Wieś z “magiczną stodołą” – recenzja “Drogi do przebaczenia”

W dzieciństwie mieszkałam na wsi. Jednym z moich ulubionych wspomnień  z tamtego okresu jest to, kiedy chodziłam razem z dziadkiem po mleko “prosto od krowy”. Nalewali je do takiego naczynia (bodajże nazywało się ono bańką) i czasami dziadek dawał mi z niego upić łyka. Będąc małą dziewczynką, bardzo chciałam sama je nosić i zawsze mówiłam, że jak dorosnę, to będę to robić. Moje życie potoczyło się jednak inaczej i samodzielne noszenie bańki, a nawet pójście po mleko “prosto od krowy” pozostało tylko w sferze marzeń.

Może dlatego lubię książki, których akcja dzieje się właśnie na wsi. Kiedy tylko została mi polecona “Droga do przebaczenia” autorstwa Katarzyny Łochowskiej wiedziałam, że się nie zawiodę.

Książka opowiada historię Julity – jednej z mieszkanek wsi o nazwie Ukojenie. Pewnego dnia spokojne życie przeciętnej przedszkolanki staje na głowie. Brat Julity – Rafał po wplątaniu się w kłopoty znika, a wcześniej zostawia siostrze tajemniczą kopertę. W Ukojeniu pojawia się również pewien ścigający Rafała gangster, o pseudonimie Ostry. Jako, że nie znajduje chłopaka, zaczyna obserwować Julitę.

Chyba jeszcze nigdy nie czytało mi się książki tak dobrze i tak szybko. Nawet się nie obejrzałam, kiedy zostało mi raptem siedem stron do końca, nad czym bardzo ubolewałam. Od razu polubiłam wszystkie postacie w Ukojeniu, a w szczególności Julitę z przyjaciółkami. Lubiłam ich zróżnicowane charaktery, a także szalone pomysły na które wpadały, niejednokrotnie pakując się przez nie w tarapaty (chociażby pomysł z wydobyciem informacji o tym, co ksiądz robił w lesie).

Ostry również podbił moje serce. Aura tajemniczości, która towarzyszyła mu przez całą powieść sprawiła, że bardzo chciałam się dowiedzieć, kim on tak naprawdę jest i za co poluje na Rafała. Jednak kiedy wszystko wyszło na jaw zamurowało mnie. Nie tego się spodziewałam.

Książka bardzo przypadła mi do gustu, a szczególnie motyw z Malinowską stodołą, która sprzyjała…poczęciu. Jak po raz pierwszy o tym przeczytałam, zaczęłam się śmiać  i dziękowałam, że po ciężkim dniu akurat przy tej książce mogłam wypocząć. Z zapartym tchem śledziłam również poczynania bohaterek w odkrywaniu kolejnych tajemnic.

Jeżeli ktoś szuka niezobowiązującej lektury na wieczór, to ta książka jest idealna. Polecam rozpocząć swą przygodę od “Drogi do Ukojenia”, chociażby z tego względu, że w recenzowanej pozycji wspomina się wydarzenia z przeszłości, które prawdopodobnie są właśnie w niej zawarte. Ja zaczęłam czytać od “Drogi do przebaczenia”, ale z pewnością niebawem nadrobię braki.

 

Opowieść wysłanniczki – nowy debiut na rynku

„Opowieść wysłanniczki” to książka, na którą bardzo czekałam. Słyszałam o niej już kilkakrotnie na Tik Toku, więc kiedy otrzymałam propozycję zrecenzowania tego tytułu, byłam naprawdę podekscytowana i szczęśliwa. 

Główną bohaterką jest Lyrissa, posiadająca niezwykłe umiejętności. Niestety nie dla wszystkich są one czymś pięknym i niewinnym – Zakon Umysłu widzi w jej magii materiał do eksperymentów. Pewnego dnia zostaje porwana i uwięziona przez nich na całe sto lat, jednak z pomocą nowo poznanych przyjaciół ucieka od swoich oprawców. 

Okładka książki pt.: „Opowieść wysłanniczki”.

Z tego co zauważyłam podczas czytania, to były momenty, które całkowicie mnie pochłaniały i dostarczały mnóstwa emocji, a po nich następowały takie wyciszające, powoli popychające akcję do przodu. Chociaż niestety przy scenach walk zabrakło mi efektu „wow”. 

