Zaborcza Bestia

“Zaborcza Bestia” to po prostu cudowna książka. Jest w niej motyw fake datingu, różnicy wieku między bohaterami, przemiany szarej myszki w pewną siebie kobietę, a także sekretów rodzinnych – czyli to, co ostatnio uwielbiam w lekturach. A już myślałam, że autorka mnie niczym nie zaskoczy. Zdecydowanie teraz mogę powiedzieć, że cykl “Niepokorni” zajmuje specjalne miejsce w moim sercu i staje się jedną z moich ulubionych comfort series. 

Okładka książki pt.: "Zaborcza Bestia"

Ale wracając do samego tytułu. Tym razem główną bohaterką była dwudziestojednoletnia Annabel Brooke, czyli dziewczyna zahukana i stłamszona przez matkę. W sensie wiecie – nosiła nijakie sukienki, bo tak KAZAŁA jej matka, dodatkowo nie miała prawa mieć własnego zdania, najlepiej aby była skromna, posłuszna i miała męża, który nad nią zapanuje. I prawie jej rodzicielka do tego doprowadziła, ponieważ chciała ją wyswatać z dalekim kuzynem, piastującym urząd pastora. Wtedy jednak po raz pierwszy dziewczyna się zbuntowała i jako swojego narzeczonego przedstawiła słynną i nieposkromioną Bestię, właściciela Royal Theatre – czyli Jonathana Hawkinsa. 

Całą książkę dosłownie połknęłam na raz. Było trochę śmiesznych momentów, przez kilka fragmentów miałam wypieki na twarzy, a jedna scena z główną parą postaci aż zaparła mi dech w piersiach. Do tej pory nie mogę uwierzyć w to, co przeczytałam. A wiecie co było najlepsze w tej opowieści? Obserwowanie, jak Annabel w końcu rozwija skrzydła. Cieszę się, że to właśnie Hawkins pomógł dziewczynie wyjść ze swojej skorupy. Może i miał trudny charakter, ale zdecydowanie zyskiwał przy bliższym poznaniu. Jeżeli jeszcze nie znacie “Zaborczej Bestii”, to naprawdę polecam się z nią zapoznać.

Współpraca barterowa z Melisą Bel. 

The Atlas Six. Wiedza zabija.

Powiem Wam, że nie lubię takich sytuacji, kiedy podoba mi się opis i okładka jakiejś książki, natomiast treść wzbudza we mnie mieszane uczucia. Tak właśnie miałam z “The Atlas Six” autorstwa Olivie Blake. 

Pomysł na opowieść był jak dla mnie świetny. Sześć osób otrzymało szansę, aby ubiegać się o wtajemniczenie do Towarzystwa Aleksandryjskiego: Libby, Nico, Reina, Parisa, Tristan i Callum. Każdy z nich posiadał pewną magiczną umiejętność – jedni znali się na fizyce, ktoś potrafił przenikać do podświadomości, a jeszcze inny widział różnego rodzaju iluzje, niedostępne dla pozostałych. Mieli rok aby udowodnić swoją wartość. Haczyk? Oczywiście, że się znalazł. Do Towarzystwa mogło dostać się tylko pięć osób. 

Okładka książki pt.: "The Atlas Six"

Niestety nie potrafiłam się “wbić” w powieść, przez co trochę mi się ona dłużyła. Jednak końcówka już pochłonęła mnie całkowicie. Co do bohaterów, to jeżeli miałabym ułożyć ich w jakiejś hierarchii, to powiedziałabym, że najbardziej lubiłam Libby i Nicka (dziewczyna była mi bliższa charakterem, za to u niego podobało mi się oddanie przyjacielowi). Za Tristanem generalnie przepadałam, chociaż czasem miałam ochotę go poszturchać, żeby się ogarnął. O Reinie często zapominałam podczas czytania, natomiast Calluma i Parisy nie znosiłam. Ona mnie irytowała swoim zachowaniem i podejmowanymi decyzjami. Co do chłopaka, to miałam wrażenie, że jest taki śliski i niegodny zaufania. W rzeczywistości raczej unikałabym go jak ognia. 

Jak widać tytuł ten ma swoje plusy i minusy. Jeżeli lubicie lektury new adult, gdzie występuje magia, tunele czasoprzestrzenne, rywalizacja i klimaty dark academia, to zachęcam do wyrobienia sobie własnego zdania o “The Atlas Six”.

Współpraca z wydawnictwem You&Ya. 

