Bloodfever – drugi tom kroniki Mac O’Connor

Pierwsze spotkanie z Mac O’Connor miałam w kwietniu tego roku, kiedy to zapoznałam się z powieścią pt.: „Darkfever”. Teraz sięgnęłam po „Bloodfever”, czyli kontynuację tej historii. Od razu przyznam, że drugi tom podobał mi się bardziej niż jego poprzednik. 

UWAGA! KSIĄŻKA DLA CZYTELNIKÓW 18+. MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOILERY! 

Mac wciąż próbuje się odnaleźć w nowej rzeczywistości, w której zmuszona jest zabijać, aby przeżyć. Barrons, jej tajemniczy mentor i opiekun stara się ją mieć cały czas na oku, jednak kiedy pojawia się V’lane, sprawy się komplikują. Mac nie wie, komu może zaufać, a dodatkowo na jaw wychodzą całkiem nowe fakty, takie jak tajemnicze stowarzyszenie, które również od jakiegoś czasu się nią interesuje…

Okładka książki pt.: „Bloodfever”.

Jakoś tak się złożyło, że niewiele zapamiętałam z pierwszej części. Na szczęście nie sprawiło to kłopotu podczas zapoznawania się z kolejnym tomem. Mac raz mnie drażniła, raz nie. Niby próbuje pokazać, że dorasta i się zmienia, chociaż niekiedy zachowuje się jak rozkapryszone dziecko. V’lane’a nie lubię w ogóle. Nie zrozumcie mnie źle – jako postać został wykreowany przez autorkę świetnie, jednak przez to, co mówi i robi, nie ufam mu za grosz. Jestem ciekawa, kim tak naprawdę jest Jericho Barrons, który też ma swoje za uszami, ale nie drażni mnie w takim stopniu jak książę Fae. 

Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Chcę dowiedzieć się, jak potoczą się dalsze losy Mac i czy w końcu zdobędzie Sinsar Dubh.

Współpraca barterowa z wydawnictwem You&Ya