Artystyczny Kraków – recenzja książki “Klan Matejków”

Idąc w stronę bramy Floriańskiej, tuż nieopodal Barbakanu znajduje się pomnik Jana Matejki. Odsłonięto go w 2013 roku. Natomiast kierując się wzdłuż ulicy Floriańskiej, w stronę rynku, po lewej stronie jest Dom Jana Matejki, w którym mieszkał, będąc dzieckiem. Obecnie jest to jeden z oddziałów Muzeum Narodowego w Krakowie.

Pomnik Jana Matejki

O Matejce co nieco słyszałam, zawsze coś nauczyciele mówili, ale nigdy nie interesowałam się jego życiem, a też za bardzo nauczyciele takiej wiedzy nie wymagali. Jednak, kiedy przyszła do mnie książka pt. „Klan Matejków” autorstwa Marka Sołtysika, od razu wzięłam się za jej czytanie.

Jest to typowa książka historyczna, która opisuje życie tego wielkiego malarza. Poznajemy je w momencie, kiedy umiera mu matka, a opiekę nad nim i braćmi przejmuje ojciec. I tak towarzyszymy Matejce aż do śmierci, powoli poznając jego życie, a nawet to, kim byli ludzie, których rysy można odnaleźć w jego dziełach.

Dawny dom Jana Matejki

Czytało się ją naprawdę przyjemnie i jestem bardzo zadowolona, że nie ma w niej, tylko i wyłącznie tekstu, a są dołączone zdjęcia obrazów oraz autentyczne zdjęcia Matejki, (którego zawsze widziałam jako człowieka starszego, dzięki książce zobaczyłam, jak wyglądał, kiedy był młody). Podczas czytania miałam wrażenie, że ktoś mi to wszystko opowiada. Autor ma bardzo lekkie pióro, dzięki czemu lekturę czyta się bardzo szybko.

Widząc jednak tytuł, miałam nadzieję na trochę więcej informacji o jego rodzinie, a nie tylko o samym malarzu, ale w ostatecznym rozrachunku nie wpływa to na walory książki. Dzięki niej poznałam postać, chociażby Stefana Witolda Matejki. Gdybym nie czytała tej książki, prawdopodobnie, poznałabym go dopiero wówczas, gdybym przypadkowo gdzieś natknęła się na jego dzieło.

Prawie zalany Kraków – recenzja książki “Powódź”

Kraków jest miastem pełnym inspiracji – dorożki, kawiarnie, liczne muzea… Tematy na powieści i reportaże wręcz „leżą” na ulicy, jak określił to jeden z moich wykładowców. Paweł Fleszar, autor powieści pt.: „Powódź” po części zainspirował się…barkami, które są zakotwiczone na Wiśle.

Książka opowiada historię Krisa, prowadzącego śledztwo w sprawie rzekomego samobójstwa swojego przyjaciela z dzieciństwa. Szuka on również tajemniczej Zuzy – dziewczyny z portretu, znajdującego się na odwrocie pożegnalnego listu, który zostawił Kuba. W śledztwie pomaga mu Marika – przypadkowo spotkana nastolatka oraz Kamil – kolega Mariki, spec od komputerów. Dlaczego Kuba popełnił samobójstwo? I co oznacza tajemnicza „Powódź”, widniejąca w tytule książki, a także kim jest tajemnicza dziewczyna, po której nie został żaden ślad?


Nie czytam jakoś dużo kryminałów więc pozycja ta jest to dla mnie pewnego rodzaju odskocznią od moich ulubionych gatunków. Jak we wszystkich książkach tego typu dałam się ponieść akcji i nie dumałam nad tym, kto jest winny, a kto nie.

Widok na zacumowane barki na Wiśle, w tle most Grunwaldzki


Kris jest głównym bohaterem „Powodzi”. To były żołnierz, ojciec małego Szymka i mąż Natalii, z którą ma problemy małżeńskie. Potępiłam go tylko raz, kiedy zrobił coś, czego nigdy bym mu nie wybaczyła. Zresztą potępiłam też za to jego żonę.


Tak naprawdę podczas czytania nie polubiłam tylko i wyłącznie Mariki – jakoś na samym początku mnie odpychała, a pod koniec była mi zupełnie obojętna.


Lubiłam za to Kamila, typowego komputerowca, który na swój sposób był mądry i lojalny, a także pokazał, że mimo wszystko będzie chronić Marikę.


