13 małych, błękitnych kopert

 

“13 małych błękitnych kopert” pamiętam jeszcze z czasów gimnazjum, kiedy czytała to moja koleżanka. Wtedy byłam mocno nastawiona na fantastykę i ani mi w głowie było czytanie książek tego pokroju. Postanowiłam dać jej szansę, kiedy zobaczyłam ją na kiermaszu, który urządziła jedna z krakowskich fundacji, zajmująca się pomocą kotom.

Jako, że wciąż trwają słoneczne wakacje, a moje plany wakacyjne na razie wciąż pozostają w strefie marzeń, postanowiłam wybrać się w podróż, wraz z główną bohaterką.

Pewnego dnia siedemnastoletnia Ginny dostaje tajemniczą paczkę, której nadawcą jest jej nieżyjąca ciotka. W środku znajduje się trzynaście małych, ponumerowanych, błękitnych kopert. Każda z nich zawiera zadanie, które Ginny musi zrealizować podczas swojej podróży. Dziewczyna ma obawy, jednak tak jak prosi w liście ciotka – kupuje bilet do Londynu, gdzie rozpoczyna się jej przygoda. Jest też jeden warunek. Następną kopertę z zadaniem może otworzyć dopiero po wykonaniu poprzedniego. Ponadto nie może kontaktować się ze światem zewnętrznym za pomocą Internetu – może jedynie pisać listy, a także ma nie brać ze sobą żadnych przewodników ani map.

Ginny polubiłam od razu. Zwykła, szara myszka, której zostało narzucone bardzo ciężkie zadanie podążania śladami ciotki, przez całą Europę.

Podczas swojej eskapady po Europie, poznała wielu ludzi, zwiedziła mnóstwo ciekawych miejsc, od Londynu, poprzez Rzym, Amsterdam i kilka innych zakątków starego kontynentu.. Wraz z kolejnymi listami, Ginny dowiadywała się coraz więcej o swojej ciotce. Kobieta wszystko idealnie zaplanowała, poinformowała każdą osobę, z którą miała się spotkać dziewczyna, że pewnego dnia może do niej trafić, jednak los bywa przewrotny i nie obeszło się bez problemów, tuż przed samym finałem.

“13 małych błękitnych kopert” jest bardzo lekką, przyjemnie napisaną książką. Rozdziały nie są długie, dzięki czemu książkę się czyta szybciej.

Bardzo polecam na te wakacyjne wieczory.

Wpis powstał w ramach kampanii promującej czytelnictwo, zorganizowanej przez SAVE THE MAGIC MOMENTS oraz Klub Książki PRZECZYTAJ I PODAJ DALEJ.

 

Zdjęcie użytkownika Save the Magic Moments.

Recenzja “Jak upolować pisarza”

Dziś przychodzę do was z recenzją “Jak upolować pisarza”. Tak wiem, w ostatnim poście napisałam, że będzie w niedzielę, jednak laptop odmówił posłuszeństwa :/ Więc już bez zbędnego przeciągania, zapraszam na recenzję.

“Jak upolować pisarza” autorstwa Sally Franson, jest z pewnością najgłośniejszą powieścią ostatniego czasu. W blogosferze już kilkakrotnie przewijały mi się posty z jej recenzjami, gdzie każdy miał odmienne zdanie. Część ją kocha, część nienawidzi. Według mnie właśnie takie książki są najlepsze – zmuszają do jej przeczytania i wyrobienia swojego zdania.

Postawiłam sobie dość trudne wyzwanie: postanowiłam przyjrzeć się tej książce z zupełnie innej strony. Mimo że na okładce wyraźnie widnieje słowo “powieść”, z czystej ciekawości przeanalizowałam ją pod kątem takiego jakby poradnika. Chciałam w niej znaleźć kroki, które mogą pomóc w tytułowym “upolowaniu pisarza”. Czy mi się to udało?

Otóż…nie.

