Książki poruszające ciężkie tematy czytam stosunkowo dość rzadko. Jeżeli ktoś regularnie zagląda na mojego bloga to być może pamięta, że mniej więcej dwa miesiące temu miałam okazję recenzować książkę pt. “Życie zaczyna się jutro” autorstwa Magdaleny Czmochowskiej poruszającą temat depresji. Dziś przychodzę do Was z inną powieścią, która porusza trudne wątki, a jest nią “Sto lat Lenni i Margot”, autorstwa Marianne Cronin.
Tytułowa Lenni ma siedemnaście lat i zamiast spędzać czas ze swoimi rówieśnikami, przebywa na oddziale szpitalnym dla nieuleczalnie chorych. Niestety nie zostało jej za wiele czasu, a dziewczyna ma jeszcze trochę spraw do załatwienia. W tym samym ośrodku znajduje się osiemdziesięciotrzyletnia, buntownicza Margot. Pewnego dnia dochodzi do spotkania tych dwóch osób. Jak się okazuje, starsza kobieta całkowicie zmienia spojrzenie na świat siedemnastolatki. Razem obierają wspólny cel – namalują sto obrazów, przedstawiających ich historię, a taką ilość właśnie dlatego, że razem mają równe sto lat.
Czy książka wciągnęła mnie od pierwszej strony? Tak. Czy sprawiła, że wylałam przy niej morze łez? Zdecydowanie tak.
Cóż mogę napisać – Lenni przede wszystkim ujęła mnie swoim podejściem do ojca Artura, który urzędował w salce kościelnej w szpitalu. Natomiast Margot – swoją historią, którą możemy poznać z jej opowieści przekazywanych Lenni podczas malowania konkretnego obrazu.
Przyznam, iż czułam, że książka na pewno wyzwoli we mnie łzy, jednak nie wiedziałam dokładnie w którym momencie to nastąpi. Kiedy do niego dotarłam, musiałam przerwać na chwilę czytanie, żeby się uspokoić, bo przez łzy nic nie widziałam.
“Sto lat Lenni i Margot” może nie jest trudną w odbiorze lekturą, ale na pewno jedną ze smutniejszych jakie dane było mi poznać. Pokazuje siłę przyjaźni i to, że życie jest cenne. Jeżeli ktoś dobrze czuje się w takich tematach, to polecam zapoznanie się z niniejszą książką.
Za egzemplarz dziękuję