Książkę „Z magią jej do twarzy” jednocześnie chciałam i nie chciałam kończyć czytać, ponieważ oznaczało to z opuszczenie uniwersum cyklu „Między światami”. Niestety wszystko, co dobre, niestety kiedyś się kończy.
Tym razem Agata miała tylko jedno zadanie – przygotować się do własnego ślubu. Zdecydowanie do zadań panny młodej nie należy ingerowanie w konflikt między półdemonem a Międzynarodowym Kongresem Iskier. Niestety Agata została w ten problem wplątana, a to pociągnęło za sobą całą lawinę zdarzeń, które mocno rzutowały na przyszłe życie i szczęście głównej bohaterki.
Tak naprawdę Agatę albo się lubi, albo nienawidzi. Przeczytałam trzeci tom i naprawdę mocno rozczarowało mnie jej zachowanie. Już pomijam to, że początkowo kompletnie nie umiała ulokować swoich uczuć, a kiedy już postanowiła to zrobić, to wybrała najgorszy możliwy sposób. Dodatkowo jeszcze przez jakiś czas nie potrafiła się do tego przyznać. Ogólnie główna bohaterka miała bardzo słabe wyczucie czasu.

Co do Dawida…lubiłam go przez dwa poprzednie tomy, ale w tym jakoś tak stracił mocno w moich oczach. Znaczy wiem, że jest demonem i jego kompas moralny jest na trochę innym poziomie niż mój, ale no nie. Nie po tym, co nawyprawiał.
Po skończeniu tej książki przez jakiś czas bolało mnie serduszko, a samą końcówkę trawiłam przez kilka kolejnych godzin. Nasuwało mi się tylko jedno pytanie: „Jak Agata mogła to zrobić?”. Dostałam taki rollercoaster emocji, że musiałam odczekać kilka dni, zanim w ogóle znów mogłam zacząć myśleć o tej powieści.
Mimo wszystko cieszę się, że mogłam zapoznać się z tą historią i tak naprawdę czekam na kolejne tytuły z uniwersum Iskier.
Literatura potrafi wywoływać rollercoaster emocjonalny.