Nie przypuszczałam, że książka sprawi mi tyle problemów. Czytając opis z tyłu okładki, gdzie zawarte zostało imię Casey i Bena, a także sam tytuł sądziłam, że dostanę klasyczny romans, gdzie los rzuca głównej bohaterce kłody pod nogi, przez co ona go nie może zdobyć, ale ostatecznie są razem i wszystko kończy się dobrze. Sytuacja skomplikowała się już przy pierwszym spotkaniu tej dwójki, przez co początkowy zamysł na recenzję zakończył się fiaskiem.

Znaczenie tego tytułu dotarło do mnie jakoś po dwusetnej stronie, kiedy zaczęłam się zastanawiać o czym tak naprawdę jest książka, analizować to, czego dowiedziałam się z niej dowiedziałam i wiązać tytuł z fabułą. To było tak gwałtowne, jak uderzenie pięścią w twarz.

Oprócz historii głównej bohaterki, na którą składały się wspomnienia z jej dzieciństwa i praca w reklamie, a także konsekwencje tej pracy, znalazłam też kilka spraw, które są dość powszechne. Hejt, plagiat, manipulacja przy pomocy mediów – czy to post na Twiterze czy Facebooku. Papier podobnie jak media przyjmie wszystko: fałsz, kłamstwo, prawdę…Sama Casey wspomina o “prowadzeniu własnej marki” chociażby na popularnym Instagramie.

Co do samej dziewczyny…z tyłu okładki ewidentnie jest napisane, że nie czytelnik od razu jej nie polubi. Osobiście nie miałam z tym problemu. Od razu zapałałam do niej jakąś sympatią, nawet przez jakiś czas chciałam być taka jak ona – pewna siebie i nie mająca zahamowań w dążeniu do wyznaczonego celu.

Dobrze, że autorka wprowadziła Susan – jej najlepszą przyjaciółkę, niespełnioną pisarkę, która pisze tylko i wyłącznie do szuflady.  Zdecydowanie się z nią utożsamiałam, kiedy pojawiała się w historii. Nic dziwnego, że Carlos Ruiz Zafón napisał, że “Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie”. Widziałam w niej samą siebie sprzed kilku lat, kiedy bałam się pokazywać swoje teksty światu, a moje nieskończone próbki widzieli tylko najbliżsi.

Pomysł na książkę mimo że na pierwszy rzut oka, może wydawać się oklepany, albo schematyczny, jest dobrze wyprowadzony. Ukazuje pracę w marketingu, niebezpieczeństwa z nią związane, nieustającą pogoń za pieniędzmi oraz manipulację przy pomocy mediów a także dwulicowość ludzi, którzy czułymi słówkami i tanimi pochwałami mydlą oczy, a potem wbijają nóż w plecy. Pojawia się też temat plagiatu – też dość powszechnego zjawiska “pożyczenia” części tekstu (albo paru linijek) z innej pracy i podpisania go swoim nazwiskiem.

Wywarła na mnie pozytywne wrażenie, mimo że na samym początku czytania męczyły mnie dość długie opisy, których nie jestem fanką. Trochę przypominało mi to siedzenie z koleżanką w kawiarni, która za dużo mówi. Jednak kiedy się wciągnęłam w fabułę, przestało mi to przeszkadzać. Ta książka była dla mnie również wyzwaniem, z którego wyszłam zwycięsko. Może i nie znalazłam tam rad, jak upolować tytułowego pisarza, ale za to trochę rozjaśniła mi pracę w PR. Samo to już pomogło mi w pewien sposób ukierunkować swoją przyszłość. Mogę nawet rzec, że zainspirowało mnie to do przyjrzenia się tej pracy “od kuchni”.

Serdecznie polecam.

 

Recenzja “Nieba na własność”

Kiedy dostałam egzemplarz “Nieba na własność”, nie wiedziałam czego mogłabym się po nim

spodziewać.

Pewnego dnia Jack – syn Roba i Anny zaczyna dziwnie się zachowywać, następnie dostaje zawrotów głowy i traci równowagę. Po przeprowadzeniu badań okazuje się, że w mózgu ich synka wykryto bardzo agresywną i złośliwą zmianę nowotworową. Od tego momentu rozpoczyna się wyścig z czasem. Zdesperowany ojciec robi wszystko, aby Jack przeżył i wygrał walkę z nowotworem.

