Rozalia – koniec dylogii o zielarkach

Oficjalnie to koniec mojej przygody z serią „Córki botanika”. Po przygodach Jaśminy, przyszła pora na opowieść o Rozalii, która jest drugą starszą siostrą dla Hortensji oraz Hiacynty

Główna bohaterka ma już dość czekania na Juliana Zarębę, który według niej sam nie wie, czego chce. Adoruje ją i obiecuje gruszki na wierzbie, po czym znika bez słowa, co wystawia jej cierpliwość na próbę. Nieoczekiwanie jednak zostaje ona wciągnięta w śledztwo, mające na celu ustalenie, kim tak naprawdę jest jej ukochany i co stało się tej pamiętnej nocy, kiedy to – jako niemowlę – został odnaleziony nieopodal płonącego domu. 

Z pewnością cała historia Juliana zasługuje na uwagę. Jest w niej mnóstwo tajemnic, smutków, ale też – mimo wszystko – radości. No i przede wszystkim przeważają tutaj emocje związane z odkrywaniem swojej prawdziwej tożsamości. 

Okładka książki „Rozalia”.

Podobało mi się, że na pierwszym planie znalazł się wątek śledztwa, a sam romans stał się ciekawym dopełnieniem. Co prawda Julian powodował u Rozalii frustrację z powodu nieokreślenia się i ciągłego przyciągania i odpychania jej, ale dzięki temu chemia między nimi była wyjątkowo wyczuwalna.

Końcówka powieści była naprawdę urocza. Jako że bardzo polubiłam bohaterów z poprzednich części, to ucieszyłam się, kiedy znów się pojawili. Szczególnie że widać było więź, która wytworzyła się między męskimi bohaterami, że tak to ujmę – poza kulisami całej serii. 

Polecam zapoznać się z „Córkami botanika” każdemu, kto chciałby zanurzyć się w romansach historycznych.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Szara Godzina. 

Jaśmina – opowieść o najstarszej z córek Botanika

Kolejny dzień, kolejna książka z serii „Córki Botanika”. Jak wiecie, jestem już po lekturze „Hiacynty” oraz „Hortensji”. Teraz chciałabym Wam opowiedzieć o historii najstarszej z rodzeństwa – Jaśminy. Kobieta występowała już w poprzednich tomach, ale to dopiero druga dylogia od autorki szerzej opisuje jej losy. 

Główną bohaterkę poznajemy w Noc Kupały. To właśnie podczas tego święta jej serce skrada Dalegor Kossakowski. Przez jakiś czas układa im się dobrze – aż do pierwszej tragedii, która tworzy rysę na ich rodzinie. Kiedy po kryzysie bohaterowie mają nadzieję na „długo i szczęśliwie”, spada na nich kolejna katastrofa. To właśnie po tym Jaśmina ryzykuje wszystko i wyjeżdża zakupić konie z odległych krain. Niestety wpada w dość poważne kłopoty…

Okładka książki pt.: „Jaśmina”.

W książce bardzo dużo się działo. Z jednej strony autorka poruszyła ciężkie tematy tj. strata dziecka, z drugiej miło czytało mi się o relacji między Jaśminą a Dalegorem, a jeszcze z trzeciej strony był taki moment, kiedy odłożyłam lekturę na bok i patrzyłam w ścianę, bo nie mogłam uwierzyć w to, co przeczytałam. 

Ta książka to naprawdę wielka bomba emocjonalna. Nie przypominam sobie, żeby bohaterowie mnie jakoś specjalnie irytowali. Płynęłam razem z historią aż do samego końca, który był dla mnie dość zaskakujący. Cieszę się, że mogłam zapoznać się z tą powieścią i trochę mi przykro, że za niedługo pożegnam się z całą serią „Córki Botanika”. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem Szara Godzina. 

Spętani przeznaczeniem – romans z ranczem w tle

Dawno już nie czytałam nic o samotnym rodzicielstwie. Od „Instamamy” i „Słodkiego tatusia” minęło około trzech lat. Pomyślałam więc, żeby zrobić sobie krótką przerwę od urban fantasy oraz paranormal romace i zapoznać się z książką pt.: „Spętani przeznaczeniem”.

Brooklyn miała jedno zadanie odkupić ranczo leżące na całkowitym odludziu. Kiedy jednak przyjechała tam, aby nakłonić właściciela do sprzedaży, sprawy nieco się skomplikowały. Jak się okazało, ranczer nie był staruszkiem, a młodym mężczyzną, który pod opieką miał trzy córki i matkę. Brook postanowiła zostać tam dłużej, niż planowała. Jednak czy na pewno było to dla dobra misji, z którą tam zawitała?

Książki pt.: „Spętani przeznaczeniem”.