Korona ze złoconych kości

Dziś opowiem Wam trochę o książce pt.: “Korona ze złoconych kości” autorstwa Jennifer L. Armentrout. Jest to trzecia część serii “Krew i popiół”. Czekałam na swój egzemplarz naprawdę niecierpliwie, a kiedy do mnie dotarł, od razu wzięłam się za czytanie. Mimo że jest “grubaskiem”, to bardzo szybko się go pochłania. Nie żałuję ani minuty spędzonej z tą powieścią i już nie mogę się doczekać kolejnego tomu. 

Okładka książki pt.: "Korona ze złoconych cierni"

Co się zmieniło u Poppy i Casteela od ostatniego razu? Naprawdę dużo. Dziewczyna w końcu zaczęła dowiadywać się prawdy o sobie – kim tak naprawdę była i skąd pochodziła. Próbowała także zdobyć jakieś informacje zarówno o losie swojego brata, jak i rodzeństwa Casteela. Jak już jesteśmy przy nim, to przyznam, że uwielbiam to, jak bardzo mężczyzna dba o swoją ukochaną. Jak o tym czytałam, robiło mi się ciepło na sercu. 

W tym tytule dzieje się naprawdę dużo – są sekrety, walki, wartka akcja, sceny łóżkowe…nie nudziłam się na ani jednej stronie. Z góry uprzedzam, że osoby, które nie lubią erotyki w książkach, mogą mieć pewien problem z tą lekturą, ponieważ trochę pikantnych opisów tam jest. Może nie są one bardzo barwne, ale też nie są ubogie w szczegóły. Końcówka powieści natomiast złamała mi serce. Tak więc jeżeli ktoś lubi pióro autorki, to zachęcam do sięgnięcia po tę serię. Naprawdę można przy niej ciekawie spędzić czas.

Współpraca recenzencka z wydawnictwem You&Ya.

Za kurtyną: Perygeum

Zanim przejdziemy do omawiania “Za kurtyną: Perygeum”, krótko przypomnę losy Leny z poprzedniej części, czyli “Za kurtyną: Apogeum”. Jakiś czas temu dziewczyna wraz z przyjaciółmi poszła na wycieczkę w góry. Przechodząc przez jeden z jaskiniowych tuneli, znalazła się w królestwie Ardiven. Tam o jej serce rywalizowało dwóch kuzynów – Eavan oraz Cedrik. Kiedy już wydawało się, że Lena będzie szczęśliwa u boku jednego z nich, wybuchła wojna. To tak w bardzo wielkim skrócie. Jeżeli jesteście ciekawi całości historii, to zachęcam do sięgnięcia po debiut Laury Savaes. 

Okładka książki pt.: "Za kurtyną: Perygeum"

A co się działo w “Za kurtyną: Perygeum”? Cóż. Opowieść zaczęła się dokładnie w momencie, w którym zakończyła się poprzednia. Znajdziemy tutaj coraz intensywniejsze walki o terytoria, trochę informacji na temat Kurtyny i tego, jak można się dostać do Ardiven, rozterki sercowe Leny oraz dojrzalszego Cedrika. Dalej jest skłócony ze swoim kuzynem, jednak w trakcie lektury miałam wrażenie, że nie zachowywał się już jak małe dziecko. 

Książkę czyta się naprawdę szybko. Spojrzałam raz, byłam na stronie dwudziestej, spojrzałam po raz drugi i pyk – nagle byłam na sześćdziesiątej czwartej. Tak jak wspominałam, jest trochę akcji, trochę rozterek miłosnych. Były też momenty, które mi się dłużyły, ale również były i takie, przy których zaciskałam nerwowo palce.

Współpraca reklamowa z wydawnictwem You&Ya. 

Czy “Robert” podbił moje serce?

Przyznam się Wam, że mam lekki problem z serią powieści o rodzinie MacGregorów. Mianowicie odnoszę wrażenie, że wszystkie te historie mają dość podobny schemat. Zmieniają się tylko bohaterowie i sposób, w jaki się oni poznają. Na sześć książek z tego cyklu, tylko dwie mi się podobały – mianowicie był to “Caine” oraz “Daniel”. “Robert” niestety nie podbił mojego serca. 

Fabuła jest naprawdę prosta. Darcy ucieka z miasta od zaborczego narzeczonego. Zaszywa się w kasynie, które po rodzicach przejął Robert. Dopisuje jej szczęście i wygrywa prawie dwa miliony dolarów. Z nadmiaru emocji mdleje w ramiona właściciela przybytku. 