Powieść jest napisana dwutorowo – z jednej strony mamy do czynienia ze śledztwem w sprawie samobójstwa, a z drugiej z opisem walki jaką Kraków toczył z powodzią, która mogła zalać miasto.


Bardzo podobały mi się wycinki z gazet i artykułów (pojawiły się w nich wzmianki o darknecie, handlu dziewczynami oraz filmami prawdziwych zabójstw), będące przerywnikami podczas kolejnych, można by powiedzieć rozdziałów.


Książka jest dość krótka i daje się przeczytać w jeden dzień. Spędziłam z nią bardzo miło czas, jeszcze przed kwarantanną. Podczas czytania trzeba zwrócić uwagę na szczegóły i szczególiki, które mają znaczenie dla fabuły powieści.

Trochę o narzędziach pracy – czytnik

W obecnych czasach nie wyobrażam sobie życia bez telefonu i laptopa. Służą mi zarówno jako sprzęt do pracy, jak i do rozrywki. Ostatni czas jednak pokazał, że mogłabym się obejść bez komputera, ponieważ moja komórka bardzo dobrze go zastępuje – pod warunkiem, że uzyskam połączenie z Wi-Fi.

Jest jednak jedna kwestia, gdzie ani smartfon, ani komputer się nie sprawdzają. Chodzi o czytanie książek. Zazwyczaj, kiedy mam coś na nich przeczytać, to dość szybko się rozkojarzę, albo po chwili zaczynają mnie boleć oczy. Dlatego też wszystkie książki recenzenckie czytałam zazwyczaj na dość starym czytniku, który w zeszłym roku wyzionął ducha. Nie było rady – musiałam zaopatrzyć się w nowy.

Dość długo szukałam tego, co będzie mi odpowiadało. Tak naprawdę na początku chciałam, tylko aby działał i polowałam na najtańszy. Zapoznając się jednak z opiniami, czytając na forach i pytając na grupach, głównie się powtarzało, że dobrze by było, aby czytnik miał podświetlenie. Co do dotykowego ekranu, to kwestia gustu. Ostatecznie zdecydowałam się na InkBook Lumos, który jest o wiele mniejszy i lżejszy od swojego poprzednika.

Ma podświetlenie, ale z niego nie korzystam. Raz spróbowałam, ale przy zgaszonym świetle oraz ustawieniu podświetlenia na najmniejszy parametr, wciąż światło było dla mnie za mocne. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia, jednak też bardzo rzadko czytam w nocy, a jeżeli mi się zdarzy – zawsze mam gdzieś włączoną lampkę.

Czytnik ma opcję połączenia z Internetem, jednak bardzo długo zajmuje mu wczytanie strony, co może być trudne, jeżeli ktoś korzysta, chociażby z Legimi. Stary system androida
w tym nie pomaga. Nie można też niczego pobrać w PDF bezpośrednio na urządzenie, tylko na komputer, a potem dopiero przesłać na InkBooka.

Długo też szukałam etui, które by do niego pasowało, ale niestety stacjonarnie kupić go nie mogłam. Wszystko oferowane było drogą wysyłkową. W końcu jednak udało mi się trafić na stoisko InBooka na Targach Książki w Krakowie, gdzie na szczęście były one dostępne.

Miałam tam możliwość zobaczenia, jak etui wygląda na urządzeniu i czy takie będzie mi odpowiadało. Przy okazji zakupu, dostałam też gratis lnianą torbę.

Mimo swoich wad czytnik ma też swoje plusy. Kiedy nie korzysta się z Internetu, bateria działa bardzo długo (tak dla przykładu, korzystałam ostatnio z czytnika, żeby dostać się do materiałów na studia, które są mi potrzebne i zamiast go wyłączyć, urządzenie znalazło się w trybie uśpienia. Prawie po 24 godzinach, które spędziło w tym trybie, bateria spadła zaledwie o sześć procent).

Można czytać zarówno polecane do czytników pliki e-pub (ja nie umiem się na nie przestawić), a także PDF (co jest dla mnie zbawienne, jako że na czytniku znajdują się materiały do pracy licencjackiej i zamiast brać całego laptopa, pokazuję promotorowi jakieś ulotki, raporty właśnie na czytniku).

