu, wspólne czytanie itp. Każda z tych opowieści kończy się w pozytywny sposób, mimo że wcześniej u bohaterów występowały negatywne emocje takie jak smutek czy złość. Można też wyciągnąć z tych historii pewne lekcje (mnie osobiście bardzo podobała się ta zawarta w “Maciuś i Leon nie chcą się razem bawić”). 

Jeżeli więc w swoim otoczeniu macie dzieci w wieku 1-3, to idealnie się składa, ponieważ te lektury przeznaczone są dla tej grupy wiekowej. Polecam Wam je z całego serca. Naprawdę warto się nimi zainteresować.  

Współpraca recenzencka z autorką oraz Wydawnictwem Zielona Sowa

Dżuma. Czarna Śmierć.

Dzisiaj mam coś dla pasjonatów historii – książkę o najbardziej wyniszczającej epidemii, jaką była Czarna Śmierć. I od razu Wam powiem, że między mną a tym tytułem nie zaiskrzyło. Nie dlatego, że został on źle napisany, tylko dlatego, że ogólnie nie przepadam za reportażami. Owszem, czasem znajdzie się taki, który bardzo mi się spodoba, jednak jest to rzadkością. 

“Dżuma. Czarna śmierć” autorstwa Johna Kelly’ego opisuje historię tej choroby od jej pierwszych odnotowanych przypadków. Pisarz pokazał jak wyglądał świat podczas epidemii i tuż po nich. Często też cytował różnych kronikarzy oraz przytaczał słowa osób, badających dzieje tej zarazy. W sumie nie wiedziałam, że o tą katastrofę obwiniano żydów, o czym autor również informował w swojej książce. Było nawet kilka takich momentów, które czytałam z zaciekawieniem, jednak pozostałą część lektury traktowałam trochę jak podręcznik. 

Tak jak już wspominałam, nie jest to zła książka i być może osoby czytające ten konkretny gatunek, albo chociaż interesujące się historią będą czerpać przyjemność z studiowania tytułu. Mnie niestety trochę on wymęczył.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Filia.

Śledztwo panny Cahill.

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam tytuł i opis książki pt.: “Śledztwo panny Cahill” pomyślałam, że to będzie super historia. No bo w końcu mamy młodą kobietę detektyw, która właśnie rozwiązuje zagadkę seryjnego mordercy okrzykniętego mianem Rzeźnika. Dodatkowo jego kolejną ofiarą może być przyjaciółka Fran, więc dziewczyna ma podwójną motywację, żeby złapać tego zwyrodnialca. 

Liczyłam na tę historię i trochę się przeliczyłam, bo dostałam tutaj tak naprawdę powieść obyczajową, gdzie motyw śledztwa to tylko dodatek. Nie zrozumcie mnie źle – lektura nie była zła, ale oczekiwałam czegoś mocniejszego. Miałam też nadzieję na trochę inną relację między główną bohaterką a komisarzem Braggiem, z którym prowadziła dochodzenie.

Książka jest dość prosta, bez jakiegoś większego napięcia. Na plus z pewnością była tożsamość rzeźnika oraz to, że narzeczony Fran nie chciał jej zamknąć w domu, tylko wspierał ją w jej pracy. W naszych czasach to nic niezwykłego, jednak w roku 1902 to raczej było nie do pomyślenia, żeby młoda kobieta była detektywem. Szkoda, że zabrakło tutaj takiego pazura.

Za egzemplarz dziękuję

 

 

Nasze małe okrucieństwa.

O matko, powiem Wam, że naprawdę liczyłam na “Nasze małe okrucieństwa” Liz Nugent. Kiedy czytałam początek, miałam takie: “Wow, ale to będzie dobre”. Jednak im dalej zapoznawałam się z fabułą, tym bardziej to wrażenie malało. 