Dużym plusem okazało się przedstawienie rodziców dziecka jako przeciwstawnych do siebie charakterów, będących dosłownie jak ogień i woda. Główni bohaterowie wzajemnie się uzupełniają – ona skryta, uporządkowana i mocno stąpająca po ziemi, a tymczasem Rob wiecznie z głową w chmurach, ambitny i żyjący marzeniami.

W szczególności moją uwagę przykuł motyw “alternatywnego leczenia raka”.  Autor pokazał jak inni ludzie potrafią żerować na zdesperowanych rodzicach, którzy są gotowi zapłacić każdą cenę, aby tylko wyleczyć swoje dziecko.

“Niebo na własność” to piękna opowieść o miłości, przebaczeniu, tragedii i docenianiu tego, co najważniejsze. Przypomina nam , że nikt nie zna dnia ani godziny, w którym przyjdzie się mu pożegnać ze światem żywych, pozostawiając po sobie jedynie dziurę w serca h najbliższych.

Wszystkie przedstawione w opowieści emocje są wręcz namacalne, a postacie żyją nie tylko “na papierze”. Takie historie jak ta niestety codziennie rozgrywają  się tuż obok nas.

Bardzo serdecznie polecam tę książkę.

Recenzja “Biegu do gwiazd”

Na wstępie chciałabym serdecznie podziękować autorce – Dominice Smoleń oraz wydawnictwu Szara Godzina, za przekazanie egzemplarza powieści w moje ręce, dzięki czemu mogłam ją zrecenzować.Okładka książki Bieg do gwiazd

Każdy w swoim życiu przeżywa swój własny koniec świata. Może być tym niedostanie się na wymarzone studia, nieszczęśliwa miłość czy jak w przypadku Ady – diagnoza cukrzycy. Ustabilizowany świat dziewczyny, z kochającymi rodzicami znika tuż po werdykcie lekarzy. Zostaje pozostawiona sama sobie, a jedyną podporą, która trzyma ją przy życiu, jest babcia. Po swojej śmierci, pozostawia dla Ady list, w którym zawarta jest jej ostatnia wola, którą dziewczyna postanawia spełnić.

Gdyby nie ciągły brak czasu, książkę pochłonęłabym w ciągu jednego dnia. Autorka świetnie opisała emocje, które towarzyszyły bohaterce zarówno w momentach stabilności emocjonalnej, jak i w tych, w których zaczęła królować depresja. Czytając powieś, miałam wrażenie, jakby Ada siedziała na fotelu naprzeciwko mnie i opowiadała o swoim życiu.

Każda postać z osobna jest bardzo barwna, każda skrywa głęboko w swoim sercu sekret, który czyni ją tym, kim jest. Polubiłam większość opisanych tam postaci. Nie każda zdobyła moje serce, ale po skończeniu książki już nie miałam o nich tak negatywnego zdania, jakie miałam na samym początku.

Jestem naprawdę oczarowana tą książką i z czystym sumieniem polecam ją każdemu. Napisana jest ona bardzo prostym językiem i w pierwszej osobie, a wszystkie pojęcia związane z cukrzycą są wyjaśnione na samym końcu.

Podsumowanie czerwca

Hej 🙂

Oto krótkie podsumowanie czerwca: SESJA.

Ten miesiąc niestety upłynął pod znakiem walki z notatkami i książkami na egzaminy.

Na szczęście wszystko zdane w pierwszym terminie, bezboleśnie i bez poprawek we wrześniu.

W ramach pocieszenia wrzucam zdjęcie książki, której recenzja pojawi się na dniach:

Pozdrawiam 😉

//A.M.N

Królewskie reality show. Recenzja “Rywalek” Kiery Cass

Do “Rywalek” wróciłam po kilku latach przerwy. Bardzo polubiłam uniwersum, w którym rozgrywa się akcja, więc postanowiłam co nieco odświeżyć sobie pamięć o wydarzeniach, które znalazły się w fabule.

