Kiecka i tiurniura. Czyli podróże przez magiczną toaletkę

Niekiedy mam tak, że biorę jakąś książkę, czytam parę kartek i odkładam ją na jakiś czas. Kiedy wracam do niej po pewnym okresie, nagle odkrywam, że bardzo, ale to bardzo mi się ona podoba. Tak właśnie miałam z „Kiecką i tiurniurą” autorstwa Aleksandry Katarzyny Maludy. 

Właściwie fabuła była dosyć prosta, ponieważ Agata musiała zanieść lekarstwo choremu na gruźlicę Gustawowi Lutomierskiemu. W zasadzie nic trudnego prawda? Jednak był pewien problem – główna bohaterka żyła w XXI wieku, natomiast mężczyzna pochodził z XIX. Podróż w czasie mogła odbyć tylko za pomocą magicznej toaletki. 

Okładka książki pt.: „Kiecka i tiurniura”

Chyba najbardziej w tej opowieści urzekło mnie to, że autorka wprowadziła do niej gwarę góralską, którą posługuje się jedna z postaci. Fajnie to urozmaiciło książkę. Było trochę perypetii związanych z przeniesieniem się Agaty w dawne czasy, pojawiło się również kilka nawiązań do legend, chociażby tej o śpiących rycerzach. A w końcówkę wprost nie mogłam uwierzyć. Niemniej naprawdę książka mi się podobała. 

Tylko wspomnę, że „Kiecka i tiurniura” jest kontynuacją „Kiecki i krynoliny”. Pierwszego tomu jeszcze nie czytałam, ale mam nadzieję, że wkrótce go nadrobię. Natomiast gorąco polecam Wam “Kieckę i tiurniurę”. Uważam, że jest ona warta zapoznania się z nią.

Współpraca recenzencka z wydawnictwem Szara Godzina. 

7 komentarzy

Dodaj komentarz