Okładka książki pt.: "Robert"

Nie jest to zła książka. Muszę przyznać, że podobała mi się przemiana głównej bohaterki z szarej myszki w pewną siebie, spełniającą swoje marzenia kobietę. Po prostu nie dostarczyła ona mi zbyt wielu emocji. Żałuję, że wątek z jej narzeczonym został rozwiązany tak szybko – myślę, że mógłby on dodać historii odrobinę dynamiki. Zdradzę jeszcze tylko, że w tym tomie pojawiają się postaci z poprzednich części, tak więc radziłabym czytać serię w kolejności wydania.

Współpraca recenzencka z 

 

Jak zmienić wszystko. Młodzi na ratunek planecie.

Wiecie co? Jakiś czas temu oglądałam film pt.: “Simpsonowie. Wersja kinowa”, który poruszał temat ekologii. Tamtejsze jezioro zostało przypadkowo zanieczyszczone przez Homera, w konsekwencji czego całe miasto odcięto od świata. Akurat ta produkcja bardzo skojarzyła mi się z książką autorstwa Naomi Klein i Rebecci Stefoff pt.: “Jak zmienić wszystko. Młodzi na ratunek planecie”, dotyczącą obecnych zmian klimatycznych na całym świecie. 

Okładka książki pt.: "Jak zmienić wszystko. Młodzi na ratunek planecie"

Autorki w swoim tytule opisały m.in. to, co “podgrzewa” nasz świat i przybliżyły inicjatywy młodych aktywistów próbujących ocalić Ziemię. Oczywiście to tylko kilka przykładów z tematów poruszonych w tym poradniku. Dodatkowo znajdują się w nim inspirujące historie nastolatków z całego świata. Przykładowo ktoś zaaranżował strajk klimatyczny w swoim mieście, czy też zajął się sadzeniem drzew. 

Powiem tak. Mimo że nie zgadzam się ze wszystkimi rozwiązaniami przytoczonymi w książce, to jednak zachęcam do zapoznania się z  “Jak zmienić wszystko. Młodzi na ratunek planecie” zarówno młodzież jak i dorosłych. Naprawdę informacje zawarte w lekturze dają do myślenia.

Współpraca reklamowa z wydawnictwem

Trzech gości w łódce plus wampir.

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Siedzicie sobie w domu, popijając ciepłą herbatkę. Nagle ktoś puka do drzwi. Idziecie otworzyć, widzicie mężczyznę który wchodzi do Waszego mieszkania, siada na fotelu i zaczyna opowiadać Wam swoją historię. Na początku chcecie go wyrzucić, jednak im dłużej go słuchacie, tym bardziej zaczynacie wczuwać się w tę przygodę. 

Okładka książki pt.: "Trzech gości w łódce plus wampir"

Właśnie tak miałam z najnowszą książką Krzysztofa Kotowskiego pt.: “Trzech gości w łódce plus wampir”. Na początku odrzucił mnie styl pisania autora, ale po chwili zaczął mi się podobać on i całkowicie przepadłam. Aleksander Kowalski pracuje jako prywatny detektyw. Dostaje dość podejrzaną sprawę i ją przyjmuje. Ale wiecie, co najbardziej mi się podobało? To, że autor zrobił szybki przegląd najważniejszych wydarzeń z historii Polski, a także to, jak wykreował głównego bohatera, który nie jest zwykłym człowiekiem tylko wampirem, ale takim trochę innym niż te, opisywane w książkach. 

Mimo że jest to cegiełka, czytało się ją naprawdę szybko i przyjemnie. Czasem się przy niej uśmiechnęłam, czasem było mi żal detektywa. Znalazł się tu zarówno wątek miłosny jak i chęć zemsty, a wszystko to zostało spięte w ciekawą opowieść. Zawsze się coś działo. Końcówka pozostawiła mi pewien niedosyt, ale mam nadzieję, że ta lektura będzie miała swoją kontynuację. Powiem tylko tyle – jeżeli lubicie pióro Kotowskiego lub też jesteście fanami tytułów sensacyjnych – koniecznie sięgnijcie po “Trzech gości w łódce plus wampir”. A i jeszcze jedno. Podczas zaznajamiania się z lekturą naprawdę miałam wrażenie, że główny bohater siedzi razem ze mną w pokoju.

Ze egzemplarz do recenzji dziękuję 5why.pl

Szkolnik Superdziewczyny.