 

…pierwsza miłość zostaje z tobą na całe życie”

W Illei trwają eliminacje podczas których przystojny książę Maxon, powinien znaleźć sobie żonę, podobnie jak jego ojciec zrobił to przed nim. Do pałacu przybywa zatem trzydzieści pięć dziewcząt, które zostały wybrane ze wszystkich prowincji w państwie. Wśród nich jest America Singer, której wcale nie zależy na Eliminacjach, na zdobyciu serca księcia ani na zostaniu nową królową. Zrobiła to tylko i wyłącznie po to, aby pomóc rodzinie finansowo. Przez panujący w Illei system klasowy, rodzinie Ami  nie wiedzie się zbyt dobrze. Nie jest najgorzej, ale mogło być lepiej.

“Czasami, aby coś ukryć, najlepiej robić to na oczach wszystkich.”

Jednak czy to na pewno prawda? Co tak naprawdę stoi za przybyciem Americi do pałacu królewskiego? Co łączy ją z pewnym gwardzistą z pałacu? I do kogo ostatecznie należeć będzie jej serce?

W większości przypadków, kiedy kobieta płacze, wcale nie chce, żeby ktoś rozwiązał jej problem. Chce tylko usłyszeć, że wszystko będzie w porządku.”

Mimo upływu tych paru lat, książka dalej jest mi bardzo bliska, a radość z czytania była taka sama, jak na samym początku, a Ami spowodowała, że uwielbiam ją jeszcze bardziej. Z pewnością nie mogę powiedzieć, że jest pospolitą dziewczyną.

Ty sobie nie dajesz rady z płaczącymi kobietami, a ja nie radzę ze spacerami u boku księcia.”

Wybory, których dokonuje, zachowania pozostałych kandydatek, zadania, którym musi stawić czoła, no i oczywiście spotkania z Maxonem  powodują, że akcja toczy się cały czas i nie stoi w miejscu.

Recenzja “Królowej i Faworytki” Kiery Cass

Gdy książka stała się dostępna w polskich księgarniach jeszcze w grudniu 2015 roku jakoś tak zamarudziłam i kupiłam ją miesiąc po premierze, podczas gdy pozostałe części wzbogacały moją biblioteczkę wcześniej. Brak czasu na czytanie czy chociażby zajrzenie do księgarni jednak robi swoje.

“Wolałam, żeby moim ostatnim wspomnieniem była jego śmierć, wolałam to niż cierpieć świadomość, że jego ostatnim wspomnieniem będzie moja. Nawet teraz, samotna w celi, pragnęłam tylko ulżyć mu bólu.”

Ale do rzeczy. Książka jest dodatkiem do serii “Selekcja”. Zawiera w sobie historię eliminacji o rolę przyszłej królowej, poznajemy również losy najlepszej przyjaciółki Americi – Marlee, która podczas eliminacji została zdegradowana do ósemek (system kastowy występujący w “Selekcji”), ale nie powiem Wam dlaczego została tak ukarana. Widzimy eliminacje oczami Celeste – jednej z uczestniczek . Występuje również wątek pokojówki, która zakochuje się w byłym chłopaku Ami – Aspenie a także dowiadujemy się jak potoczyło się życie kilku dziewcząt, które zostały odesłane do domów. Na końcu książki umieszczone również zostały pytania zadane autorce.

“Ami podała mi pudełeczko, a ja przygryzłam wargi w oczekiwaniu. Nie miałam nic z rzeczy, jakie wyobrażałam sobie na moim ślubie – pięknej sukni, wspaniałego przyjęcia, sali pełnej kwiatów. Jedyną rzeczą, jaka miałam tamtego dnia, był całkowicie idealny pan młody, a ja byłam wystarczająco szczęśliwa z tego powodu, by machnąć na wszystko inne ręką.
Mimo wszystko miło było dostać prezent. Dzięki temu ślub wydawał mi się bardziej prawdziwy.”

Książka jest napisana bardzo prostym językiem, dzięki czemu łatwo i przyjemnie się ją czyta. Jest pozbawiona nudnych opisów i bardzo optymistyczna. Historie w niej zawarte pokazują, że miłość może pokonać wszystko, jeżeli oczywiście jest prawdziwa. Bohaterowie są barwni i bardzo interesujący, a czasem kontrastowi (wybuchowy książę Clarkson i łagodnie usposobiona Amberly). Wręcz idealna pozycja na Walentynki.
Jeszcze raz serdecznie polecam.