Miałam problem z Aurelią – jedną z bohaterek. Raz mnie irytowała swoim zachowaniem, a czasami wprost przeciwnie. Darzę ją bardzo mieszanymi uczuciami. Lyrissa wiele przeszła w swoim życiu i potrafiłam zrozumieć jej zachowanie, co nie zmieniło faktu, że czasami chciałam nią potrząsnąć. 

„Opowieść wysłanniczki” to debiut Angeliki Botor. Mimo pewnych niedociągnięć całkiem przyjemnie spędziłam z nim czas. Jest tu romans, walka, przyjaźń, poszukiwanie swojego miejsca na ziemi, odzyskiwanie wspomnień i kilka żywych trupów. Choć książka ta jest obszerna, to zapoznałam się z nią dość szybko. Polecam samodzielnie wyrobić sobie zdanie o tym tytule.



 

 

Współpraca z wydawnictwem SQN

Wzrusz… – recenzja książki “Zawsze będę Cię kochać”

Ostatnio mam wrażenie, że coraz częściej czytam książki, które wywołują u mnie łzy. Można by tutaj wymienić na przykład “Sto lat Lenni i Margot” czy “Życie zaczyna się jutro”. Teraz do tej “kolekcji” dołączyła kolejna pozycja, jaką jest “Zawsze będę Cię kochać”, autorstwa Teresy Moniki Rudzkiej. 

Historia zawarta w powieści, to wspomnienia o zmarłej Anastazji Bojanowej – Montgomery, czyli Żywii – która była córką autorki. Dziewczyna miała niewiele ponad 30 lat, szczęśliwie wyszła za mąż. Niestety zdiagnozowano u niej glejaka wielopostaciowego – nieoperacyjnego guza mózgu. Żywia odeszła w lutym 2013 roku. 

W książce znajdują się autentyczne e-maile, które pani Teresa pisała do córki po jej śmierci, a także wspomnienia osób, które były bliskie dziewczynie. Zawiera również zapis jej uroczystości pogrzebowej. Warto wspomnieć, że jest to wydanie drugie, zawierające informacje o dalszych losach postaci występujących w lekturze. Pierwsza wersja pojawiła się jakieś 7 lat temu. 

Zdecydowanie to jedna z cięższych powieści, które czytałam. Na pewno wycisnęła ze mnie łzy i zostawiła po sobie ślad emocjonalny. Napisana jest bardzo dobrze ale jednak ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, czy ją polecam, czy nie. Porusza ona mimo wszystko trudny temat, jakim jest strata bliskiej osoby. Zachęcam aby samemu przeczytać “Zawsze będę Cię kochać” i zdecydować, co się o niej myśli.

 

Za egzemplarz dziękuję

 

Bezwzględny książę – poznajcie Pana Tajemniczego

Z książkami Megan March znam się nie od dziś. Miałam okazję zapoznać się z jej cyklem „Kasa i perwersje” oraz „Wspólne grzeszki”. Pierwsza seria bardzo przypadła mi do gustu natomiast ta druga niekoniecznie. Nie skreśliłam jednak autorki i nie tak dawno sięgnęłam po „Trylogię nieposkromionych”. 

Pierwsza część, czyli „Bezwzględny książę” przybliża postać Temperance Ransom, która wyrwała się z półświatka Nowego Orleanu, dzięki czemu mogła zacząć prowadzić normalne życie. Zdobyła wykształcenie, dobrą pracę, miała dach nad głową…jednak noc w pewnym ekskluzywnym i niebezpiecznym klubie wywróciła jej świat do góry nogami, a mężczyzna, którego imienia nie poznała, zaczął pojawiać się w jej życiu o wiele częściej, niż przypuszczała. 

Okładka książki pt.: „Bezwzględny książę”.

Z początku miałam wrażenie, że dostałam powtórkę ze „Wspólnych grzeszków”, ale na szczęście wartkiej akcji było o wiele więcej niż scen łóżkowych. Tempe okazała się naprawdę interesującą postacią z bardzo ciekawą historią życiową, pasjami, marzeniami. Natomiast ten mężczyzna, dodawał historii nutkę tajemnicy. Kiedy całkowicie dałam ponieść się fabule, nawet nie zauważyłam, że spędziłam na czytaniu cały wieczór. Dlatego też niezwłocznie zabrałam się za jej kontynuację. 

