Książki Meghan March są dla mnie idealnym wyborem, kiedy chcę coś przeczytać, ale nie mam ochoty na cięższe powieści. Po serii „Kasa i perwersje” zabrałam się za „Dirty girl”, należącej do cyklu „Wspólne grzeszki”.
Greer to absolwentka prawa i młodsza siostra miliardera, która po alkoholu potrafi robić różne głupie rzeczy. Na przykład była w stanie zamieścić sprośne ogłoszenie w internecie, na które odpowiedział jej niedoszły chłopak. Ich spotkanie było katalizatorem do lawiny wydarzeń, mogącej mieć w przyszłości naprawdę katastrofalne skutki.
Podczas zapoznawania się z tą powieścią miałam wrażenie, że przez większość czasu nic się w niej nie działo, a główni bohaterowie co chwila lądowali ze sobą w łóżku. I tyle. Lubię erotyki, ale lubię też, kiedy oprócz scen 18+ jest w nich też jakaś fabuła. Taka prawdziwa akcja jak dla mnie rozkręciła się dopiero pod sam koniec, kiedy to zakończył się tom pierwszy. Co do bohaterów, to jakoś nie potrafiłam polubić Cava – nie przepadam za aż tak zaborczymi bohaterami literackimi.
Może nie jestem rozczarowana tym tytułem, jednak liczę, że w „Dirty love”, czyli kontynuacji „Dirty girl” będzie działo się o wiele więcej.
Ja też lubię jak w erotyku jest jakaś fabuła.
Cieszę się, że nie jestem sama 🙂
To widzę, że książka nie dla mnie. Bardzo mnie drażni, kiedy w erotykach czy romansach zupełnie zapomina się o wciągającej fabule.
To prawda 🙁 Ale liczę, że jej kontynuacja będzie lepsza 😀