Recenzja “Lekcji martwej mowy”

Na wstępie chciałabym serdecznie podziękować  wydawnictwu “Szara Godzina” za przekazanie mi egzemplarza książki i umożliwienie tym samym zrecenzowanie tej powieści.Lekcja martwej mowy

“Lekcja martwej mowy” jest piątą częścią przygód Jakuba Sterna, które mają miejsce w Polsce i we Lwowie w czasach kiedy rządy sprawował Władysław Gomułka. Żałuję, że to moja pierwsza książka tej serii. Szybko będę musiała nadrobić te Lwowie zaległości.

Jakub Stern i Wilga de Brie wracają do Lwowa z pewną misją. Dlaczego były współpracownik zaprasza ich do Lwowa? Komu mogą ufać, a komu wręcz przeciwnie? Kim jest tajemniczy K, o którym w raportach donosi Wanda? Dla kogo ona pracuje? O czym był artykuł, który miał pojawić się w “Kurierze” 1 września 1939 roku? To tylko nieliczne pytania, które zadawałam sobie podczas lektury. Tłem dla całej fabuły jest wojna z bolszewikami, interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji oraz sowiecka okupacja  Lwowa. Swoją drogą, autor świetnie pokazał realia panujące w tamtym okresie.

Bohaterowie są żywi, wręcz namacalni, bardzo łatwo się z nimi utożsamić i przeżywać to samo, co oni. Bardzo polubiłam Sterna wraz z Wilgą. Z kolejnych kartek powieści, składamy w całość kawałki ich przeszłości.

Książka napisana jest dość prostym językiem, a występujące tu rosyjskie zwroty są przetłumaczone na język polski tak by dodatkowo oddawały klimat sowieckiego Lwowa. W powieści króluje narrator trzecioosobowy, jednak zarówno raporty  niejakiej Wandy, oraz retrospekcja Sterna pisane są w pierwszej osobie, co jest wspaniałym urozmaiceniem. Dzięki temu zabiegowi, możemy również bardziej wczuć się w postaci.

Każde słowo historii chłonęłam z zapartym tchem, nie mogąc się od niej oderwać. Posiada ona niespodziewane zwroty akcji, intrygę i tajemnicę. Z czystym sumieniem mogę polecić ją wszystkim pasjonatom historii. Osoby, które uwielbiają sensację, też znajdą coś dla siebie. Polecam przeczytanie również wcześniejszych części wtedy z pewnością opowieść będzie łatwiej przyswajalna przez czytelnika.

Zapowiedź!

Haya!

Dziś szybko i króciutko 😉

Oto zapowiedź książki, którą zrecenzuję w najbliższym czasie:

“Jakub Stern powraca!
Wojna z bolszewikami w 1920 roku, okupacja sowiecka Lwowa w 1939 roku, wydarzenia marcowe oraz interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w 1968 roku, stanowią tło historyczne Lekcji martwej mowy, w którą wplątana została dziennikarska para: Jakub Stern i Wilga de Brie z przedwojennego „Kuriera”.
Jakub Stern wraca do Lwowa z misją. Po co? Kto mu pomaga, a kto przeszkadza? Czego boi się Gomułka? Czym jeszcze nas zaskoczy nietuzinkowy dziennikarz?
Nowa powieść Pawła Jaszczuka to intrygująca mieszanka sensacji, emocji i tajemnic trzymająca w napięciu do ostatniej strony.”

 

 

 

Podsumowanie stycznia

Hej 😀

Cały miesiąc ciszy, jednak już wracam.

Sesja, sesja i jeszcze raz sesja.

Mimo tego, że sesja zaskoczyła studentów jak zima kierowców, udało mi się przeczytać parę książek. A oto one:

1)Dziewczyny, które zabiły Chloe

2)Metalowa Dolna

3)Gwiazdka z nieba

4)Alicja w Krainie Koniczyny cz.4

5)Alicja w Krainie Koniczyny cz. 5

6)Wojna futbolowa

7)Wańkowicz krzepi

8)Kocięta

W przyszłym miesiącu postaram się być bardziej aktywna.

Pozdrawiam //A.M.N