W końcu udało mi się zapoznać z kontynuacją „Rzeki zaklętej”, którą czytałam gdzieś na początku roku. Od razu mogę Wam powiedzieć, że „Ogień nieskończony” nie padł ofiarą klątwy drugiego tomu. Czyli, innymi słowy, mówiąc – był ŚWIETNY.
Wyspę nawiedza tajemnicza plaga, która atakuje zarówno sady jak i ludzi. Niestety nikt nie zna na nią lekarstwa. Jedna z uzdrowicielek stara się ją opanować, niestety bezskutecznie. Adairę oraz Jacka rozdzielono. Ona trafiła do swojej biologicznej rodziny, on został ze złamanym sercem. A gdy dodamy do tego skłócone duchy żywiołów, mamy przepis na całkowitą katastrofę. Czy dla Cadence jest jeszcze nadzieja?
Tu była taka mieszanka emocji, że jak usiadłam do tej powieści, tak nie mogłam się od niej oderwać. Motyw tajemniczej plagi, historia Bane’a, prawdziwa miłość i wyrachowana królowa, którą mało co wzrusza… Po prostu coś niesamowitego. W tej części najbardziej zainteresował mnie Torin i jego wędrówka do domu. Upór tego bohatera i czasem też niemoc były naprawdę wyczuwalne i kilka razy ścisnęły mnie za serce.
Myślę, że „Ogień nieskończony” był nawet trochę lepszy niż poprzedni tom. Nie zmienia to jednak faktu, że przy obu się dobrze bawiłam. Z chęcią sięgnę po kolejne tytuły autorki.
Współpraca barterowa z wydawnictwem You&Ya
Z tymi klątwami drugiego tomu różnie bywa. Dobrze, że w tym przypadku jest na plus.
Jestem tego samego zdania 😀