Ale od początku. Opowieść zaczyna się tak, że trójka braci spotyka się na pogrzebie. Tyle że jeden z nich nie żyje. Pojawiają się więc pytania. Co się stało? Kto to zrobił? Jak do tego wszystkiego doszło? Odpowiedzi na nie znajdziemy podczas lektury powieści, jednak jakoś w połowie zorientowałam się już, który z nich nie żyje, przez co niestety rozwiązanie zagadki niezbyt mnie zaskoczyło. Miałam jednak nadzieję że w osłupienie wprawi mnie to, w jaki sposób zginął. Niestety tak się nie stało.

Chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że autorka stworzyła bardzo specyficzne, aczkolwiek ciekawe relacje w tej rodzinie. Powiedzieć, że były one skomplikowane, to jak nic nie powiedzieć, a żeby dokładniej i dobitniej je określić, musiałabym użyć wulgaryzmu. Zdecydowanie to było na plus. 

Generalnie nie była to zła książka i jeżeli ktoś lubi pogmatwane rodzinne więzy i sekrety, to być może ona mu się spodoba. Dla mnie zabrakło właśnie tutaj takiego elementu, który wgniótł by mnie w fotel, skoro w teorii jest to powieść z gatunku thriller/kryminał.

Dziki poradnik przetrwania.

Jak widać Lelek postanowił po raz kolejny wziąć udział w Dyskusyjnym Klubie Książki. Akurat dobrze się składa, bo dzisiejsze spotkanie poświęcimy “Dzikiemu Poradnikowi Przetrwania” autorstwa Agnieszki Graclik. 

Okładka książki pt. "Dziki poradnik przetrwania"

Pierwsze co przyszło mi na myśl po przeczytaniu książki, to to, że natura jest naprawdę interesująca. Generalnie cały przewodnik dotyczy tego, jak zwierzęta się kamuflują, uciekają czy bronią czyli innymi słowy mówiąc – robią wszystko, aby nie dać się zjeść. Nie będę ukrywać – jak nie lubię pająków tak te, które udają odchody ptaków podbiły moje serce. Co ciekawe, prawdopodobnie spotkałam opisanego w nim chomika europejskiego, a także kwiczoła. Naprawdę cieszę się, że obserwowałam go z daleka.

Wolałabym raczej nie być przez niego zaatakowana. Jest to naprawdę świetny przewodnik, niby dedykowany dla dzieci w wieku 9-12 lat, ale myślę, że starszym też mógłby się spodobać. Napisany bardzo prostym i przystępnym językiem, z podkreślonymi nazwami naprawdę wielu gatunków zwierząt. No i przede wszystkim była to dla mnie idealna książka na odstresowanie się – kilka razy się przy niej zaśmiałam. Polecam z całego serca.

Dziecko Holocaustu.

Akurat pogoda idealnie współgra z książką, którą dzisiaj Wam przedstawię. Z góry uprzedzam, że jej tematyka dotyczy II Wojny Światowej. Jak widać po okładce, w oczy najbardziej rzucają się czerwone dziecięce butki, bordowy napis “Dziecko Holocaustu” oraz tego samego koloru informacja, że jest to Bestseller Amazon. Swoją drogą, lubicie jak na okładkach występują tego typu informacje? Wracając. Nie sądziłam, że ta powieść mnie tak poruszy. Może i nie uroniłam na niej ani jednej łzy, ale jednak opisane w niej wydarzenia sprawiły, że czułam się przygnębiona. 

Okładka książki pt.: "Dziecko Holocaustu"

Znajdziemy w niej historię Cypy, która wraz z mężem zrobiła wszystko, aby ocalić swoją córkę przed mordem w getcie. Opowieść o jej przyjaciółkach – Irenie oraz Zofii, które podjęły się opieki nad Rachelą. Późniejsze losy tej małej dziewczynki…dla mnie to wszystko niosło za sobą bardzo duży ładunek emocjonalny. Szczególnie, że cała ta książka została oparta na rzeczywistym dzienniku prowadzonym przez Cypę, a także na wywiadach ze wspomnianymi wcześniej kobietami. 

Mimo wszystko tytuł ten czyta się dość szybko. Gdybym jednak mogła zapoznać się z nim jeszcze raz, rozłożyłabym jego lekturę na parę dni.