Nie oczekuję od Lumosa dużo, biorąc pod uwagę fakt, że nie używam go jako narzędzia do rozrywki. Zazwyczaj korzystam z niego, kiedy potrzebuję coś na uczelnię albo kiedy dostanę recenzencki plik w wersji elektronicznej. Potem urządzenie trafia z powrotem do szafy. Ja jestem z niego zadowolona i mam nadzieję, że podziała przez kolejne parę lat. 

I poproszę Cię o… – recenzja książki “Przysługa”

Od świąt 2018 roku już minęło trochę czasu, to w tamtym okresie pisałam recenzję „Spadku” autorstwa Beaty Dmowskiej. Teraz przyszedł czas, aby przedstawić wam drugi tom, czyli „Przysługę”, która miała premierę 17.02.2020. Cieszę się, że znów mogłam wrócić do „nawiedzonej” Romanówki.

Tym razem główna bohaterka – Natalia, wraz z córką i swoją przyjaciółką, czekają na moment, kiedy będą mogły wykopać z ogródka skarb po jej zmarłej babce. Gdy w końcu nadchodzi ten upragniony dzień, zamiast skarbu – wykopują szkielet człowieka. Po zbadaniu materiały genetycznego, wychodzi na jaw, że jest to ciało zaginionej siedem lat temu Ukrainki, która dorabiała w sadzie jej już nieżyjącego dziadka. Dodatkowo córka Natalii – Marta po tym tajemniczym znalezisku, zaczyna się dziwnie zachowywać, aby potem z dnia na dzień zniknąć. Pozostaje też najważniejsze pytanie – a co ze skarbem?

W drugiej części Natalia musiała zmierzyć się z koszmarem, jaki przeżywa rodzic, gdy nagle zniknie jego jedyne dziecko. Doświadczyła chwilowego załamania nerwowego, z którym pomogła się jej uporać Karolina – najlepsza przyjaciółka bohaterki. Jednocześnie miała w sobie ogromne pokłady determinacji, aby znaleźć swoją córkę całą i zdrową.

Podczas czytania „Spadku”, naprawdę, ale to naprawdę nie znosiłam Marty, dopiero pod koniec miałam do niej mocno neutralny stosunek, który towarzyszył mi przez całą „Przysługę”.

Pojawiła się też jedna postać, denerwująca mnie, odkąd tylko przeczytałam o niej po raz pierwszy. Chodzi tutaj o komisarza Godlewskiego. Z jakiegoś powodu nie lubiłam go od samego początku, a znielubiłam jeszcze bardziej, gdy zaczął się kręcić w pobliżu Natalii. Oczywiście, miał w tym swój cel. Potrzebował od niej paru informacji, które mogłyby doprowadzić go do skarbu, ukrytego przez jej babcię…

Mimo że na początku trochę topornie mi szło czytanie, to byłam bardzo zainteresowana treścią. Sama chciałam poznać tajemniczy skarb, który napsuł bohaterce krwi.

Musiałam też od nowa przypomnieć sobie, kto jest kim w powieści, a w dodatku doszło parę nowych postaci, ale w końcu udało mi zorientować, kto jaką rolę odegrał w życiu Natalii.

Książkę czyta się naprawdę szybko, a klimat został utrzymany w gatunku powieści obyczajowej, z lekkim kryminałem. Akcja rozwija się stopniowo, aby w końcu doprowadzić do kulminacyjnego finału, który rozwiązuje wszystkie wątki.

Polecam wszystkim, którzy lubią takie połączenie gatunków, a także tym, którzy chcą spędzić przyjemnie czas z książką.

Za egzemplarz dziękuję

Tylko dla dorosłych – recenzja “Naughty Boxa” Walentynkowego

Już po święcie zakochanych, więc pora przedstawić Wam kolejnego boxa od Magical Suitcaise, który związany jest właśnie z Walentynkami.

Byłam ogromnie ciekawa, co też dziewczyny umieściły w tym pudełku, więc gdy tylko przyszła paczka, a ja wróciłam do domu, zabrałam się za rozpakowywanie.

Po otwarciu uderzył mnie bardzo mocny zapach. Od razu zaczęłam się zastanawiać, czy coś się rozlało, czy też jakaś świeczka aż tak mocno pachniała, jednak w obu przypadkach się pomyliłam.

Intensywny zapach pochodził z wosku naturalnego. Pachnie on czymś podobnym do mydła i ma kształt serduszek. Nie mam niczego, w czym mogłabym go rozpuścić, więc robi mi za pachnidełko w pudełku z zakładkami.