Ostatecznie cieszę się, że sięgnęłam po tę powieść. Mimo niepewnego początku naprawdę polubiłam się z tą historią. Muszę nawet przyznać, że jest to jedna z niewielu powieści, w których występują gangi, a która mi się podobała. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem Editio Red

Eleonora i Park – trudna książka z ładną okładką

Kiedy byłam młodsza, pióro Rainbow Rowell nie przypadło mi do gustu. Z jej książkami „przeprosiłam się” dopiero przy okazji zapoznawania się z serią o Simonie Snow. Następnie zakochałam się w powieści pt.: „Fangirl”. Teraz natomiast mogłam zapoznać się z lekturą pt.: „Eleonora i Park”. 

Dwójka ludzi z zupełnie różnych światów. Podczas pierwszych spotkań nie odzywali się do siebie. Pewnego dnia dziewczyna zaczęła czytać komiksy Parka, z którymi ten zapoznawał się podczas drogi do szkoły. Potem zaczęli rozmawiać i zbliżać się do siebie. 

Okładka książki pt.: „Eleonora i Park”.

Patrząc na okładkę, spodziewałam się uroczego romansu między dwójką nastolatków. Jednak oprócz tego, dostałam postać okropnego ojczyma, a także toksyczną relację między nim a matką Eleonory. Po zapoznaniu się z całą historią, w ogóle nie dziwiła mnie decyzja podjęta przez główną bohaterkę. Co do Parka, to widać było, że bardzo zależało mu na Eleonorze i chciał zrobić wszystko, aby dziewczyna pozostała bezpieczna. Dosłownie wszystko. 

Powiem Wam, że cała książka mnie zaskoczyła i absolutnie nie żałuję spędzonego z nią czasu. Przez większość opowieści współczułam Eleonorze sytuacji w domu, ale cieszyłam się, że chociaż na chwilę znajdowała wytchnienie spędzając czas z Parkiem. Jest to trudny tytuł, ukazujący pierwsze miłości, opisujący patologiczne zachowania, ale także pokazujący to, że prawdziwych przyjaciół naprawdę poznaje się w biedzie. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem OdeseYA

Pokusa diabła – Kuba Sobański wraca do gry

Naprawdę rzadko sięgam po kryminały, ale po przeczytaniu „Pokusy diabła” z chęcią nadrobię całą serię autorstwa Adriana Bednarka. Już dawno żadna książka z tego gatunku nie wbiła mnie tyle razy w fotel i nie wywołała całej gamy emocji. 

Kuba dalej żyje swoim nowym życiem. Ma dobrze prosperującą firmę, asystentkę zajmującą się jego sprawami, a także kobietę, z którą spędza swój wolny czas. Jednak mroczne instynkty głównego bohatera nie zostały całkowicie wyciszone. Dodatkowo wzrastają na sile, kiedy to w Krakowie dochodzi do fali morderstw. Jak się okazuje, tym razem strach sieje Mim – naśladowca Rzeźnika Niewiniątek, który grasował na terenie dawnej stolicy Polski jakiś czas temu…

Okładka książki pt.: „Pokusa Diabła”.

Czułam się wrzucona w sam środek wydarzeń bez przygotowania. Na początku nie mogłam się, zorientować kim była Klara, a kim Sonia oraz, co przydarzyło się tym dwóm kobietom. Na szczęście udało mi się informacje o tym wyciągnąć gdzieś z kontekstu. 

Niestety nie znam poprzednich części serii o Kubie („Pokusa diabła” to już siódma część), chociaż mam wrażenie, że dawno temu czytałam już którąś z powieści autora. Pióro wydaje się znajome.  

Tak jak wspominałam, książka ta wcisnęła mnie w fotel. Niejednokrotnie byłam zaskoczona niektórymi opisami, czasem poczułam obrzydzenie, a czasem po plecach przechodziły mi dreszcze. A końcówka była dla mnie naprawdę interesująca i pozostawiła pewien niedosyt, dlatego też może trochę źle to zabrzmi, ale nie mogę się już doczekać kolejnej części o Kubie Sobańskim. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem Novae Res

Dunbridge Academy – koniec pewnej epoki

Niedawno po raz ostatni zawitałam do świata Dunbridge Academy. Mimo że od jakiegoś czasu nie jestem już targetem tej książki, to i tak spędziłam przy tej serii bardzo miłe chwile i naprawdę ciężko mi się rozstawać z uniwersum. 