Był to naprawdę fajny oddech od obecnie czytanych przeze mnie książek. Miałam wrażenie, że wzajemna fascynacja bohaterów czasem bardzo się dłużyła. Wtedy też odkładałam na chwilę powieść, a dopiero po jakiś czasie znów do niej wracałam. Fabuła nabrała całkowitego rozpędu dopiero pod koniec książki, kiedy to na jaw wyszły wszystkie oszustwa Brook, a kobieta poniosła konsekwencje swoich decyzji. Na szczęście zrozumiała swoje błędy i próbowała je naprawić, z małą pomocą osób, których nigdy bym nie podejrzewała o to, że ruszą kobiecie na ratunek.

W książce pojawiały się również postacie, których nie lubiłam. Byli to szczególnie rodzice głównej bohaterki. Mimo wszystko była to przyjemna książka. Trochę akcji, trochę dramatu, trochę dorastania bohaterów.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Editio Red

Co z nami… – kontynuacja pewnej książki

UWAGA! SPOILER

Według tego, co mam na blogu, to „Sploty” Anety Kozińskiej czytałam w roku 2021! Czyli już tak naprawdę dość dawno. Natomiast niedawno udało mi się zapoznać z kontynuacją, czyli „Co z nami…”. 

Maria nie jest szczęśliwa w swoim małżeństwie. Mąż od dawna zamiast romantycznych gestów, wydaje żołnierskie rozkazy. Jedyną pociechą jest dla niej Tomek – jej mały synek. Pewnego dnia postanawia jednak zmienić całkowicie swoje życie – a pierwszym krokiem do tego jest zapisanie się na kurs hiszpańskiego, gdzie poznaje Piotra. To rozpoczyna całą lawinę wydarzeń, które wywracają jej świat do góry nogami. 

Nie zorientowałam się na początku, że będzie to historia o TEJ Marii, co też jest dużym plusem. Czytając pierwszą część, nie zwracałam na nią szczególnej uwagi – do momentu, aż nie pojawiła się na końcu książki. Teraz zrozumiałam, dlaczego zrobiła to, co zrobiła w poprzednim tomie. Chociaż i tak to nie usprawiedliwiało jej zachowania. 

Okładka książki pt.: „Co z nami".

Tak naprawdę, to po raz pierwszy spotykam się ze zjawiskiem sekstingu w książce, co też było dla mnie dużym zaskoczeniem. Wiadomości wymieniane między bohaterami na początku były dziwne, z czasem jednak przywykłam do ich formy.

Autorka w swojej książce znów poruszyła trudny temat. Niestety zdrada powoduje, że moja opinia o bohaterze zawsze zawiera to „ale”. Nie popieram zdrady Piotra (mimo że były to tylko wiadomości z Marią). Ani tego, że Maria spotykała się z żonatym mężczyzną. 

Były momenty, kiedy zagłębiałam się w lekturę i zapominałam o całym świecie. Czasem nie mogłam uwierzyć w decyzje bohaterów i na chwilę odstawiałam powieść, żeby coś przemyśleć.

Jeżeli czytaliście „Sploty”, to polecam zapoznać się z „Co z nami”. A jeżeli nie znacie tych tytułów, to zachęcam do sięgnięcia po nie. 

Współpraca barterowa z autorką

Powrót na Camden Roe – co by było gdyby…?

Obecny rok kończę z przeczytanymi 35 książkami. Czy to dużo? Zależy, jak na to patrzeć. Jedną z ostatnich powieści, z którymi się zapoznałam, była „Powrót na Camden Roe”. Jest to kontynuacja „Zacząć od nowa na Camden Roe 13”. Na szczęście drugi tom można czytać bez znajomości pierwszego.

Małżeństwo Anny i Connora przechodzi bardzo poważny kryzys. Jakby to w samo sobie nie było stresujące, to dodatkowo do drzwi ich domu puka przeszłość mężczyzny – a dokładniej jego była żona, wraz ze swoją córką. Kobieta pilnie potrzebuje znaleźć opiekę nad dziewczynką. Connor w pierwszej chwili odmawia, jednak Ania przekonuje go, aby przyjąć Lily pod swój dach.

Okładka książki pt.: „Powrót na Camden Roe".

Książkę czyta się bardzo szybko. Ogólnie jest to ciekawa i ciepła historia, taka w sam raz na te (nie)zimowe wieczory. Bohaterowie nie byli irytujący (nie lubiłam tylko ex żony Connora). Trochę też współczułam głównej postaci sytuacji rodzinnej, ale tylko przez moment.