Następnie uwagę zwróciłam na książki, które znajdowały się w środku. Jedną z autorek już znałam ponieważ posiadam prawie kompletną serię jej cyklu „Uwikłani”, a teraz dostałam szansę skompletowania drugiej serii.

O „Nimfomance” już słyszałam, ponieważ gdzieś mignęła mi na Instagramie, jednak jakoś nie za bardzo zagłębiałam się w informacje o tej powieści.

Było też coś, co uwielbiam – herbatka. Dobrze, że znalazła się w boxie, ponieważ wcześniejsza już zaczęła się kończyć. I jeszcze te cukrowe serduszka w środku…

Świeczka Fan Shu pachnie jak dla mnie obłędnie, bo czymś w rodzaju męskiej wody kolońskiej. I jest posypana w środku brokatem.

Jak na Naughty Boxa przystało, w środku znalazł się też gadżet – gra dla dwojga (i tylko dla dorosłych).

Tak naprawdę obstawiałam, że w boxie będą inne książki (strzelałam, że będzie to seria Blanki Lipińskiej, na której podstawie nakręcono film, a jego premiera była jakoś przed Walentynkami). Jednak ostatecznie się cieszę, że w środku znalazły się inne. Gra była dla mnie całkowitym zaskoczeniem i na razie też będzie rekwizytem do zdjęć.

Boxa można spersonalizować w zależności od tego, czy jest się z kimś w związku, czy też prowadzi życie singla. Trzeba to tylko uwzględnić w formularzu zamówienia.

Z tego pudełka najbardziej podoba mi się świeczka, którą uwielbiam i z chęcią woziłabym ją wszędzie ze sobą. Interesuje mnie też “Perwersyjny bogacz” gdyż jestem bardzo ciekawa, czy styl pisania pani Laurelin Paige uległ zmianie, albo czy przynajmniej ja odbiorę teraz jej książki inaczej.

Zostawiam Wam namiar na Magical suitkcaise, które oprócz Naughty Boxów posiada też pudełka z jednorożcami, Harrym Potterem, Rickiem i Mortym, superbohaterami (Marvel i DC), a także dla dzieci.

Morderczy Kraków – recenzja książki “Chłopcy, których kochano za mocno”

Czytanie książek z danej serii od środka, jest dość nieprzyjemne, ale na upartego da się przeczytać. Jednak nie trzeba sobie komplikować życia, tak jak ja to zrobiłam w przypadku książki pt. “Chłopcy, których kochano za mocno”, autorstwa Kazimierza Kyrcz Jr. 

Kraków. Dawna stolica Polski, gdzie grasuje Kuba Szpikulec – seryjny morderca, który morduje prostytutki. Natomiast na niego czają się funkcjonariusze z policji, usilnie starający się odkryć jego tożsamość. 

Ciężko mi ocenić, którego bohatera polubiłam najbardziej, jako że poznałam ich dopiero po przeczytaniu drugiej części.

Jednak chyba najbardziej polubiłam Edytę, która była szefową całej grupy, zajmującej się sprawą Szpikulca.

Była to kobieta stanowcza i chłodna, jednak pod tą maską skrywała osobę, która potrafiła okazać uczucia, a także swoje słabości. 

Nie powiem, że polubiłam postać Artura, na pewno bardzo mu współczułam tego, co przeżywał przez całe swoje życie, gdy matka znajdowała się obok niego. Dlatego też go nie potępiam za to, co zrobił, ale też nie popieram jego decyzji. 

Całą powieść przynajmniej z początku czytało mi się bardzo ciężko – myliły mi się nazwiska i postaci, jednak nie była to kwestia kreacji świata przez autora – tylko braku znajomości z pierwszą częścią tj. “Dziewczyny, które miał na myśli”. 

Gdy wszystko już sobie ułożyłam w głowie, to książka pochłonęła mnie bez reszty. 

Bardzo podobał mi się zawarty tam wątek pewnej dziennikarki, która zrobiłaby wszystko, aby zdobyć sławę. 

Generalnie książka mi się podobała, jednak wydaje mi się, że gdybym przeczytała najpierw poprzednią część, o wiele lepiej wczuła bym się w klimat powieści. 

Za egzemplarz dziękuję

Bo warto być tylko sobą… – recenzja książki “Popa, jeż i drogocenna dynia”

Zawsze z miłą chęcią wracam do bajek z czasów dzieciństwa, które zostały w moim rodzinnym domu. Mimo upływu czasu zawarte w nich przesłania, nadal są aktualne. Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania krótkiej opowiastki dla dzieci pt. “Popa, jeż i drogocenna dynia”, autorstwa Natalii Hermansy, od razu się zgodziłam.