„Dunbridge Academy. Na zawsze twoja” opowiada o Olive –  jednej z uczennic oraz Colinie –  najnowszym „nabytku”, który dopiero co się pojawił, a już zaczął stwarzać problemy. Ta dwójka spotkała się przypadkowo przy basenie. Na początku nie przepadali za sobą, jednak kiedy zaczęli się poznawać, coś między nimi zaczęło iskrzyć. Tylko…jak zareagują na swoje sekrety, kiedy te wyjdą na światło dzienne?

Okładka książki pt.: „Dunbridge Academy. Na zawsze Twoja”.

Colin to najmniej przeze mnie lubiany męski bohater z całej serii Dunbridge Academy. Nie lubiłam go już od pierwszych stron. Owszem, potem było mi go naprawdę szkoda i bardzo mu współczułam sytuacji, w której się znalazł, co nie zmieniło faktu, że w rzeczywistości raczej bym się z nim nie dogadała. Co do Olive, to cieszę się, że mogłam poznać w końcu historię z jej perspektywy.

Autorka podobnie jak w poprzednich tomach poruszyła trudne tematy tj. np. przewlekła choroba, samookaleczanie czy zaburzenia odżywiania. Nie znam wielu książek o diabetykach, dlatego też poruszenie tego wątku było dla mnie na plus. 

Naprawdę żałuję, że to już koniec mojej przygody z bohaterami DA. Ciężko jest mi się rozstać z tym światem i jeśli mam być szczera, to z chęcią przeżyłabym całą tę przygodę jeszcze raz. Czuję się tak, jakbym opuszczała starych przyjaciół, z którymi zdążyłam się już zżyć. Jeżeli nie znacie Emmy i Henry’ego oraz Tori i Sinclaira, to naprawdę zachęcam do nadrobienia  powieści Sarah Sprinz.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Moondrive. 

Wojna dwóch królowych – czwarty tom przygód Poppy

Jako że kończy się rok, to przyszla pora na ostatnie recenzje w 2023. Akurat dziś podzielę się z Wami opinią o dwóch, bardzo, ale to bardzo ciekawych powieściach. Na pierwszy ogień pójdzie czwarty tom przygód Poppy znanej z cyklu Krew i popiół – czyli „Wojna dwóch królowych”. Od razu Was uprzedzę. TYTUŁ TEN SKIEROWANY JEST DO OSÓB 18+. NA SAMYM POCZĄTKU ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ OSTRZEŻENIE, ŻE SCENY MIŁOSNE SĄ ŚMIELSZE NIŻ W POPRZEDNICH TOMACH.

UWAGA: MOGĄ SIĘ POJAWIĆ SPOILERY 

Poppy została sama. Od uprowadzenia Casteela minęło trochę czasu, który to dziewczyna skrupulatnie liczy. Nie ma jednak czasu na smutek i rozpacz, ponieważ jest w trakcie wojny. U jej boku jak zwykle oddanie stoi Kieran – doradca i najlepszy przyjaciel jej męża. Jest zdeterminowana, aby uwolnić swojego ukochanego i raz na zawsze położyć kres intrygom Krwawej Królowej. Jednak…czy jest gotowa, aby poznać prawdę o samej sobie?

Okładka książki pt.: „Wojna dwóch królowych”.

Wow. Po prostu wow. Od zeszłego roku, kiedy to premierę miała pierwsza część całego cyklu, zostałam wielką fanką tego uniwersum. W „Wojnie dwóch królowych” jest wiele opisów walk oraz tego, co dzieje się na frontach. Poppy musi podejmować trudne decyzje, jednak nie może się poddać, ani przed niczym cofnąć. Postać Krwawej Królowej jest wręcz świetna, a plot twist, który się pojawił…po prostu wbił mnie w fotel. Niektóre wątki opisano tak emocjonalnie i uroczo, że aż się przy nich uśmiechałam. Co do scen miłosnych, to nie miałam wrażenia, że były śmielsze. Ale może też dlatego, że przeczytałam wiele erotyków i mało co już mnie zaskakuje.