Jeżeli więc szukacie czegoś lekkiego do poczytania, to polecam „Powrót na Camden Roe”.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Novae Res

„Serce, otwórz się” – książka rozgrzewająca serce

Zdjęcie dwóch, tulących się kotków

Co prawda kotki na zdjęciu to nie rodzeństwo, ale idealnie odzwierciedlają relacje…no nie powiem Wam kogo, bo nie chciałabym na samym początku spoilerować wydarzeń z książki.  

Dzień, w którym rozpoczyna się cała historia, nie jest dniem głównej bohaterki. Nie dość, że jej kontrakt w pracy nie został przedłużony, to w dodatku jej chłopak zerwał z nią przez SMS. Alicja, bo właśnie tak ma na imię główna bohaterka, wraca więc w rodzinne strony, gdzie czeka na nią bolesna przeszłość, ale i niespodzianka…

Okładka książki pt.: „Serce, otwórz się”.

Odpoczęłam przy tej powieści. Z uwagą śledziłam losy Alicji i obserwowałam, jak próbuje walczyć z demonami przeszłości. Miałam wrażenie, że główna bohaterka z pomocą babci, może nie dorasta, ale na pewno w jakiś sposób dojrzewa. Poboczne postaci nie były statyczne, ale również w jakiś sposób rozwijały swój charakter. Znalazły się pojedyncze wątki, które można by bardziej rozwinąć, ale nie wpływały one na całą fabułę. 

To książka idealna na te jesienne i ciemne wieczory – taka rozgrzewająca serce, pokazująca to, że każdy może zrozumieć swoje błędy, po każdej burzy wychodzi słońce, a szczęście może czekać całkiem niedaleko.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Novae Res

Kochanek z piekła rodem – czyli jak Hazel podążała za swoimi marzeniami

Mimo że ten rok zdecydowanie upływa mi pod znakiem kryminałów, to z chęcią sięgnęłam po najnowszą powieść Melissy Bel, jaką jest: „Kochanek z piekła rodem”. Muszę przyznać, że tęskniłam zarówno za piórem autorki, jak i za jej bohaterami. 

Tym razem główną protagonistką jest Hazel Brown, która woli zakładać męskie spodnie niż suknie, a zamiast szukać męża, woli szukać posady jako trener koni. Szczególnie upatrzyła sobie stajnię i zwierzęta Blake’a Coventryma. Zrobi więc wszystko, aby osiągnąć swój cel. Nawet wprosi się na przyjęcie, które mężczyzna zorganizuje. Po co to robi? A no po to, żeby się dowiedzieć o nim czegoś więcej. 

Bardzo podobało mi się to, że Hazel szła za swoimi marzeniami i przekonaniami. Jej pasja do bycia trenerem koni i to, jak zachowywała się w stosunku do tych zwierząt, to było coś wspaniałego. Co do Blake’a – to jedna scena sprawiła, że zaczęłam chichotać, ale muszę przyznać, że naprawdę świetnie wybrnął z sytuacji, w której się znalazł. Raczej nie była ona dla niego typowa, ale dzielnie dał sobie radę. 

Cała ich historia była naprawdę urocza i z chęcią się z nią zapoznawałam. Cieszyłam się też, że pojawiły się postacie z poprzednich części, a w końcówce bardzo im kibicowałam. Z tego co wiem, to nie tylko ja…

To jest ta książka, przy której naprawdę wrzuciłam na luz i udało mi się odpocząć. Nie określiłabym serii „Co za para” jakimś moim guilty plesure, ale z pewnością wrzuciłabym ją do worka z comfort books. Szczególnie polecam Wam ją teraz na jesień (nawet okładka kolorystycznie nawiązuje trochę do tej pory roku).  

Współpraca barterowa z Melisą Bel 

Żelazna księżniczka – druga część Trylogii Nieposkromionych

Za „Żelazną księżniczkę” zabrałam się zaraz po skończeniu „Bezwzględnego księcia”. Naprawdę nie mogłam się doczekać poznania tożsamości mężczyzny z pierwszej części oraz tego, co bohaterka zdecyduje się zrobić ze swoim życiem, które całkowicie stanęło na głowie. 

UWAGA! PONIŻEJ ZNAJDUJĄ SIĘ SPOILERY 

Tempe z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zauroczona Kane’em. Jednak nie mogła wiecznie patrzeć na świat przez różowe okulary. W szczególności, jeżeli chodziło o życie jej brata. Z czasem też zaczęła odkrywać coraz to poważniejsze kłamstwa swojego mężczyzny. Czy będzie w stanie mu zaufać po tym, co od niego usłyszała?

Okładka książki pt.: „Żelazna księżniczka”.

