Kiedy dostaję powieść Melisy Bel, najchętniej rzuciłabym wszystko, co robię, żeby móc od razu zabrać się za najnowszy tytuł autorki. Niestety jednak „Zabójczy książę” musiał cierpliwie „zaczekać” na swoje pięć minut. I w końcu się ich doczekał.
Tym razem główną bohaterką została Rosalyn Foster, którą czytelnicy poznali w poprzednim tomie cyklu Co za para – „Detektywie i złodziejce”. Dziewczyna zatrudniła się u księcia Evana de Clare jako guwernantka jego córki. Z początku ich relacja była dosyć napięta – kobieta krytykowała księcia na każdym kroku. Nie pomagał również fakt, że mężczyznę oskarżano o zamordowanie swojej zmarłej żony. Jak się jednak okazało, prawda była o wiele bardziej skomplikowana…
Uwielbiam książki Melisy z tego względu, że są naprawdę lekkie i szybko się je czyta. Dodatkowo cała opowieść pochłonęła mnie tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam zbliżać się do końca lektury.
Rosalyn czasami zaskakiwała mnie swoim rozumowaniem pewnych rzeczy. Na szczęście zawsze mogła liczyć na panią Wilson, która dawała jej delikatnie do zrozumienia, co wypadało mówić, a czego nie. Sam Evanan natomiast, był naprawdę ciekawą postacią z dość smutnym back story. Nawet zrobiło mi się go szkoda. Mimo swojego szorstkiego i trochę może gburowatego obycia (dogadałby się pewnie z Ovem, gdyby żyli w jednych czasach), miał naprawdę wielkie serce, co pokazywało, chociażby to, co zrobił dla swojej córki.
Mimo że lekturę skończyłam całkiem niedawno, to już tęsknię za światem, który autorka tworzy w swoich powieściach. Naprawdę nie mogę się już doczekać kolejnej historii.
Skoro tak entuzjastycznie piszesz o tej książce, to koniecznie muszę ją przeczytać.
Brzmi jak lekka lektura na jeden wieczór 😉
brzmi na prawde super,
Świetnie, że książka przypadła Ci do gustu!
Witam serdecznie ♡
Tytuł brzmi bardzo interesująco, muszę przyznać, że zachęciłaś mnie do sięgnięcia po tę książkę 🙂
Pozdrawiam cieplutko ♡