Ostatnio wspominałam Wam, że żyję w uniwersum „Fangirl”. Jako że zaznajomiłam się zarówno z historią Cath, jak i z opowieściami o Simonie Snow, to przyszła pora na zabranie się za powieść graficzną.
Tak w bardzo wielkim skrócie: główna bohaterka idzie na studia, gdzie chcąc nie chcąc będzie musiała wyjść ze swojej strefy komfortu. Co gorsza, nie mieszka w pokoju ze swoją bliźniczką, a z całkowicie obcą dziewczyną.
Nie powiem, ta powieść uratowała mnie od kaca książkowego. Bawiłam się przy niej tak samo dobrze jak przy zwykłym wydaniu, a dodatkowym plusem były rysunki przedstawiające bohaterów. Przyznam, że trochę inaczej wyobrażałam sobie Wren i Nicka. Akcja pierwszego tomu kończy się w dość zaskakującym momencie, więc jeżeli ktoś zaczyna od tej pomarańczowej książki, to musi poczekać na ciąg dalszy. Ci, którzy czytali jej miętową wersję, doskonale znają przebieg kolejnych wydarzeń.
Już nie mogę doczekać się pozostałych części tej rysunkowej adaptacji (a szczególnie wstawek z Simonem i Bazem). Miło będzie spojrzeć na „Fangirl” w trochę innej odsłonie.