Po “Barwach pożądania” oraz po “Trzech odcieniach pożądania” przyszła pora na ostatnią już książkę Megan Hart. Nie miałam wobec niej wygórowanych oczekiwań, liczyłam na opowieść podobną do pozostałych. Jak więc wypadła na tle poprzedniczek?
Sadie co miesiąc spotyka się z Joe’yem – mężczyzną, który opowiada jej o każdym swoim zbliżeniu z kobietą. Co najgorsze – Sadie wyobraża sobie, że jest jedną z tych kobiet i czuje się z tym źle. Dlaczego więc to robi, skoro w domu czeka na nią ukochany mąż?
No cóż. Sadie nie miała łatwego życia. Bardzo współczułam jej sytuacji, w której się znalazła – z jednej strony naprawdę było widać, że mimo wszystko kocha męża, z drugiej opowieści innego mężczyzny porywały ją bez reszty i pozwalały poczuć w sferze erotycznej chociaż odrobinę normalności.
Joe’ya nie byłam w stanie zrozumieć. Dla mnie takie “skakanie z kwiatka na kwiatek” jest dziwne i sama bym tak nie potrafiła. To moje prywatne odczucie i nie mnie oceniać, co kto robi ze swoim życiem. Chociaż gdybym miała wybierać, o wiele bardziej lubiłam Sadie niż jego.
To pierwsza historia napisana przez autorkę, którą czytałam z zapartym tchem, a także jedyna przy której się popłakałam. Końcówka książki bardzo mi się spodobała, o wiele bardziej niż zakończenia pozostałych.
Polecam ją osobom, które chciałyby zacząć przygodę z lekturami Megan Hart.
na te ksiązki mam ochotę, ciekawe czy by mi sie spodobały 😀
Sama nie wiem czy będę miała ochotę przeczytać tą książkę. Może jednak skuszę się na nią. Bo mnie zachęciłas.
Już sam tytuł zachęca mnie do przeczytania tej książki 🙂
Nie słyszałam o tym tytule, ale muszę przyznać, że sama historia wydaje się ciekawa. Może zdecyduję się na serię tych książek.
taki troche nie moja tematyka
mówisz, że ta jest najlepsza? 🙂