Ten piękny koci model na zdjęciu to Lelek – jedyny mój kot, który nie ucieka, kiedy próbuje zrobić zdjęcie. Czasem się zdarzy, że który z pozostałych ogonków mi pomaga, jednak w 90% towarzyszy mi właśnie Lelek. Czemu znów zaangażowałam go do zdjęcia? Bo w debiucie Magdy, czyli książce „Wysadzeni z siodła”, koty są istotną częścią całej fabuły.
Ale od początku. Ludzie zniknęli z powierzchni ziemi, a przetrwały jedynie zwierzęta. Porządek i prawo sprawują poruszające się na dwóch nogach konie. Jeże parają się chemią w kanałach pod miastem. Część kotów należy do organizacji terrorystycznej. Kury zaś żyją według praw zakonnych. Fajnie? Fajnie. A jakby dodać do tego wirusa, który atakuje tylko jedną rasę, a lekarstwa ani widu, ani słychu?
„Wysadzeni z siodła” była istną petardą. Zakochałam się zarówno w uniwersum, jak i w historii, a w szczególności w bajce, którą opowiadała jedna z postaci. Chyba Was nie zaskoczę, że moją ulubioną bohaterką została Nitka, będąca kotką? Chociaż oprócz niej, moje serce skradł również pewien mały, aczkolwiek bardzo wyszczekany jeż – chemik.
Autorka w swoją fabułę postapo wplotła miłość, rodzinne więzi, a także zawarła w niej interesujące wyjaśnienie tego, co mogło stać za zniknięciem ludzi na całym świecie. Czy dobrze się bawiłam, czytając książkę? Tak. Czy polecam? Jak najbardziej tak. Szczególnie jeżeli lubicie takie klimaty.
Współpraca barterowa z autorką
Nie moje klimaty jednak. Piękny model.