Kiedy poszłam do szkoły średniej zaopatrzyłam się w kalendarz, w którym zapisywałam wszelkiego rodzaju projekty i terminy kartkówek. Na studiach od przyjaciółki dostałam planer, który w przeciwieństwie do zwykłych terminarzy nie jest dedykowany na konkretny rok, co jest dla mnie świetną opcją. Mam go już dwa lata i wciąż znajduje się w nim mnóstwo wolnego miejsca na notatki (prowadzę go tak, jak jest mi wygodnie)

 

Okładka książki pt.: "Szkolnik Superdziewczyny"

Takie planery to naprawdę świetna opcja, bo wszystkie ważne daty są w jednym miejscu. Dlatego też bardzo się cieszę, że wydawnictwo Wilga wraz z Agnieszką Mielech stworzyło “Szkolnik Superdziewczyny”, dzięki czemu osoby, które pokochały serię “Emi i Tajny Klub Superdziewczyn” mogą organizować swój czas wraz z główną bohaterką tych powieści. 

W środku oprócz tabelek na poszczególne dni tygodnia, można znaleźć instrukcję jak korzystać z takiego szkolnika. Warto też zwrócić uwagę na strony z tzw. odrabiankami, gdzie można zapisać zadania domowe z danego przedmiotu oraz datę oddania ich nauczycielowi. A to jeszcze nie wszystko! Znalazły się tam również krótkie biografie inspirujących kobiet tj. Virginia Wolf czy Iga Świątek. Tak naprawdę żeby poznać wszystkie sekrety planera, trzeba mieć go w rękach. Polecam go szczególnie dziewczynkom, które kochają Emi.

Współpraca recenzencka z Grupą Wydawniczą Foksal. 

Maciuś i Leon. Przygody dwóch smoczków.

W dzieciństwie miałam taką małą, tekturową, kwadratową książeczkę pt.: “Sama jem”. Był to jeden z moich ulubionych tytułów, który mama czytała mi przed snem, dlatego też kiedy dostałam propozycję zapoznania się i zrecenzowania najnowszych opowiastek Katarzyny Wierzbickiej, nie wahałam się ani chwili. Po pierwsze dlatego, że uwielbiam pióro autorki, a po drugie format tych lektur przypomniał mi czasy, kiedy sama byłam dzieckiem. 

Okładka książki pt Maciuś i Leon wspólnie czytają książkę

Jak widać po okładkach (które swoją drogą są naprawdę urocze i przyciągające wzrok), głównymi bohaterami tych trzech bajek są Maciuś i Leon – smocze rodzeństwo. Oboje przeżywają różne, sytuacje życiowe jak chociażby kłótnię o zabawkę, chęć pójścia na plac zabaw zamiast do sklepu, wspólne czytanie itp. Każda z tych opowieści kończy się w pozytywny sposób, mimo że wcześniej u bohaterów występowały negatywne emocje takie jak smutek czy złość. Można też wyciągnąć z tych historii pewne lekcje (mnie osobiście bardzo podobała się ta zawarta w “Maciuś i Leon nie chcą się razem bawić”). 

Jeżeli więc w swoim otoczeniu macie dzieci w wieku 1-3, to idealnie się składa, ponieważ te lektury przeznaczone są dla tej grupy wiekowej. Polecam Wam je z całego serca. Naprawdę warto się nimi zainteresować.  

Współpraca recenzencka z autorką oraz Wydawnictwem Zielona Sowa

Dżuma. Czarna Śmierć.

Dzisiaj mam coś dla pasjonatów historii – książkę o najbardziej wyniszczającej epidemii, jaką była Czarna Śmierć. I od razu Wam powiem, że między mną a tym tytułem nie zaiskrzyło. Nie dlatego, że został on źle napisany, tylko dlatego, że ogólnie nie przepadam za reportażami. Owszem, czasem znajdzie się taki, który bardzo mi się spodoba, jednak jest to rzadkością. 

“Dżuma. Czarna śmierć” autorstwa Johna Kelly’ego opisuje historię tej choroby od jej pierwszych odnotowanych przypadków. Pisarz pokazał jak wyglądał świat podczas epidemii i tuż po nich. Często też cytował różnych kronikarzy oraz przytaczał słowa osób, badających dzieje tej zarazy. W sumie nie wiedziałam, że o tą katastrofę obwiniano żydów, o czym autor również informował w swojej książce. Było nawet kilka takich momentów, które czytałam z zaciekawieniem, jednak pozostałą część lektury traktowałam trochę jak podręcznik. 

Tak jak już wspominałam, nie jest to zła książka i być może osoby czytające ten konkretny gatunek, albo chociaż interesujące się historią będą czerpać przyjemność z studiowania tytułu. Mnie niestety trochę on wymęczył.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Filia.