Pewnego dnia zwykle leniwy Popa, spotyka sympatycznego jeżyka Angusa, który zaplątał się w siatkę ogrodową. Po udzieleniu zwierzakowi pomocy, kot udając znawcę, obiecuje towarzyszyć jeżykowi w szukaniu cennej dla Angusa dyni. Oboje wyruszają w podróż po ogrodzie, aby znaleźć ten tajemniczy “skarb”.


Popa jest młodym kotem, który dopiero uczy się życia, więc nic dziwnego, że podczas spotkania nowego przybysza, który pojawił się na jego posesji, chciał zrobić na nim wrażenie, udając kogoś, kim nie był. Kolejne strony książeczki pokazują jak kotek się zmienia.


Natomiast Angus jest sympatycznym jeżem, który szuka dyni. Ma bardzo dużą wiedzę na temat ogrodów i żyjątek w nich mieszkających. Chętnie tą wiedzą dzieli się ze swoim towarzyszem. Jest także bardzo skory do pomocy, wyciągając Popa z tarapatów.


Książeczka jest bardzo krótka i czyta się ją szybko. Oprócz dużej czcionki ułatwiającej zapoznanie się z tekstem, w środku znajdują się obrazki, które wraz z maluchem można pokolorować. Zawiera w sobie także przesłanie, że zawsze warto być sobą, a najlepszego przyjaciela można spotkać w najbardziej niespodziewanych okolicznościach. Dzieci mogą się także dowiedzieć kilku ciekawostek na temat ogrodu warzywnego i jeży.

Za egzemplarz dziękuję

Dobry czy zły? – recenzja książki “Indygo”

Cztery miesiące temu na blogu opublikowałam wpis dotyczący “Naznaczonego”, autorstwa Agnieszki Antosik. Wtedy napisałam, że kreacja głównego bohatera doprowadzała mnie do furii, jednak uznałam książkę za dobrą.

Niedawno dostałam propozycję, aby zrecenzować kolejną książkę autorki, która nosi tytuł “Indygo”.

Ta historia opowiadała o młodym mężczyźnie, który został skazany za gwałt na byłej dziewczynie swojego przyjaciela, a także o jego życiu w więzieniu, gdzie trafia “pod skrzydła” jednego z więźniów.

Bryan, bo tak nazywał się główny bohater, na początku nie wzbudził mojej sympatii. Był arogancki, wredny i bardzo agresywny. Jednak podczas fabuły bardzo się zmienił. Czasem miałam ochotę nim potrząsnąć i nie rozumiałam jego decyzji. Pod koniec powieści, chciałam go przytulić. Widać było, że bardzo się pogubił w życiu.

Natomiast jego przyjacielowi-Paulowi nie ufałam ani trochę. Jakoś tak mnie odpychał, mimo że Bryan cały czas nazywał go “Bratem”.

Autorka nie odkrywa wszystkich tajemnic od razu, tworzy napięcie, które trzyma czytelnika do finału.

Przeszkadzały mi błędy, które występowały w książce. Niby zwykłe literówki i nie naliczyłam ich dużo, jednak nieprzyjemnie się czytało. Denerwowały mnie też powtórzenia (słowa “brat”), a także mam zastrzeżenia do zakończeń niektórych rozdziałów.

Książka nie porusza łatwego tematu, a zakończenie złamało mi serce. Nawet prawie uroniłam łzę. Przyznam, że miałam nadzieję, że inaczej się to zakończy.

Czekam na kolejne książki autorki, żeby móc sprawdzić, jak rozwija swój warsztat.

Za egzemplarz dziękuję autorce.

|PRZEDPREMIEROWO|Palcem po powietrzu – recenzja książki “Chłopiec pochłania wszechświat”

Jesteście dobrymi ludźmi? Gdyby zapytać o to kogoś z Waszego otoczenia, to co by powiedział? I co Wy w głębi serca myślicie o sobie?

Główny bohater powieści pt.: “Chłopiec pochłania wszechświat” autorstwa Trenta Daltona, próbuje odpowiedzieć na pytanie czy jest dobrym człowiekiem.

