Czasami wydaje mi się, że jestem już „za stara” na niektóre książki młodzieżowe. A później dostaję lekturę w stylu „Rosie Frost i Królowa Sokołów” i dochodzę do wniosku, że jednak jeszcze przez jakiś czas będę mogła takie powieści czytać.
Rosie z dnia na dzień została sierotą, a jej życie wywróciło się o 180 stopni. Musiała zmienić swoją obecną szkołę, na elitarną placówkę Heverbridge, położoną w rezerwacie przyrody. Niestety zastępca Pani dyrektor no cóż… niezbyt za nią przepadał. Dodatkowo zabrał cenną dla niej pamiątkę po zmarłej mamie. Dziewczyna próbowała odnaleźć się w nowej rzeczywistości i przypadkiem odkryła, że na terenie wyspy dzieje się coś niedobrego. Razem z przyjaciółmi musiała stawić czoła nie tylko niebezpieczeństwom, które czekały na nich w głębi wyspy, ale również musieli zadbać o zwycięstwo w Igrzyskach Królowej Sokołów, organizowanych przez szkołę…
Dużym plusem było wplecenie w całą opowieść postaci historycznych, takich jak Anna Boleyn czy też Elżbieta I. Fajne zachęcenie młodego czytelnika do poznania historii tych dwóch kobiet. Bardzo mi się to przyjemnie i szybko czytało. No i za każdym razem rozczulała mnie emotka ananasa. Może nie do każdej postaci pałałam sympatią, ale nie było raczej żadnej takiej, która nadepnęłaby mi na odcisk.
Myślę, że jest to fajna pozycja dla os ob 13+.
Wszystko chyba zależy od danej książki. Czuję się mocno zachęcona do lektury tej młodzieżowej powieści.
Chcę podsunąć tę książkę mojej córce