Powiem Wam tak. Druga część Dunbridge Academy jest jedyną książką, którą czytałam bez choroby lokomocyjnej. Zazwyczaj nie mogę jeździć z głową w dół, a przy tej powieści nie miałam takiego problemu.
Tym razem główni bohaterowie to para najlepszych przyjaciół – Charles i Victoria. Prawda jest jednak zupełnie inna i w pewnym momencie zauważają to nawet oni. Jednak czy warto będzie zaprzepaścić przyjaźń dla „czegoś więcej”?
Zacznę może od postaci, której nie lubiłam. Ward był jedną wielką czerwoną flagą, nie brał pod uwagę uczuć swojej dziewczyny, a nawet potrafił jej sprawić przykrość. Kiedy o nim czytałam, zastanawiałam się, czemu ona wciąż od niego nie uciekła.
Za to bardzo polubiłam Charlesa. Naprawdę, cieszyłam się, że potrafił się przyznać do swoich słabości i przeprosić. Chociaż czasami zarówno on jak i Tori nie do końca zachowywali się fair.
W tym tomie występuje motyw trójkąta miłosnego. Nie jestem jego fanką, ale jestem wdzięczna autorce za to, że w swoim tytule poprowadziła go w taki sposób, że nie drażniły mnie (w większości przypadków) decyzje głównej bohaterki.
Mam nawet wrażenie, że ta historia podobała mi się bardziej od swojej poprzedniczki. Nie mogę się już doczekać kolejnych opowieści z tego uniwersum.
Współpraca barterowa z wydawnictwem Moondrive.
Fajnie, że każda kolejna książka z tego uniwersum jest jeszcze ciekawsza.
Nie mogę się już doczekać trzeciego tomu 😀
Ja też nie przepadam za trójkątami w książkach, chociaż nie mówię “nie” tej książce.
Na szczęście tutaj ten trójkąt był całkiem dobrze napisany 😀