Jednak czy dorastając w rodzinie gdzie matka z ojczymem handlują narkotykami, starszy brat nie mówi, a przyjacielem jest osoba, która na swoim koncie ma kilkukrotną ucieczkę z więzienia można wyrosnąć na kogoś dobrego? W końcu czym skorupka za młodu nasiąknie…

Eliego poznajemy w wieku dwunastu lat i z każdym rozdziałem obserwujemy jego dorastanie i przemianę. W powieści widzimy jego miłość do swojej dysfunkcyjnej rodziny, gdzie czasem dochodzi do sprzeczek. Mimo tych trudnych momentów, a także gdy dobry los odwraca się od niego on się nie poddaje, próbuje ratować matkę – a także trwa w uporze by spełnić swoje największe marzenie.

Natomiast jeśli chodzi o jego starszego brata Gusa, to w trakcie czytania odniosłam wrażenie, że był dzieckiem autystycznym, co jednak nie zostało w tekście potwierdzone. Po prostu taki styl bycia wybrał, a jego postępowanie zrozumiałam gdzieś pod koniec powieści.


Książkę na początku trochę ciężko mi się czytało, choćby ze względu na dość szczegółowe opisy, a także dwie perspektywy – przeszłą i teraźniejszą.


Jednak w pewnym momencie tak się wciągnęłam, że skończyłam czytać książkę nad ranem.


Autor świetnie wykreował cały świat, a także postacie, które potrafiły wyrażać swoje uczucia w każdym momencie. Czy to te pozytywne, czy wręcz przeciwnie, dzięki czemu nie były sztuczne, lecz pełne różnych emocji.


Jest to jedna z tych książek, z którymi warto się zapoznać samemu, ponieważ każdy prawdopodobnie odbierze ją inaczej. Inaczej też zrozumie powtarzające się zdanie: “Zabij czas, zanim on zabije ciebie”. Polecam tę książkę poświęconą rodzinnej miłości, przyjaźni i sile braterstwa.

Za egzemplarz dziękuję

Od wypadku do… – recenzja książki “Bez odwrotu”

Moje polonistki skutecznie zniechęciły mnie do czytania książek z różnych gatunków. Dzięki nim, do tej pory nie mogę zabrać się za „Wiedźmina” (chociaż czytałam, ale już nic z tego nie pamiętam i nie umiem się przemóc do drugiego podejścia). Tak samo mam ze wszystkimi rodzajami kryminałów. Po omówieniu „I nie było już nikogo”, miałam dość tego gatunku na bardzo długo czas. Od czasu do czasu coś przeczytam, ale nie znalazłam jeszcze takiego, który by spowodował, że bym je pokochała.

Z tego względu do książki pt.:” Bez odwrotu” autorstwa Tess Gerritsen podchodziłam z lekką obawą, że będę się przy niej męczyć. Na moje szczęście, tak się nie stało.

Catherine w deszczową noc potrąca pewnego mężczyznę, który nagle pojawia się przed jej samochodem. Ich przypadkowe spotkanie nakręca spiralę zdarzeń, zagrażającą całej ludzkości. Teraz nie tylko Victorowi grozi niebezpieczeństwo – ale również kobiecie.

Podczas czytania książki, jakoś specjalnie nie odczuwałam, że czytałam kryminał. Bardziej szłabym w kierunku romansu, ale z wątkiem kryminalnym gdzieś w tle. I to właśnie może dzięki temu zabiegowi autorki, książkę czytało się bardzo szybko i przyjemnie.


Catherine zaimponowała mi swoim uporem i odwagą, a także tym, że nie była typową dziewczyną, która cały czas pakuje się w kłopoty, a potem czeka na ratunek od miłości swojego życia. Sama brała czynny udział w ratowaniu świata, a także potrafiła zaryzykować życiem dla najbliższych.

Victor zaskarbił sobie moją sympatię swoją opiekuńczością wobec Cathy, którą mimo wszystko wciągnął w całą niebezpieczną grę. Był też bardzo inteligentny i trochę skryty na początku.

Postacie drugoplanowe autorka również wykreowała świetnie, nie zachowywały się sztuczne, a każda z nich miała swój indywidualny charakter.

Było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, na szczęście bardzo udane (chociaż na początku trochę się nudziłam, to potem akcja nabrała tempa). Jeżeli ktoś ma ochotę na lekki kryminał, gdzie jednak wątek miłosny jest dość rozbudowany, to serdecznie ją polecam.

Za egzemplarz dziękuję