W zasadzie nie mogłam się oderwać od tego tytułu. Powiem Wam, że tak się wczytałam w powieść, że po obiad szłam z nosem w książce. Z niecierpliwością będę czekać na kolejne części. W szczególności, że w przygotowaniu jest kolejny tom przygód Serapheny.

Współpraca barterowa z wydawnictwem Akurat

Tak miało być – książka dla młodzieży

Przed zapoznaniem się z „Tak miało być” starałam się unikać wszelkiego rodzaju filmików/recenzji na temat tej powieści. Niestety nieoznakowane spoilery spowodowały, że coś nie coś o niej usłyszałam. W dodatku były to niestety same negatywne rzeczy. 

Ale od początku. Mia wraz z mamą i ojczymem mieszka w Cape May. Dziewczyna gra w baseball dzięki bakcylowi, którego w dzieciństwie „złapała” od swojego biologicznego ojca. Bohaterka kocha ten sport całym swoim sercem i właśnie przygotowuje się do mistrzostw. Wszystko idzie dobrze do czasu poznania Nicholasa – starszego brata swojej przyjaciółki.

Okładka książki pt.: „Tak miało być”.

Z plusów na pewno warto zwrócić uwagę na fakt, że Mia, zamiast całe dnie spędzać w świecie wirtualnym, spełnia się na boisku, co bardzo dobrze widać. Fajnie, że zostały chociaż trochę opisane zasady baseballu, bo to zawsze jakaś ciekawostka. Z minusów, jakie znalazłam, było zachowanie Mii inne niż powinna wykazywać  prawie osiemnastolatka. Oceniając jej poczynania, raczej bym powiedziała, że ma około 13 – 14 lat. No i czasem irytowało mnie to, że często powtarzała zdanie: „Co się ze mną dzieje?”. Nie podobało mi się też to, jak traktowała swojego ojczyma. 

„Tak miało być” to taki miszmasz. Jest tu trochę o pierwszej miłości, złamanym sercu, o grze w baseball, o stracie rodziców oraz o tym, jak bohaterowie sobie z tym radzą… Romans nie jest głównym motywem, ale gdzieś tam istnieje w tle. 

Po tych negatywnych opiniach myślałam, że ta książka jest naprawdę zła. Ale jak mam być szczera, to po pierwsze – nie jestem już targetem, do jakiego skierowana jest ta pozycja, a po drugie – czytałam o wiele gorsze rzeczy w swoim życiu. Zachęcam do samodzielnego wyrobienia sobie zdania o tej lekturze.

Współpraca barterowa z wydawnictwem SQN

Uczeń tygrysa – coś dla młodszych czytelników

Wiecie co? Ostatnio trochę zaniedbałam literaturę dla młodszych ode mnie  odbiorców. Co prawda czytałam nie tak dawno „Dziennik wojownika ninja”, jednak dawniej zdarzało mi się o wiele częściej sięgać po literaturę przeznaczoną dla dzieci. Dlatego też chciałabym Wam opowiedzieć dziś o powieści pt.: „Uczeń tygrysa”.  

Tom znów się z kimś pobił. Kiedy wrócił do domu, oprócz swojej babci, w salonie zauważył też tygrysa. Pewien niespodziewany zwrot akcji powoduje, że chłopak staje się uczniem swojego nowego znajomego. Tyle że… nie ma na to ochoty. Nie chce w przyszłości zostać Strażnikiem, ani też ryzykować swojego życia na ciągłe walki z siłami zła. Jednak gdy poznaje niezwykłych przyjaciół swojego opiekuna, wszystko się zmienia. 

Okładka książki pt.: „Uczeń tygrysa”.

Jest to fajna powieść dla takich starszych dzieci, biorąc pod uwagę to, że ktoś w tej książce umiera i zostaje zabrany na drugą stronę. Najbardziej polubiłam Mistral – smoczycę, która na zewnątrz udawała twardą i niedostępną, ale dla swoich przyjaciół gotowa była zrobić wiele. Podobnie jak Pan Hu – opiekun Toma. Mimo krótkiej znajomości zależało widać, że zależało mu na dobru i bezpieczeństwu chłopca. 

Historię czyta się dosyć szybko. Nie mogę się już doczekać kolejnego tomu. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem Muza.