Po zakończeniu zbierałam szczękę z podłogi. Może zaczęłam w trochę nietypowy sposób, jednak naprawdę – zakończenie dosłownie wbiło w fotel i bardzo żałowałam, że przypadkowo je sobie zaspoilerowałam. Żałowałam też tego, że nie posiadam pod ręką ostatniego tomu całej trylogii i przez najbliższy czas nie poznam finału serii. 

Cieszę się, że oprócz scen łóżkowych była fabuła, w którą czytelnik mógł się zagłębić. Została opisana w naprawdę interesujący sposób, nie dłużyła się, ciągle się coś działo, a Temple musiała podejmować coraz to nowsze decyzje, wpływające w duży sposób na jej życie. Co do Kane’a, na szczęście nie został postacią, będącą po prostu „chłopakiem głównej bohaterki”. Miał cel, zadania, sprzeczne uczucia i ciekawe backstory. 

Póki co jestem naprawdę zachwycona „Trylogią Nieposkromionych”. Liczę, że trzeci tom dotrzyma poziomu swoim dwóm poprzednikom.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Editio Red

Bezwzględny książę – poznajcie Pana Tajemniczego

Z książkami Megan March znam się nie od dziś. Miałam okazję zapoznać się z jej cyklem „Kasa i perwersje” oraz „Wspólne grzeszki”. Pierwsza seria bardzo przypadła mi do gustu natomiast ta druga niekoniecznie. Nie skreśliłam jednak autorki i nie tak dawno sięgnęłam po „Trylogię nieposkromionych”. 

Pierwsza część, czyli „Bezwzględny książę” przybliża postać Temperance Ransom, która wyrwała się z półświatka Nowego Orleanu, dzięki czemu mogła zacząć prowadzić normalne życie. Zdobyła wykształcenie, dobrą pracę, miała dach nad głową…jednak noc w pewnym ekskluzywnym i niebezpiecznym klubie wywróciła jej świat do góry nogami, a mężczyzna, którego imienia nie poznała, zaczął pojawiać się w jej życiu o wiele częściej, niż przypuszczała. 

Okładka książki pt.: „Bezwzględny książę”.

Z początku miałam wrażenie, że dostałam powtórkę ze „Wspólnych grzeszków”, ale na szczęście wartkiej akcji było o wiele więcej niż scen łóżkowych. Tempe okazała się naprawdę interesującą postacią z bardzo ciekawą historią życiową, pasjami, marzeniami. Natomiast ten mężczyzna, dodawał historii nutkę tajemnicy. Kiedy całkowicie dałam ponieść się fabule, nawet nie zauważyłam, że spędziłam na czytaniu cały wieczór. Dlatego też niezwłocznie zabrałam się za jej kontynuację. 

Ostatecznie cieszę się, że sięgnęłam po tę powieść. Mimo niepewnego początku naprawdę polubiłam się z tą historią. Muszę nawet przyznać, że jest to jedna z niewielu powieści, w których występują gangi, a która mi się podobała. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem Editio Red

Spotkamy się we śnie – świadome sny

Podczas zapoznawania się z „Pracą z cieniem”, znalazłam tam zalecenie, aby zapisywać swoje sny. Zazwyczaj ich nie pamiętam, więc nie za wiele udało mi się ich zanotować. Jednak bohaterka „Spotkamy się we śnie”, dzięki swoim świadomym snom miałaby o wiele więcej materiału do opisania. 

Tak, dobrze czytacie. Oliwia potrafi świadomie śnić. Robi to tak świetnie, że w pewnym momencie poznaje Mirona. Co ciekawe, mężczyzna nie zachowuje się jak mara czy duchowy przewodnik. Za to wydaje się być zadziwiająco prawdziwy. Po pewnym czasie Oliwia zaczyna czuć do niego coś więcej niż zwykłą fascynację. Jednak czy można zakochać się w kimś, kto prawdopodobnie nie istnieje?

Okładka książki pt.: „Spotkamy się we śnie”.

Książka ta to taki oddech od ciężkiego tygodnia. Kiedy wpadłam w świat głównej bohaterki, nie mogłam z niego wyjść. Dodatkowo wątek świadomego śnienia i jego następstw był naprawdę świetny i z chęcią się z nim zapoznałam. Mam niestety jedno ale. Nie za bardzo podobało mi się zachowanie Oliwii, która kleiła się do kogoś innego, chociaż miała narzeczonego. Dobrze, że ją samą naszła taka refleksja, czy aby przypadkiem nie jest to zdrada. Osobiście do tej sceny mam nieco mieszane odczucia.

Ogólnie cała historia naprawdę mi się podobała. Jest trochę słodko – gorzka, ale życiowa. Mam nadzieję, że za niedługo będę mogła przeczytać kolejną powieść spod pióra Jolanty Kosowskiej oraz jej córki.

Współpraca barterowa z wydawcnictwem Novae Res