O dwóch psach i jednym kocie. Czyli życie zwierząt na wesoło.

Uwielbiam Kalendarz Świąt Nietypowych. Zazwyczaj mogę tam znaleźć inspiracje do postów na Instagram lub do filmów na Tik Toka. Podczas ostatniego przeglądania, zauważyłam, że obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Publicznego Czytania Komiksów. Co prawda wypada on 28 sierpnia, to nawiązując do tego wydarzenia, chciałabym Wam dziś przedstawić krótki komiks. 

Jeśli szukalibyście opowieści, w której narratorem jest zwierzak, to “O dwóch psach i jednym kocie” będzie idealne. Główny bohater to golden retriever o imieniu Alex, opowiadający czytelnikowi o swoim życiu – a to o tym, że pogryzł legowisko, a to o tym, że Puszek (pekińczyk, mieszkający razem z nim) znów koczuje przy jego misce i nie chce go do niej dopuścić. 

Okładka książki pt.: "O dwóch psach i jednym kocie"

Co ciekawe, oba psy są po przejściach – Puszek jest psem schroniskowym, który boi się ludzi, natomiast Alex w poprzednim domu dostał kilka razy “po tyłku” za sikanie w pomieszczeniu, przez co kiedy się boi – chowa się pod stół. Cieszę się, że autorka zwróciła uwagę na to, że zwierząt się nie bije i że bez pomocy człowieka pies sobie nie poradzi. 

Podczas czytania nawet się uśmiechnęłam parę razy, szczególnie wtedy, kiedy pojawiała się Rita – kotka mieszkająca wraz z Alexem i Puszkiem. Przedstawiona jest trochę stereotypowo, jednak koniec końców – jest zadowolona ze swojego kociego życia. Mam tylko takie jedno ale. W książce występują takie określenia jak “durnie” czy “cymbał”, także nie polecam jej czytać dzieciom, które mogą podłapać takie słownictwo.

Królowa nocy. Tom 2.

Mamy to moi drodzy. Właśnie dziś porozmawiamy o kontynuacji “Królowej nocy”, o której wspominałam Wam parę dni temu. I tak szczerze? Ta druga część podobała mi się bardziej niż jej poprzedniczka. Nie zrozumcie mnie źle. Tamta nie była zła, jednak w tej części relacja między bohaterami się rozwinęła i pojawiła się w niej przede wszystkim szczerość. 

Ale od początku. Od wypadku Oliwii minęło już trochę czasu, a dziewczyna ułożyła sobie życie na nowo. Bez Leona. Jej lek okazał się przełomowy, a także prowadzi zajęcia taneczne w swojej szkole tańca. Czyli jednym słowem – ma stabilne życie. Do czasu. Do czasu, aż została wmanewrowana do spędzenia go z Leonem, który jakiś czas temu przecież złamał jej serce. Chłopak jednak nie próżnuje i stara się jak najlepiej wykorzystać drugą szansę. Przeznacza ją na odzyskanie dziewczyny. 

Okładka książki pt.: "Królowa nocy tom 2"

Powieść czytało się szybko i naprawdę przyjemnie się patrzyło, jak uczucie między tą dwójką ewoluowało. Bardzo też podobało mi się to, że Oliwia nie rzuciła się na Leona przy pierwszym spotkaniu, tylko trzymała go na pewien dystans, zostawiając mu tym samym pole do tego, aby udowodnił, że mu na niej zależy. Nawet poczułam emocje Oliwii, kiedy ta opowiadała o tamtej nocy, kiedy zawalił się jej cały świat. 

No i jeszcze warto wspomnieć o wątku z pokazem tanecznym. Cieszę się, że takie urozmaicenie zostało dodane do fabuły. Sam Leon też się zmienił i starał się zrobić wszystko, aby zraniona dziewczyna znów mu zaufała, co było wręcz urocze. Mogliśmy też poznać trochę jego przeszłość i zrozumieć niektóre z jego zachowań.